Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Decyzje zapadały w Magdalence

Redakcja
Bogdan Borusewicz
Bogdan Borusewicz Grzegorz Mehring
Z Bogdanem Borusewiczem, w latach 80. przywódcą podziemnej Solidarności, obecnie marszałkiem Senatu, rozmawia Barbara Szczepuła

Dlaczego nie uczestniczył Pan w obradach okrągłego stołu?

Uważałem, że jesteśmy za słabi, by uczynić istotny wyłom w systemie komunistycznym. Należało poczekać na trzecią falę strajków. Fala była wznosząca: słabszy strajk majowy, silniejszy sierpniowy, jesienny byłby jeszcze większy. Wtedy nasza pozycja negocjacyjna byłaby lepsza. Możliwe zresztą, że ta trzecia fala zmiotłaby ich ze stanowisk. Ale w to, że należy szukać kompromisu - nie wątpiłem.

Bał się Pan, że komuniści was oszukają?

Zdawałem sobie sprawę, że oni przystępują do rozmów, by system utrzymać, my - by go zmieniać.

Mówił Pan wówczas, że nie mógłby podać ręki Kiszczakowi.

To pewnie herbertowska kwestia smaku. Trudno by mi było podać rękę człowiekowi, który obok generała Jaruzelskiego był symbolem zniewolenia Polski, wszystkiego co najgorsze w aparacie władzy komunistycznej, który przez całe lata tropił nas i niszczył…

Dziś generał Kiszczak uważany jest nie tylko za akuszera okrągłego stołu, ale w ogóle demokracji w Polsce.

Chyba sam tak uważa.

Twierdzą tak ludzie związani z lewicą. A i Adam Michnik nazwał go swego czasu człowiekiem honoru.

Grupa, która wprowadzała stan wojenny, nie uczyniła tego, by doprowadzić do okrągłego stołu i demokratycznej Polski! Ta teza jest absurdalna!

Ale się pojawia.

Przecież dlatego wprowadzono stan wojenny, by zniszczyć Solidarność i nie oddać władzy. W roku 1989 komuniści też nie zamierzali oddawać władzy, ale musieli z nami rozmawiać, bo nie mieli innego wyjścia. Nie udało się im przeprowadzić reform, opór społeczny trwał. Musieli więc coś zrobić, by tę władzę utrzymać. Nie było to łatwe. Gorbaczow demontował już Związek Radziecki, zatem zdawali sobie sprawę, że Wielki Brat im nie pomoże.

Czyli zasiedli do okrągłego stołu ze strachu, że stracą władzę?

Tak właśnie było.
A teraz przedstawiają nam liryczną wersję wydarzeń: szli do okrągłego stołu, by się podzielić władzą. Tak mówiono podczas rocznicowej konferencji, którą lewica zorganizowała w Sejmie.

Nie zauważyłem tej dobrej woli przez kilka lat spędzonych w podziemiu. Wiedziałem natomiast o jedenastu tysiącach internowanych, kilkunastu tysiącach aresztowanych, kilkudziesięciu tysiącach wyrzuconych z pracy. Władze bały się, bo opór społeczny nie był wcale mały. Stworzyliśmy podziemie, które porównać można tylko z Państwem Podziemnym powstałym podczas okupacji niemieckiej i sowieckiej.

Czy skład strony solidarnościowej przy okrągłym stole był reprezentatywny?

Ludzi dobierał Lech Wałęsa i zrobił to dobrze. Klucz był taki: szefowie struktur podziemnych oraz ci, którzy wyróżnili się jako przywódcy strajkowi w maju i sierpniu 1989 roku. A także oczywiście doradcy, no i mecenas Siła-Nowicki.

Jako doradca Solidarności?

Nie, sam się wcisnął.

To można było się wcisnąć?

Widocznie tak.

Nie żałuje Pan teraz, że Pana tam nie było?

Ważniejsze były spotkania w Magdalence. Tam zapadły najważniejsze decyzje. Ta o legalizacji Solidarności, o częściowo wolnych wyborach do Sejmu i całkiem wolnych do Senatu, a także o tym, że prezydent będzie z obozu władzy. Relacjonował mi to wszystko jako szefowi regionu podziemnego i naziemnego zarazem Lech Kaczyński, który w rozmowach uczestniczył.

Dziś prezydent Kaczyński mówi w jednym z wywiadów, że przy okrągłym stole "można było chcieć więcej".

Uzyskaliśmy maksimum tego, co możliwe. Nawet więcej niż chcieliśmy, bo przypomnę, że domagaliśmy się przede wszystkim legalizacji Solidarności. "Chcieć więcej" to znaczy domagać się, by komuniści w tamtym momencie dobrowolnie zrzekli się władzy. To jest myślenie ahistoryczne.
Niektórzy, jak na przykład Anna Walentynowicz, mówią o zdradzie.

W roku 1983 Antoni Macierewicz przedstawił mi egzotyczną koncepcję polityczną rodem z Ameryki Południowej. Zaproponował, by Polską rządziło wojsko, Kościół i związek zawodowy Solidarność, a więc personalnie junta: Jaruzelski, Glemp i Wałęsa. Nikt nie potraktował tego pomysłu poważnie.

Lech Wałęsa z kolei mówi teraz o zgniłym kompromisie.

Co to znaczy "zgniły", jeśli w ciągu roku komuniści stracili władzę? W czerwcu 1990 roku odwołano ministrów Kiszczaka i Siwickiego. A w grudniu Lech Wałęsa był już prezydentem. Jeśli uważał, że kompromis był zgniły, nie trzeba było się na nań godzić.

Z oburzeniem oglądałam transmisję z sejmowych uroczystości związanych z dwudziestoleciem okrągłego stołu. Miałam wrażenie, że to święto postkomunistów. Pana tam nie było...

Nikt mnie nie zaprosił.

Była natomiast posłanka Senyszyn, poseł Olejniczak i inni. Budują teraz swoją złotą legendę okrągłostołową?

Może to jest w jakimś sensie ich święto? To jedyny moment z dziejów PRL, którego nie muszą się wstydzić. Ale to my wygraliśmy przy okrągłym stole, oni przegrali. Naszym świętem nie jest zresztą rocznica okrągłego stołu, ale wybory 4 czerwca 1989 r., w których komuniści ponieśli sromotną klęskę! A klęska systemu totalitarnego oznaczała wygraną Polski. I tę rocznicę będziemy świętować w Sejmie i Senacie.

Oraz w Gdańsku.

Ogólnopolskie obchody odbędą się także w Gdańsku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki