Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trumienny portret papieża

Jarosław Zalesiński
"Aktorzy grają jakby każdy swoje". Od lewej Grzegorz Falkowski, Krzysztof Gordon, Anna Kociarz i Maciej Konopiński
"Aktorzy grają jakby każdy swoje". Od lewej Grzegorz Falkowski, Krzysztof Gordon, Anna Kociarz i Maciej Konopiński Grzegorz Mehring
Więc jednak to prawda: kryzys dotknął i teatr Wybrzeże - pomyślałem, ujrzawszy, co też scenograf Tomasz Brzeziński wybudował na sopockiej kameralnej scenie teatru jako dekorację do polskiej prapremiery "Łupu" Joe Ortona.

Zamiast normalnej, pudełkowej konstrukcji Brzeziński machnął tylko po lewej i po prawej stronie prostą boazeryjkę, podpartą stemplami, pozawieszał sztuczne paprotki w doniczkach - i to by było na tyle. Klimat jak w salce pożegnań w cmentarnej kaplicy w budowie, podkreślony trumną ze zwłokami, ustawioną między sceną a widzami. A po drugiej stronie, w głębi, widoczne wszystkie wnętrzności teatralnego zaplecza i fotele jak u fryzjera, w których rozsiadają się aktorzy w przerwach między występami.

Spowodowane kryzysem oszczędności? Chyba nie, skoro pod koniec sztuki inspektor Truscott (Mirosław Baka) specjalnie podkreśla, że przyszło mu grać nie w czterech, tylko w trzech... dwóch ścianach. Reżyser Iwo Vedral wiedział, co robi. Trzeba tylko spróbować podążyć za jego myślą.
Joe Orton to enfant terrible brytyjskiego współczesnego dramatu. Wszystkie jego makabreski były na bakier z dobrymi obyczajami i dobrym smakiem.

"Łup" nie jest w niczym lepszy. Nieboszczkę, panią McLeavy, bez ceregieli wyrzuca się z trumny, rozbiera do naga i upycha w szafie, nawet głową w dół. Jej szklane oko turla się po podłodze, a do tego eksplodują wnętrzności, źle zakonserwowane w pojemniku. Łatwo można by z tego wszystkiego zrobić grubą farsę, powodującą salwy śmiechu publiczności. Może nawet za łatwo...
Vedral farsy nie zrobił i od tej strony jego "Łup", chociaż zabawny, na komediowości stracił. Zwłaszcza w pierwszej części sztuka rozwija się niemrawo, a i później nie ma w niej typowego dla farsy przyspieszenia. Ale mamy za to coś w zamian: niegłupią przypowiastkę o współczesnej Polsce.
Przed premierą zastanawiałem się, co zrobi Vedral z gęsto rozsianymi w tekście Ortona szyderstwami z katolickiej obłudy, co to modli się pod figurą, a diabła ma za skórą. W anglikańskiej Anglii jakoś to jeszcze uchodziło, ale w kraju, w którym 90 proc. społeczeństwa przyznaje się do katolickiej wiary swych przodków? A może właśnie Vedral dodatkowo to podkręci, puści z offu audycję Radia Maryja, a w tle ustawi woskową figurę ojca dyrektora?

Na szczęście Vedrala takie łatwe efekty nie znęciły. Owszem, Fay (Anna Kociarz), niezwykle pobożna pielęgniarka i seryjna morderczyni w jednym, odmówi raz różańczyk, ale to niemal wszystko. Owszem, poczciwy McLeavy (Krzysztof Gordon) wytaszczy na scenę portret polskiego Papieża, ale po to tylko by został on przyklejony, i to ordynarnie, taśmą klejącą, na trumnie pani McLeavy. Całkiem jak portret trumienny.

Katolicyzm u Ortona jest niebezpieczny, bo pełen hipokryzji. W wersji Vedrala jest równie nieszkodliwy i śmieszny jak poczciwina McLeavy. To może tłumaczy, dlaczego postać ta grana jest przez Krzysztofa Gordona z powagą, a nie jak farsowa figura. To postać z życia wzięta. A kiedy Gordon w ostatniej scenie, poturbowany, o kulach i z gipsem na nodze, odprowadzany jest do więzienia, pokrzykując bezradnie "jestem niewinny", wiemy, że nic mu to nie pomoże.

McLeavy, katolicki wdowiec i emeryt w jednym, nie jest dość cwany i dość silny, by się w tym świecie ostać. Rządzi tu bowiem co innego - po pierwsze pieniądze, którymi napchana jest trumna opróżniona z nieboszczki McLeavy. A po drugie - wspomniany inspektor Truscott. Demokratyczny stróż prawa, który nic sobie z prawa nie robi, kiedy trzeba - kantuje, kiedy należy - pobije, a na koniec zgarnia całą kasę.

Mirosław Baka zgrabnie zagrał połączenie w jednej postaci cwaniaka i tępaka, któremu bardziej skomplikowane procesy myślowe przychodzą z wyraźnym trudem. Wiem, że to skojarzenie przez aktora i reżysera niezaplanowane, a jednak przypomniał mi się w pewnym momencie esbek, grany przez Andrzeja Seweryna w "Człowieku z żelaza". Nie chodzi o rangę roli i postaci. Chodzi o tę samą mentalność. A przypomniał mi się raptem Seweryn, kiedy ze sceny padły słowa, że w więzieniu łatwo można się zabić.
Kontekst sprawy Olewnika - wiem, przypadkowy dla tego tekstu, sprawił, że mimo wszystko jakoś odechciało mi się śmiać. W tej ustawionej byle jak dekoracji dzieją się bowiem rzeczy skądś znajome. To taki świat na niby, w którym mamy demokrację i wolność, ale pod spodem tego wszystkiego załatwia się zupełnie inne interesy. Mamy pozorną fasadę i całkiem inne wnętrze. Dokładnie tak jak w przestrzeni sceny wyraził to scenograf.

Polskiej prapremierze "Łupu" można mieć różne rzeczy za złe. Muzyka jest od czapy, a aktorzy grają jakby każdy swoje. Anna Kociarz ładnie, na wielu niuansach, buduje postać pielęgniarki morderczyni, a Maciej Konopiński postać Hala na jednym rysie. Baka jest farsowy, a Gordon serio - i tak dalej. A jednak nie można odmówić Iwo Verdalowi inteligentnego pomysłu na wystawienie Ortona po polsku.

Pewnie by i "Łup" nie wymagał tak detalicznego opisu - to jednak lekkostrawna sztuka, gdyby nie to, że sopocka premiera zbiegła się z półmetkiem dyrektorowania teatrowi Wybrzeże przez Adama Orzechowskiego, a to prowokuje do podsumowań. "Łup" to kolejna egzemplifikacja repertuaru budowanego na prapremierach i na pracy młodych, czasem debiutujących reżyserów.

To repertuar podwyższonego ryzyka, nic więc dziwnego, że dyrektor Orzechowski zaliczył wiele wpadek. Ale powstały też przedstawienia zastanawiające. Jeśli nawet ci młodzi reżyserzy z różnym skutkiem radzą sobie ze skomplikowaną materią teatru, to jednak ich wrażliwości, sposobowi patrzenia na świat przyglądam się ze stopniowo rosnącym zainteresowaniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki