Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podwodna eksplozja pod kontrolą Marynarki

Krzysztof Miśdzioł, Roman Kościelniak, Kazimierz Netka
Podwodna eksplozja unieszkodliwiła stare bomby
Podwodna eksplozja unieszkodliwiła stare bomby Roman Kościelniak
Bomby głębinowe znajdujące się na zatopionym niemieckim okręcie z czasów drugiej wojny światowej zdetonowano w czwartek na Zatoce Gdańskiej w pobliżu Helu. O godz. 14.30, w odległości około kilometra od portu rybackiego, wzniosła się wysoka na kilkanaście metrów fontanna wody.

To właśnie była podwodna eksplozja, której skutki odczuto też na brzegu. Ci, którzy ją obserwowali, twierdzili bowiem, że czują drgania ziemi.

- Wokół Helu znajduje się sporo wraków z czasów drugiej wojny światowej - mówi Bronisław Maciejewski, zajmujący się zarządzaniem kryzysowym i obroną cywilną w helskim magistracie. - Bomby znaleziono wewnątrz niemieckiego kutra przerobionego na kanonierkę - ścigacza okrętów podwodnych UJ 301.

Operacja prowadzona przez Marynarkę Wojenną przygotowywana była od wielu miesięcy. Wczoraj płetwonurkowie zeszli pod wodę i zamontowali ładunki wybuchowe we wraku. Wszystko zaczęło się bladym świtem.

- Najpierw nasze jednostki przepłoszyły z tego rejonu akwenu ssaki morskie - powiedział nam wczoraj komandor porucznik Bartosz Zajda z biura prasowego Marynarki Wojennej. - Planując operację, ściśle współpracowaliśmy ze Stacją Morską Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego i jej szefem, profesorem Krzysztofem Skórą. Chodziło o to, aby eksplozja nie zaszkodziła przyrodzie.

- Dzięki umiejętnościom Marynarki Wojennej, udało się uchronić stworzenia morskie, a także urządzenia zainstalowane przez naukowców, a jednocześnie usunąć to, co zagrażało bezpieczeństwu powszechnemu ludzi - podkreśla dobrą współpracę z marynarzami Joanna Jarosik, pomorski wojewódzki konserwator przyrody.
Kiedy wszystko było gotowe, saperzy podciągnęli przewody detonatora z wraku na helski cypel. Na lądzie też zastosowano nadzwyczajne środki ostrożności: policja, Straż Graniczna i Żandarmeria Wojskowa szczelnym kordonem odgrodziła cały brzeg w Helu od portu rybackiego po sam cypel. Żaden cywil nie mógł się zbliżyć do wody. Obawiano się dużej fali spowodowanej wybuchem. Dokładnie o godz. 14.30 nastąpiła eksplozja - fontanna była widoczna gołym okiem z brzegu, ale dużej fali nie spowodowała.

- Poczuliście, jak zatrzęsła się ziemia?! - ekscytowali się gapie na brzegu.

Zadanie zniszczenia min otrzymała załoga niszczyciela ORP "Flaming" i grupa płetwonurków - minerów z 13 Dywizjonu Trałowców.

Na pokładzie niemieckiej kanonierki znajdowało się pięć bomb głębinowych, a co gorsza, trzy były uzbrojone.

- Z tego powodu właśnie nie można było ich podnosić z dna, musieliśmy zdetonować przytwierdzone do bomb przez nurków ładunki - tłumaczy komandor Zajda.

Z prośbą o zdetonowanie niebezpiecznej jednostki wystąpił do Marynarki Wojennej Urząd Morski. Już kilka lat temu UM zakazał nurkowania w tym rejonie. Istniały jednak obawy, że amatorzy wrażeń będą tu nadal nielegalnie schodzić pod wodę.

Czwartkowa eksplozja nie kończy jeszcze operacji. Marynarka Wojenna będzie sprawdzać, czy niebezpieczny podwodny arsenał został unieszkodliwiony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki