Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żal zamiast wielkiej inwestycji

Redakcja
Maciej Grabski
Maciej Grabski Przemek Świderski
Z Maciejem Grabskim, przedsiębiorcą, niedoszłym inwestorem w Gdańsku Oliwie, rozmawia Artur Kiełbasiński

Na ile ocenia Pan szanse na powstanie w Oliwie centrum biurowego, które miał budować fundusz, którym Pan zarządza?

Przykro mi to mówić, ale na dziś nie widzę szans.

Skąd taka ocena? Jeszcze niedawno słyszeliśmy zapowiedzi, że w ciągu kilku lat powstanie tam nowoczesne centrum.

A dlaczego nikt z Urzędu Miasta nie przyszedł na zawarcie umowy notarialnej w wyznaczonym terminie, 27 listopada? Proszę zadać to pytanie urzędnikom, ja straciłem do nich zaufanie. Czy da się dziś w Gdańsku zrobić inwestycje takie jak we Wrocławiu, Poznaniu czy choćby Bydgoszczy? Nie wiem, mam bardzo duże wątpliwości. Miało powstać nowoczesne centrum biurowe, 14-15 tysięcy miejsc pracy, i co? Umowa była prosta - budujemy 221 mieszkań komunalnych, a w zamian dostajemy grunt, na którym budujemy wielkie centrum biurowe dla najlepszych firm i zagranicznych inwestorów.

Byliście o krok od zawarcia umowy. Dlaczego jej nie ma do dziś?

Urząd Miasta nie przystąpił do aktu notarialnego w umówionym terminie, nie przekazał gruntu i nie zapłacił za przejęte 3 miesiące temu mieszkania. Przy takim kryzysie zaufania trudno zrealizować jakikolwiek duży projekt. Władze miasta fundują mnie i innym mieszkańcom Gdańska biznesowy
horror. W ciągu 9 miesięcy zbudowaliśmy 221 w pełni wyposażonych mieszkań. Pracowaliśmy dzień i noc, bo ludzie mieli zamieszkać w nich przed zimą. I jeszcze jedno - chcieliśmy ze wszystkim zdążyć przed Euro 2012. Tymczasem w zeszłym tygodniu wiceprezydent Bielawski, listownie, kazał odebrać te wybudowane dla miasta mieszkania, i to po 3 miesiącach od kiedy dostali do nich klucze. Rozumie Pan coś z tego? Ja nie.

Czy oznacza to, że Maciej Grabski i jego spółka rezygnują z interesu?

Nie mogę pozwolić, by urzędnicy miejscy prowadzili ze mną jakąś grę o nieprzejrzystych intencjach, żeby łamali zawartą umowę, przepisy i własne zasady, przez siebie ustalone w konkursie dwa lata temu. Żeby przerzucali na mnie wszystkie ryzyka, które zauważyli kilkanaście miesięcy po podpisaniu ze mną umowy. Ja przecież nie jestem petentem przed urzędnikiem, tylko inwestorem, który po prostu wykonał dobrze swoją robotę. Liczyłem na słowo dziękuję, potem na słowo przepraszam, a usłyszałem - jak się nie podoba po naszemu, to do widzenia.
Sprawa jest o tyle ważna, że ma Pan umowę przedwstępną zawartą w formie aktu notarialnego. Tak naprawdę sprawę w sądzie o zawarcie umowy stanowczej zapewne by Pan wygrał...

Tak, zgadzam się, w sądzie zapewne łatwo wygram odszkodowanie. Mogę wystąpić o odszkodowanie za wybudowane mieszkania, niezapłacony przez miasto VAT, utracony projekt inwestycyjny i jeszcze kilka innych aspektów. Czemu nie budujemy mimo wszystko? W naszej sytuacji uzasadniony był strach, że nie uzyskamy pozwolenia na budowę kompleksu biurowego, że potem nie dostaniemy pozwolenia na użytkowanie biurowców, że inwestycja będzie szykanowana, że zażąda się od nas gigantycznych inwestycji drogowych, że opłaty za użytkowanie wieczyste wzrosną kilkukrotnie. To ostatnie zresztą się stało już 5 grudnia, w trakcie trwania sporu, Urząd Miasta podniósł wielokrotnie opłatę za użytkowanie wieczyste gruntu pod budynkiem z mieszkaniami, które zbudowaliśmy. Jednak - nie jest łatwo podjąć decyzję o pozwie przeciwko miastu, w którym się urodziłem i z którym jestem bardzo związany. Moja rodzina mieszka tu od pokoleń.

Słuchając przedstawicieli Gdańska, mam wrażenie, że sprawa rozbiła się o kwestię podatku VAT, który Pan chce zapłacić, a miasto nie chce zawierać transakcji objętej tym podatkiem.

VAT to zasłona dymna postawiona przez urzędników. Gmina nie stanęła w ogóle do umowy zamiany w listopadzie, bo nie wywiązała się ze swoich zobowiązań. Dlaczego?
Urząd Miasta przez lata nie rozwiązał problemu kilku rodzin żyjących w budynku koło Olivii. Na tym terenie stoi do tej pory budynek mieszkalny. W takiej sytuacji akt notarialny byłby nieważny, co w podobnych przypadkach potwierdził Sąd Najwyższy. Kompletny bałagan. Trzymając się przykładu: gdy ktoś zapłacił za oczekiwane własne mieszkanie 100 proc. ceny, to liczy, że nowe mieszkanko będzie puste, a nie pełne obcych lokatorów. A VAT gmina musi płacić jak każdy, zgodnie z przepisami.

Czy to sugestia, że miasto nie chce odprowadzić podatku do budżetu państwa? A może jest realny kłopot z interpretacją przepisów?

Dziś prezydent Paweł Adamowicz mówi, "Miasto za tę transakcję nie musi odprowadzać podatku VAT". Jednak w zaproszeniu do przetargu było jasno napisane "VAT 22 proc.". Podobnie w umowie, którą zawarliśmy ponad rok temu. Może urzędnicy miejscy nie wyburzyli domku, aby uniknąć płacenia VAT?
A czy dopuszcza Pan w ogóle możliwość zawarcia transakcji bez zapłacenia podatku VAT?
Jesteśmy teraz w zupełnie innej sytuacji niż w listopadzie. Na chwilę obecną sprawa jest zamknięta. To, czego byśmy chcieli dziś, to
rozliczenie się przez miasto za wybudowane mieszkania.

Ale w Pana ocenie - zła wola przedstawicieli gminy, którą Pan sugeruje, wiąże się z błędnym przygotowaniem oferty, gdzie widać VAT był podany jako część zobowiązań, czy też oferta była prawidłowa, a "czary" zaczęły się później?

Oferta Urzędu Miasta była jasna. Półtora roku temu za grunt przy Olivii zdecydowałem się "zapłacić" dwa razy więcej niż następny oferent w przetargu. Każda ze stron miała pracę do wykonania. Ja miałem przygotować 221 mieszkań, a urząd przygotować grunt do zamiany, czyli faktycznie rozebrać stojący tam budynek. Ja oddałem 221 mieszkań, a domek po kilkunastu miesiącach wciąż stoi. Jeszcze na tydzień przed ustalonym terminem aktu słyszałem zapewnienia urzędników, że temat domku zostanie załatwiony. Czary zaczęły się, kiedy urzędnicy nie stawili się w wyznaczonym terminie na podpisanie aktu. Na marginesie, gdyby nasza spółka spóźniła się choćby jeden dzień z jednym mieszkaniem, to zapłaciłaby 10 mln kary umownej. A zwłokę miasta można liczyć w miesiącach.

A może jest Pan za mało elastyczny? Zawsze można próbować się porozumieć? Renegocjować umowę, ale już bez rozliczenia podatku VAT, szukać alternatyw. Pan prezentuje wersję
- realizujmy tylko umowę przedwstępną. Warto tak grać?

Ja nie gram. Ja się obawiam. Zbudowaliśmy mieszkania przed czasem. Cały grudzień i początek stycznia czekałem na spotkanie z prezydentem Adamowiczem. Na koniec usłyszałem od urzędników, że cała ta sytuacja to "moje ryzyko biznesowe". Otóż ani ja, ani moi inwestorzy nie chcemy być narażani na kolejne "ryzyka biznesowe", na jakie natrafiliśmy w Gdańsku. Te biurowce trzeba przecież wybudować, a decyzje, zgody, warunki, przyłącza do sieci wydają ci sami urzędnicy.
Ci sami urzędnicy mogą zażądać chociażby przebudowy Kołobrzeskiej albo nawet Kartuskiej. Dlatego nie dziwię się, że poważni inwestorzy wycofali się z projektu Olivia Business Centre.
Przyglądam się życiu gospodarczemu od 20 lat. Sytuacja, gdy jedna strona dostarczyła ponad 200 mieszkań, druga ją przyjęła i nie zrealizowała swojego świadczenia, jest zdarzeniem wyjątkowym.

W pełni się zgadzam. Nic dodać, nic ująć. Od strony prawnej sprawa jest jasna. Prawnicy ocenią naszą szkodę i będziemy w sporze prawnym. A nie o to chodziło. Spór to strata czasu i pieniędzy. Wykazaliśmy się w Gdańsku jako dobry, terminowy inwestor. Wszystkim kolegom z pracy i współpracującym firmom bardzo dziękuję za to osiągnięcie. W Gdańsku mieszkali już moi pradziadkowie, przedwojenni Polonusi. Chciałem zaangażować się w jego rozwój, w coś, co da mi satysfakcję, z czego byliby dumni moi najbliżsi i gdańszczanie.

A co z mieszkaniami?

To jest na dziś najbardziej palący problem. Daliśmy gminie notarialnie prawo do przekazywania oczekującym w kolejkach ludziom mieszkań już od 7 listopada. Nie możemy zrozumieć, dlaczego, choć urzędnicy mieli klucze do nowiutkich i kompletnie wyposażonych 221 mieszkań, żadnemu gdańszczaninowi nie pozwolili tam zamieszkać. Ci ludzie poprzez media pytają, co dalej. Ja też chciałbym spytać Pana Prezydenta Adamowicza, co dalej? Byliśmy w szoku, gdy tydzień temu jeden z urzędników pisemnie kazał nam wszystkie mieszkania odebrać. Sam się zastanawiam, jak to wszystko rozumieć. Czy zamiast odebrać te mieszkania od nas, chce kupić je od innej firmy? Może Państwo pomożecie i zapytacie urzędników?

Czy są szanse na jakieś rozwiązanie kwestii mieszkań?

Myśmy zaproponowali gminie zapłacenie na raty za przekazane mieszkania. Jesteśmy otwarci na wiele rozwiązań, ale nikt nie rozmawia z nami na ten temat. Miasto mogło zapłacić gruntem za przekazane mieszkania. Możemy poczekać na płatność od miasta, byleby oczekujący ludzie mieli gdzie mieszkać. Choć to nie ja zawiniłem, uważam, że nie można tych ludzi zawieść. Deklaruję prezydentowi Adamowiczowi, że jestem do dyspozycji, aby omówić tę kwestię. Jednak prezydent Bielawski, tak jak mówiłem, napisał, że mamy je sobie zabrać z powrotem.

Co będzie dalej? Nie chce Pan już rozmawiać z miastem?

Wydaliśmy olbrzymie pieniądze, ponieśliśmy szkody. To jasne, że nie chcemy stracić. Podejmiemy wszelkie działania prawne, by odzyskać nasze pieniądze. Na rozmowy, które pozwolą na skompensowanie powstałych szkód i uniknięcie dalszych, jestem otwarty. Jeśli prezydent ma poważne propozycje, będziemy o tym poważnie rozmawiać.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki