Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Julke: wkrótce pęknie mydlana bańka pod tytułem Karnowski

Redakcja
Sławomir Julke przyznaje, że bał się Jacka Karnowskiego
Sławomir Julke przyznaje, że bał się Jacka Karnowskiego Tomasz Bołt
Ze Sławomirem Julkem, biznesmenem, który oskarżył Jacka Karnowskiego o próbę wymuszenia łapówki, rozmawia Piotr Weltrowski

Radość, ulga, żal? Co poczuł Sławomir Julke teraz, kiedy Jacek Karnowski usłyszał zarzuty?
Jako obywatel, ale też jako osoba niebędąca prawnikiem, uznałem, że prezydent Karnowski złożył mi propozycję korupcyjną i moje przekonanie znalazło potwierdzenie w ustaleniach prokuratury. Mimo to na początku było mi zwyczajnie przykro, gdy widziałem, jak kilku panów w ciemnych kominiarkach prowadziło Karnowskiego. Współczuję mu jako człowiekowi, nie żałuję go jednak jako polityka czy samorządowca.

Zarzuty to nie wyrok. Prezydent nie odpuszcza, ogłosił, że chce się poddać woli mieszkańców Sopotu...
To bardzo zręczny zabieg PR-owski. Jestem pewien, że w najbliższych tygodniach będziemy często słyszeć, jak wiele Karnowski zrobił dla sopocian. Będą nam serwować "kawę i ciastka dla każdego emeryta". Będziemy świadkami prawdziwej indoktrynacji ze strony prezydenta i jego służb prasowych. Ale myślę też, że Karnowski naraził się tym posunięciem wielu ludziom.

To znaczy komu?
Być może Platformie Obywatelskiej. Wydaje mi się, że nie tego oczekiwał od niego na przykład premier. Wydaje mi się i wierzę, iż Donald Tusk, mieszkaniec Sopotu, wypowie się w tej sprawie i poinformuje wszystkich, jak zamierza zagłosować w referendum.

Platforma jednak się wije. Głosy są podzielone, jedni Karnowskiego popierają, inni sugerują mu dymisję. Nie ma jasnego stanowiska partii w tej sprawie.
Poza Gowinem wije się raczej lokalna Platforma. Proszę zwrócić uwagę, że natychmiast gdy ujawniłem korupcję, zostałem zaatakowany w mediach przez marszałka Jana Kozłowskiego, który nie mógł mieć formalnej wiedzy, czego cała sprawa dotyczy. Tenże Jan Kozłowski jest politycznym ojcem Jacka Karnowskiego. Uważam więc, że lokalna Platforma może się bać Jacka Karnowskiego, a zwłaszcza Jacka Karnowskiego w areszcie.

Dlaczego?
Karnowski, będąc skarbnikiem tej partii, uczestnicząc w wielu jej przedsięwzięciach samorządowych, dysponuje ogromną wiedzą. Czego ona dotyczy? To jest duży znak zapytania, który jest też jednak odpowiedzią na pytanie o takie, a nie inne stanowisko PO w tej sprawie.
Pan też, ze strachu przed Karnowskim, nagrał go w marcu na dyktafon?
Zdecydowanie tak. Bałem się go. Bałem się tego, że moja rodzina będzie zagrożona, że utracę swój cały życiowy dorobek. W tle tej całej sprawy były moje relacje z Karnowskim i mecenasem Andrzejem Zwarą oraz moje plany dotyczące nabycia domu towarowego Laura, na którego zakup zastawiłem cały swój majątek. Gdyby ta transakcja nie wyszła, straciłbym wszystko, na co pracowałem latami. Uważam, że w takiej sytuacji każdy z nas ma święte prawo do obrony.

Prokuratura jednak żadnych zarzutów w tej kwestii prezydentowi nie przedstawiła.
Trudno mi się wypowiadać w tej kwestii, bo nie mam żadnej wiedzy na ten temat. Natomiast podtrzymuję swoje zdanie, że Andrzej Zwara okazał się lepszym kolegą dla Jacka Karnowskiego niż Sławomir Julke. I nie mam też wątpliwości, że mecenas Zwara miał problemy z pamięcią dotyczące tego, jakich klientów obsługuje.

Skoro Karnowski jest taki zły, to jakim cudem nie zauważył Pan tego wcześniej? Grał Pan przecież długo w jego drużynie.
Karnowski ma dwie twarze. Jest pod tym względem mistrzem. Z jednej strony uchodził przez wiele lat za samorządowca zatroskanego o losy Sopotu. Do tego wizerunku dopuszczał określoną grupę ludzi, czyli Młodych Konserwatystów, ideowców z Platformy, tych wszystkich którzy angażowali się społecznie. Z drugiej strony mamy ciemną stronę mocy, z której niewiele osób zdawało sobie sprawę, a co powoli ujawnia prokuratura.

Kiedy Pan zobaczył ową "ciemną stronę mocy"?
Mniej więcej w styczniu 2008 roku. Zdałem sobie sprawę, że Karnowski nie mówi mi wszystkiego, kluczy, nie jest szczery i udaje kolegę, choć w rzeczywistości nim nie był.

Inni tego nie widzieli?
Karnowski przez blisko 20 lat rządów w Sopocie nauczył się, jak rozdysponowywać publiczne pieniądze w sposób, który będzie mu przynosił polityczne korzyści. Myślę, że wiele osób, nauczonych doświadczeniem innych, wolało siedzieć cicho niż narażać się na konflikt z prezydentem i utrudnienia w prowadzeniu działalności oraz wyschnięcie źródełka publicznych pieniędzy.
I wcześniej na temat takich praktyk Pan nic nie wiedział?
Docierały do mnie różne sygnały. Ostrzegano mnie, pytano, dlaczego dopuszczam prezydenta tak blisko. Ja jednak byłem zapatrzony w obraz samorządowca, który biega po Monciaku i pilnuje porządku w mieście. Ufałem mu, póki na własnej skórze nie odczułem, że Karnowski zbliżył się do mnie, aby osiągnąć określoną korzyść. Nie miałem zresztą podstaw, aby nie dawać mu wiary, w końcu, jak nawet pojawiały się jakieś doniesienia do prokuratury, to wszystko od razu umarzano. Nie wiedziałem wówczas, że pan Janusz Kaczmarek był synem jednego z członków zarządu spółki Centrum Haffnera.

No właśnie, w czwartek opublikowano raport CBA na temat przystąpienia miasta do tej spółki. Widział go Pan?
Tak. Jeżeli jest prawdą, że Karnowski nie wycenił na starcie majątku, który miasto uzyska w wyniku wejścia do tej spółki, to wkrótce pęknie bańka mydlana pod tytułem "Karnowski - sprawny i dobry samorządowiec". Dla mnie jako przedsiębiorcy jest to informacja szokująca. Nie wyobrażam sobie, jak można wejść do spółki, nie wyceniając na wejściu majątku, który się z tej transakcji finalnie uzyska. Ciekawa w kontekście tych informacji jest kwestia tunelu. Pomijając to, że nie spełnia on określonych wymogów praktycznych, to wygląda przecież jak koryto z najtańszego betonu
wylanego na opłotkach jakiegoś prowincjonalnego miasta. Nie jest to gustowny element architektoniczny śródmieścia dla tak pięknego miasta jak Sopot. Trzeba zadać panu prezydentowi pytanie, kto zyskał na tym, że wybudowano go najtańszym kosztem. Na pewno nie sopocianie i nie miasto. Z raportu wynika, że prywatny inwestor. Podobnych pytań po lekturze raportu rodzi się zresztą wiele.

CBA kontroluje też halę sportowo-widowiskową.
Hala też jest ciekawym przypadkiem. I to też w kontekście tak zwanych oszczędności. Proszę zadać sobie pytanie, czy wszystkie firmy, które stawały do przetargu na jej wykonanie, miały wiedzę, że już po wygraniu go będą mogły zejść z kosztów budowy hali, dokonując zmian w projekcie, który był podstawą kosztorysowania do celów przetargowych? Skoro koszty jej budowy można było ograniczyć, to czemu nie zrobiono tego przed przetargiem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki