Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzień niechcianego chorego

Dorota Abramowicz
W szpitalu na gdańskiej Zaspie w ciągu ostatniego roku było ich co najmniej tysiąc. O podobnej skali problemu mówią lekarze ze Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku. W Szpitalu Miejskim w Gdyni doliczono się we wtorek piętnastu "długoterminowych" pacjentów.

W skali województwa można rocznie znaleźć od kilku do kilkunastu tysięcy chorych, na których po zakończeniu szpitalnego leczenia nie czeka stęskniona rodzina - ludzi, których nie ma dokąd wypisać.

- Ogromny problem - mówi Ewa Oroń, z-ca dyrektora w Szpitalu Specjalistycznym św. Wojciecha Adalberta w Gdańsku. - Są to zarowno osoby, które mają dom, jak i bezdomni, ubezpieczeni i nieubezpieczeni, mający rodzinę i całkowicie samotni. Nasi pracownicy stają na głowie, by znaleźć im miejsce w zakładach opiekuńczo-leczniczych, schroniskach dla bezdomnych, namawiają rodziny, by zaopiekowały się chorym dziadkiem lub wujem.

Nie zawsze skutecznie. Rekordzista przeleżał na Zaspie kilka lat. Do śmierci.

Największe problemy mają oddziały internistyczne i neurologiczne, gdzie trafiają głównie osoby w podeszłym wieku. Dr Janusz Bałanda, ordynator oddziału wewnętrznego w Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku mówi z goryczą, że w opiece nad człowiekiem starym Polska znajduje się na szarym końcu Europy.

- Żyjemy coraz dłużej - mówi dr Bałanda. - Niestety, ostatnich lat dożywamy jako osoby zniedołężniałe. Opieka pozaszpitalna na poziomie pielęgnacji jest zła. Rodziny bronią się, jak mogą, przed przyjmowaniem do domu bliskich z chorobą Alzheimera, wymagających przewijania, karmienia. Tłumaczą się chorobą, wyjazdem. Nie odbierają telefonów.

Zdarzają się przypadki, że po wielu nieudanych próbach szpital prosi o pomoc policję. Pacjent wraca do domu w asyście funkcjonariuszy. Na to też jest sposób. Bywa, że chory, którego z ogromnym poświęceniem w szpitalu doprowadzono do stanu niezagrażającego życiu, pojawia się po kilku dniach w izbie przyjęć.

- Pogorszyło mu się - oznajmia rozbrajająco rodzina i przyznaje, że rzeczywiście nie brał zapisanych leków.

Częściowym rozwiązaniem problemu byłoby zwiększenie liczby łóżek opiekuńczo-leczniczych. W naszym województwie brakuje miejsc dla ok. tysiąca pacjentów.

- Zakłady opiekuńczo-lecznicze na Pomorzu dysponują łącznie 605 takimi łóżkami - liczy Maciej Łukowicz, dyrektor Departamentu Zdrowia przy Urzędzie Marszałkowskim. - Ponad połowa z nich znajduje się w placówkach samorządowych, pozostałe to niepubliczne ZOL.
Na wybudowanie specjalnego szpitala nie ma co liczyć, władze samorządowe zamierzają tworzyć takie oddziały w istniejących już szpitalach.

Często wystarczyłaby pomoc profesjonalnych opiekunek w domach pacjentów. Opiekunkom płacą poszczególne gminy.

- Jeśli wystarcza na opłacenie dwóch godzin pracy raz w tygodniu, to jest to pomoc niedostateczna - mówi dr Jerzy Karpiński, lekarz wojewódzki. - W wielu przypadkach rodzina nie daje rady i chory wraca do szpitala. Albo umiera.

Papież prosił o opiekę i troskę

Obchodzimy dziś Światowy Dzień Chorego, święto ustanowione przez Papieża Jana Pawła II 13 maja 1992 roku - w 75. rocznicę objawień fatimskich i w 11. rocznicę zamachu na jego życie na placu św. Piotra w Rzymie.

Dokładnie przed 25 laty Ojciec Święty wydał list apostolski "Salvifici doloris", który ukazuje zbawczy sens cierpienia i wzywa chrześcijan do zatroszczenia się o chorych. Mówi on także o konieczności zapewnienia lepszej opieki osobom cierpiącym. Trudno policzyć, ile osób będzie dziś na Pomorzu obchodzić to szczególne święto. Co najmniej 12 tys. pacjentów leczy się w szpitalach (mamy ponad 10 tys. łóżek w placówkach publicznych oraz prawie 2 tys. w psychiatrycznych).

Do tego należy doliczyć osoby przebywające w hospicjach, ośrodkach opiekuńczych, a także w domach prywatnych. W tym roku na leczenie Pomorzan Narodowy Fundusz Zdrowia zamierza wydać 3 mld 117 mln zł. Niewielka część tej kwoty - zaledwie 44,183 mln zł - została przeznaczona na tzw. opiekę długoterminową, czyli sprawowaną nad osobami, które wymagają jedynie dobrej pielęgnacji. Dla około tysiąca takich chorych nie ma miejsc w zakładach opiekuńczo-leczniczych.

Brak miłości może zabić

Rozmowa z dr Ewą Massalską-Błęcką, ordynatorem II oddziału interny Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku

Kłócą się rodziny przy łóżku chorego?

Kłócą się, oczywiście jeśli wcześniej je znajdziemy. Czasem szukamy ich przez policję, czasem przez wójta. Najgorzej, że nie zawsze uda się nam wyciągnąć ich z sali, by nie mówili tego, co mówią przy pacjencie.

A co mówią?

Różne rzeczy, bywa, że okrutne. Pracuję już 35 lat, ale nigdy wcześniej nie spotkałam się z sytuacją, gdy przed świętami oddział, zamiast pustoszeć, zapełniał się chorymi. Kiedyś zjawiały się z wizytą w szpitalu całe rodziny. Dziś prawie w ogóle nie widać wnuków.

Jak reagują chorzy?

Miłość czyni cuda. Pacjenci otoczeni troską rodziny niespodziewanie szybko wracają do zdrowia. I odwrotnie - brak miłości poważnie utrudnia leczenie. Człowiek, który słyszy, że bliscy go odrzucają, traci chęć do życia. Nierzadko umiera. Widziałam to naprawdę wiele razy i z pełną odpowiedzialnością powiem pani - brak miłości może zabić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki