18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agatka z krainy bajek

Redakcja
Marcie, która od trzech lat zmaga się z ciężką chorobą, podarowany przez fundację  laptop ułatwi kontakt ze światem
Marcie, która od trzech lat zmaga się z ciężką chorobą, podarowany przez fundację laptop ułatwi kontakt ze światem Grzegorz Mehring
Jednym marzy się lalka Chou-Chou, innym - pływanie z delfinami albo spacer z Królewną Śnieżką. O dziecięcych fantazjach i dobrych wróżkach, które pomagają je spełniać, pisze Irena Łaszyn

Pierwszą marzycielką była Karolina, chora na nowotwór. Gdy zrobiło się całkiem źle, wyjawiła, że chciałaby zobaczyć jeszcze jedną wiosnę. Ale w Polsce padał śnieg i ściskał mróz, na zmianę aury się nie zanosiło. I wtedy pojawił się pomysł, by pokazać dziewczynie Londyn, który chciała zobaczyć równie mocno jak wiosnę, bo tam zima kończy się szybciej. Nad Tamizą nie było śniegu, mżył prawie ciepły deszcz, a Big Ben wybijał godziny jak na filmach.

Karolina zwiedziła Buckingham Palace i Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud, pojechała do Liverpoolu, zjadła kolację z bramkarzem Jerzym Dudkiem. Aż zasłabła, odwieźli ją do szpitala. Wiedziała, że to już, ale wydawała się szczęśliwa. Patrz, córcia, powiedziała jej mama, świtało, gdy cię rodziłam i świta, gdy odchodzisz. Ci, którzy tam byli, twierdzą, że Karolina się uśmiechnęła, zanim zgasła.

- To był dla nas szok i lekcja pokory - przyznaje Patrycja Wróbel z warszawskiej Fundacji "Dziecięca Fantazja", która od pięciu lat pomaga marzenia spełniać. Marzeń są tysiące, do tej pory udało się uszczęśliwić ponad 900 dzieci.

- Czasami trzeba się spieszyć - nie ukrywa Patrycja. - Gdy wiem, że zostało mało czasu, potrafię gryźć, drapać i stawać na głowie.

"Ich" dzieci mają nowotwory, mukowiscydozę, rdzeniowy zanik mięśni i parę innych chorób. Mają też ułańską fantazję, która potrafi uleczyć smutki. Według Patrycji, marzenia dzieci z Pomorskiego są szczególnie odlotowe. Bywa, że sięgają gwiazd.

Chora na białaczkę dziewczynka chciała teleskop, by oglądać wieczorne niebo. Inna poprosiła o konia, którego mogłaby dosiadać. Jeszcze inna, z nowotworem, wyznała, że marzy się jej koncert zespołu Linkin Park. Był więc teleskop, był koń i była specjalna przesyłka z Ameryki. Członkowie zespołu nagrali dwuczęściowy film: W pierwszej opowiadali o swoich planach i życzyli młodej fance powrotu do zdrowia, w drugiej - zamieścili nagranie z koncertu, z dedykacją i jej ulubioną piosenką "In The End", której refren "wykrzyczała" publiczność, by szybciej dotarł do Polski. To nagranie, dzięki Fundacji "Dziecięca Fantazja", dziewczyna mogła obejrzeć w gdańskim kinie Helikon. A po trzech latach, gdy Linkin Park przyjechał do Chorzowa, wysłuchała koncertu na żywo, bo dostała zaproszenie.

Patrycja twierdzi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli człowiek bardzo czegoś pragnie, choroba odchodzi w kąt.

Na Giewont i Florydę

List Agatki z Gdańska dotarł do fundacji dwa lata temu. Zaczynał się tak: "Nazywam się Agatka i mam 8 lat. Chodzę do integracyjnej pierwszej klasy. Jestem chora na rdzeniowy zanik mięśni. Nie umiem chodzić, sama siedzieć i bawić się tak, jak inne dzieci, więc zawsze oglądałam i słuchałam mnóstwo bajek. Najbardziej lubię bajki Disneya, a zwłaszcza te o księżniczkach i Kaczorze Donaldzie. Moim marzeniem jest wycieczka do Disneylandu, chciałabym choć przez chwilę znaleźć się w krainie bajek…".

List ukazał się na stronie internetowej fundacji, wśród setek innych. Mijały miesiące, Agatka cierpliwie czekała. Nie skarżyła się, nie narzekała, bo ona nigdy nie narzeka. I zadzwonił telefon.

- Polecisz na Florydę, do Walt Disney World, najbardziej znanego parku rozrywki na świecie - usłyszała. - Tam gdzie jest Zamek Kopciuszka i Main Street. Taka ulica, po której spacerują Myszka Mickey, Pies Pluto, Kaczor Donald, Kólewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków…

Małgorzata Żabik, mama Agatki, gdy usłyszała tę wiadomość, to najpierw się przeraziła. Tak daleko, osiemnaście godzin lotu, a Agatka jest delikatna, krucha, miewa kłopoty z oddychaniem. Nawet gdy leciały do kuzynki w Anglii, była w strachu. Mama, nie Agatka. Dziewczynka już nie jeden raz udowodniła, jak wielka w niej drzemie siła.

Choroba ujawniła się, gdy skończyła roczek. Nie stawała na nóżki, nie potrafiła ugryźć chlebka, nie mogła niczego chwycić. Nawet zegarka taty, który ją fascynował.

- Moim marzeniem było, by zdołała kiedyś ten zegarek podnieść - opowiada pani Małgorzata. - Bardzo długo wydawało się to niemożliwe, aż stał się cud. Teraz nie tylko zegarek, ale i szklankę z napojem Agatka potrafi utrzymać.

Potrafi też już posługiwać się nożyczkami, wycinać, pisać. Potrafi układać opowiadania i wiersze. Taki, na przykład: "Pewien liść chciał iść i wieść roznosić/ Chciał też naokoło wszystkich o śnieg prosić/ Prosił ćmę i prosił siano/ Lecz nikt mu śniegu nie dał/ Bo była jesień rano".

- Agatka ma cudowną rodzinę - zachwyca się Patrycja. - Dzięki rodzicom nawet po górach chodzi. Oni ją noszą na rękach!
Pani Małgorzata uzupełnia, że czasami wkładają Agatkę do takiego szmacianego nosidełka, które podtrzymuje pupę. Trzeba je mieć przed sobą, bo córka nie trzyma główki. Agatka nie jest wielkim ciężarem, waży raptem dziesięć kilo.

Tatry już zdeptali. Zdobyli Giewont.

- Gdy szliśmy do Doliny Pięciu Stawów, ktoś za nami wykrzykiwał: Zwariowali! Co za nieodpowiedzialni ludzie! A ja uważam, że trzeba żyć intensywnie, a nie byle jak - tłumaczy pani Małgorzata.

Wylot na Florydę - 20 lutego. Agatka mówi, że to jej największe marzenie. Poprzednie, równie piękne, spełniło się dzięki rodzicom. Ma na imię Beza i jest białym maltańczykiem.

Space Mountain i koń z kopytami

Patrycja wyjaśnia, że oprócz Agatki na Florydę poleci dziewczynka chora na białaczkę. Będzie na nie czekał Przemek Saleta, honorowy ambasador fundacji. Przemek przemierza Stany Zjednoczone na motorze, co zawsze było jego marzeniem. Patrycji powiedział, że spełniając własne fantazje, chce pomóc "jej" dzieciakom.

O marzeniach i marzycielach można opowiadać godzinami. Ile dzieci, tyle pomysłów. Jeśli ktoś chce laptopa, lalkę Chou-Chou, klocki Duplo czy konsolę PlayStation, to wystarczy się sprężyć, poszukać sponsorów. Jeśli dziecku marzy się jamnik, york lub prawdziwy koń z kopytami, to wymaga to trochę więcej przygotowań, ale też da się załatwić. Jeśli jednak ma to być spotkanie z delfinami, wizyta w domku Ani z Zielonego Wzgórza albo wyprawa do Zamku Kopciuszka - o, to naprawdę jest wyzwanie.

- W Eurodisneylandzie pod Paryżem byłam z chłopcem podłączonym na stałe do respiratora - relacjonuje Patrycja. - Niektórzy pukali się w głowę. Zwłaszcza że na miejscu Damian poprosił o… lot balonem. Jego mama, mimo lęku wysokości, nie chciała puścić syna samego i cały czas, przerażona, klęczała na dnie kosza, nie unosząc głowy, a Damian pokładał się ze śmiechu.

Ale to nie Damian przyprawił Patrycję o palpitacje serca, lecz Rafał z Tczewa, chory na mukowiscydozę, który do pierwszego wagonika Space Mountain, takiej kolejki pędzącej z szybkością 160 km/h, zaciągnął swoją opiekunkę.

- Nie mogłam odmówić, bo jazda ze mną była jego drugim marzeniem, ale darłam się najgłośniej ze wszystkich. Pocieszałam się, że dzięki temu szaleństwu Rafał będzie mieć naturalny drenaż płuc i obejdzie się bez inhalacji.
16-letni Łukasz, chory na rdzeniowy zanik mięśni, był na Wyspie Księcia Edwarda w Kanadzie. Mieści się tam pierwowzór domku Ani z Zielonego Wzgórza. Po tym domku mama go nosiła na rękach, a obsługa nie zaprotestowała nawet wtedy, gdy zapragnął spocząć w łóżku Ani Shirley, bohaterki powieści Lucy Maud Montgomery. Tam do tej pory takich rzeczy nie praktykowano, ale Łukasz był gościem wyjątkowym.

- Jest niesamowity - uważa Patrycja. - Podbija wszystkie serca. Ale język ma cięty. Ktoś mu życzy "bezpiecznych lotów", a on na to: To bez sensu, loty są bezpieczne, tylko katastrofy nie.

Na Księżyc nie latamy

Justyna z Gdańska i Kasia z Gdyni wybrały się do Conny Land pod Zurichem, by zobaczyć delfiny. Nie przewidziały, że będą z nimi pływać. Najmłodszy, zwany Magic, próbował je nawet "całować"!
Dwie dziewczynki spod Elbląga jechały limuzyną na "Shreka 2" i pizzę.

A Sandra z Gdańska była królewną, miała diadem, ochronę BOR, tron na Zamku Królewskim i makijaż wykonany ręką żony Ludwika Dorna. Gdy już przejechała się karetą, popływała gondolą, doświadczyła aplauzu tłumu i podała rękę prezydentowej Marii Kaczyńskiej, wyjawiła, że ma jeszcze jedno marzenie: ...talerz zupy pomidorowej. Ponieważ minęła godz. 22, to marzenie okazało się najtrudniejsze do spełnienia.

Partycja Wróbel, z wykształcenia psycholog, zanim zaczęła pracować w fundacji, zarabiała pieniądze dla innych, bo była świetnym handlowcem.

- Pusty śmiech mnie ogarnia, gdy myślę o tamtych czasach. Ta praca przewartościowała moje życie. Teraz zdobywam pieniądze po to, by zamienić je na uśmiech dziecka.

Fundacja ma wielu przyjaciół i wielu sponsorów. Ale kiedyś zadzwoniła kobieta i zapytała: Czy pani wie, że te dzieci nigdy nie będą płacić podatków? Nie lepiej inwestować pieniądze w takie, które mają szansę na wyleczenie?

Z tymi odejściami Patrycja wciąż nie umie się pogodzić i wciąż nie wie, co powiedzieć matce, która informuje ją o śmierci dziecka.

- Ale to od dzieci uczę się śmierć oswajać - mówi. - Kiedyś chłopiec w szpitalu spytał : Wiesz, że umrę? Na chwilę mnie zamurowało, a potem odparowałam: Wiesz, że ja też?
Śmierć towarzyszy jej od początku. Pożegnała Anię, której udało się dotrwać do Pierwszej Komunii. I Darka, który był jej przyjacielem, miał poczucie humoru i własnego bloga, na którym zapisał: Rak to może być tylko zwierzę.

Rzadko zdarzają się marzenia, których spełnić nie można. Ale bywają. Na przykład, gdy chłopiec z rakiem kości chce skoczyć na bungee. Albo gdy marzyciel w ciężkim stanie mukowiscydozy, pod tlenem, chce polecieć F-16. Albo gdy jakiś fantasta chce na Księżyc.

- Tam jeszcze nie latamy - rozkłada ręce Patrycja.

Ostatnio spełniała 12 kolejnych marzeń. Do Elbląga wiozła yorka, do Nowego Dworu - PlayStation, do Gdańska - przenośne DVD i klocki Duplo. Magda ze Stawisk dostała kino domowe i telewizor, Marta z Osowa - laptopa, a czteroletni Krystian ze Szlachty - czarnego hummera. Takiego na akumulator.

- To był mój najtrudniejszy wyjazd - wyjawia Patrycja. - Umierała bowiem moja babcia, która od początku mi kibicowała, modliła się za "moje" dzieci i wciąż grała w totolotka, aby zdobyć pieniądze na marzenia. I nie przerwałam tej podróży nawet wtedy, gdy dowiedziałam się, że odeszła, bo wiedziałam, że ona by tego nie chciała. Te dzieci na ciebie czekają - w kółko powtarzała. Rozdałam więc wszystkie marzenia i pojechałam na pogrzeb. A potem zagrałam w totolotka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki