Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: W Pomorskim Centrum Medycznym Euromedic zakażono żółtaczką 9 pacjentów

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
P. ŚWIDERSKI
Dziewięciu mieszkańców województwa pomorskiego zostało najpewniej zakażonych śmiertelnie niebezpiecznym wirusem zapalenia wątroby typu C podczas badań diagnostycznych w Pomorskim Centrum Medycznym Euromedic - prywatnej firmie, która dzierżawi pomieszczenia w 7 Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku Oliwie.

Doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez pracujące na bazie 7 Szpitala Marynarki Wojennej Pomorskie Centra Medyczne skierował do Prokuratury Rejonowej w Gdańsku Oliwie Wojskowy Ośrodek Medycyny Prewencyjnej z Gdyni.

- To efekt dochodzenia prowadzonego przez nas w związku z dramatycznymi przypadkami zakażeń wirusem wzw typu C pacjentów, którzy się tam poddali badaniu tomografem komputerowym z zastosowaniem kontrastu dożylnego 15 listopada ubiegłego roku - tłumaczy kmdr por. Wiesław Waliłko, rzecznik prasowy WOMP. - Nie ulega wątpliwości, że sprzęt jednorazowy stosowano tam u pacjentów wielokrotnie.

Na 28 badanych tego dnia pacjentów dziewięciu okazało się zakażonych. Pięcioro z nich z ostrą żółtaczką typu C trafiło do Szpitala Zakaźnego w Gdańsku.

- To granda w biały dzień - oburza się pan Jerzy, jeden z poszkodowanych pacjentów. - Za badanie zapłaciłem 650 złotych, w tym 150 złotych to koszt podania kontrastu. Ciekawe, ile kosztuje jednorazowy zestaw do podawania kontrastu, na którym firma chciała zaoszczędzić?

Sprawdziliśmy - zestaw - dren plus strzykawka, kupowany w ramach przetargu, kosztuje 6-7 zł.
Tymczasem Pomorskie Centra Medyczne prowadzą swoje wewnętrzne dochodzenie, które ma ustalić osoby odpowiedzialne za łamanie procedur.

Dziewięciu mieszkańców województwa pomorskiego zostało najpewniej zakażonych śmiertelnie niebezpiecznym wirusem zapalenie wątroby typu C podczas badań diagnostycznych w Pomorskim Centrum Medycznym Euromedic - prywatnej firmie, która dzierżawi pomieszczenia w 7 Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku Oliwie.

Nie da się wykluczyć, że to wierzchołek góry lodowej, bo tylko tyle osób zakażonych udało się do tej pory zidentyfikować. Takiej ewentualności nie jest w stanie wykluczyć wojewódzki inspektor sanitarny w Gdańsku, współpracujący w tej sprawie z Wojskowym Ośrodkiem Medycyny Prewencyjnej w Gdyni, który prowadził dochodzenie epidemiologiczne.

W jego wyniku wojskowy inspektorat ustalił , że do dramatycznego zakażenia dojść mogło wskutek łamania przez Pomorskie Centra Medyczne Euromedic podstawowych zasad higieny i aseptyki, polegającego na wielokrotnym stosowaniu u pacjentów sprzętu jednorazowego użytku.

Czy był to jednorazowy incydent, czy ten proceder trwał od dawna wykaże prokuratorskie dochodzenie. Według informacji PCM - dyrekcja oliwskiej placówki diagnostycznej Euromedic powołała specjalną komisję i prowadzi wewnętrzne dochodzenie, które ma ustalić winnych tych zaniedbań.

Do zakażenia pacjentów PCM wirusem wzw typu C doszło 15 listopada ub. roku w późnych godzinach popołudniowych. Jak udało się nam ustalić - tego dnia do centrum diagnostycznego w 7 Szpitalu Marynarki Wojennej zgłosiło się na odpłatne badanie tomokomputerowe z kontrastem 28 osób.

Według relacji naszych informatorów, na skierowaniu jednej z pacjentek widniała adnotacja , że jest ona zakażona wirusem wzw typu C. W trakcie badania TK trzeba było jej podać dożylnie kontrast. Na przedramieniu kobieta miała założony jednorazowy wenflon. Z pompą, która tłoczyła do jej żyły środek cieniujący, łączył go plastikowy dren ze strzykawką. Prawdopodobnie do drenu dostały się kropelki krwi zakażonej pacjentki. A ponieważ drenu nie wymieniano, "poczęstowano" wirusem kolejne osoby z kolejki.

I zapewne żyłyby one dalej w błogiej nieświadomości, gdyby nie sensacyjny wręcz zbieg okoliczności - w połowie stycznia troje z nich trafiło na jedną salę chorych w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku. Wszyscy z ostrym zapaleniem wątroby spowodowanym wirusem typu C.

Technik inżynier z Pruszcza Gdańskiego, ksiądz z Tczewa oraz emerytowany lekarz z Gdańska Osowej. W piżamach wyglądali zupełnie inaczej niż "w cywilu".

- Mimo to ksiądz wydał mi się dziwnie znajomy - relacjonuje jeden z pacjentów - pan Kazimierz. - Przypomniałem sobie, że tego samego dnia, 15 listopada 2012 roku, siedziałem z nim w poczekalni oliwskiego szpitala, czekając na badanie TK. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że to bardzo dziwny zbieg okoliczności.

Z powodu utrzymujących się złych parametrów wątrobowych pan Kazimierz leżał w szpitalu sześć tygodni. Tymczasem stan zdrowia drugiego pacjenta poprawił się w ciągu dwóch tygodni - ksiądz wyszedł do domu. Pojawił się za to trzeci chory z ostrym wzw - lekarz.

- Jego nie poznałem - zastrzega pan Kazimierz. - Na to, że również poddał się badaniu TK i to tego samego dnia i w tej samej pracowni co my wpadliśmy przypadkiem. Rozmawialiśmy. Opowiadałem mu naszą historię. Okazało się, że on również badał się za pomocą tomografu, tylko nie pamiętał kiedy. Zadzwonił do żony, a ta podała mu datę - 15 listopada ub. roku. Jasne się stało, że do zakażenia wirusem mogło dojść w tym samym miejscu.

Swoimi podejrzeniami podzielili się z ordynatorem oddziału. Lekarz - zgodnie z obowiązującymi przepisami - powiadomił wojewódzkiego inspektora sanitarnego w Gdańsku. Ten natychmiast chciał podjąć stosowne czynności. - Okazało się, że nie jest to wcale takie proste, bo w myśl wciąż jeszcze obowiązujących anachronicznych przepisów nie mamy wstępu do tej placówki, ponieważ znajduje się ona na terenie wojskowym - tłumaczy Anna Obuchowska, zastępca dyrektora wojewódzkiego sanepidu. - I nie ma tu znaczenia, że większość pacjentów 7 Szpitala Marynarki Wojennej oraz pracującego na jego bazie centrum diagnostycznego to cywile.

- Tym sposobem dochodzenie w tej sprawie przejął organ Wojskowej Inspekcji Sanitarnej - Wojskowy Ośrodek Medycyny Prewencyjnej z siedzibą w Gdyni - dodaje Anna Obuchowska. Natomiast nadzór epidemiologiczny nad wszystkimi osobami z terenu Pomorza, które korzystały z TK w PCM feralnego dnia w połowie listopada, przejęły powiatowe stacje sanepidu.

- Pomorskie Centra Medyczne udostępniły listę pacjentów oraz przebadały ich na obecność przeciwciał wirusa wzw typu C w laboratorium na terenie oliwskiego szpitala - wyjaśnia Aneta Bardoń z gdańskiej stacji sanepidu. - Dzięki temu udało się zidentyfikować dziewięć zakażonych osób. Nie da się wykluczyć, że któraś z nich mogła zarazić się wirusem C już wcześniej, podczas jakiejś operacji, przetoczenia krwi, a nawet u fryzjera. Ostatecznie wątpliwości te może rozstrzygnąć wynik badań molekularnych, których - jako jedyny w Polsce - podjął się Szpital Zakaźny w Warszawie.

Nie zmieni to jednak wyników dochodzenia inspektorów Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej w Gdyni w ośrodku firmowanym przez Spółkę Euromedic Pomorskie Centrum Medyczne. W piśmie, którego adresatem jest dr Dariusz Cichy, pomorski wojewódzki inspektor sanitarno-epidemiologiczny, czytamy: "W przeprowadzonym postępowaniu ustalono prawdopodobną drogę zakażeń, wskazując na procedurę podania kontrastu dożylnego. Przyczyniło się do tego niezastosowanie się do zaleceń producentów i dystrybutorów jednorazowych zestawów wstrzykiwaczy (tu nazwa firmy) i wielorazowe używanie tego sprzętu".

- Nie ulega wątpliwości, sprzętu jednorazowego tam nie wymieniano i był używany u pacjentów wielokrotnie - twierdzi kmdr por. dr Wiesław Waliłko, rzecznik prasowy gdyńskiego WOMP. - O podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez wymienioną firmę powiadomiliśmy Prokuraturę Rejonową w Gdańsku-Oliwie, a także szefa Inspektoratu Służby Zdrowia Wojska Polskiego.

To jednak nie koniec tej mrożącej krew w żyłach historii. Na przełomie lutego i marca do Szpitala Zakaźnego w Gdańsku trafiła kolejna dwójka pacjentów z wzw typu C - starszy mężczyzna i młoda kobieta spod Pelplina. Oni też przeszli 15 listopada badanie TK w pracowni w Oliwie. W obu przypadkach próby wątrobowe wskazywały na ostre zapalenie.
- To zakażenie wywróciło mi życie do góry nogami - przyznaje pan Kazimierz. Wynik badania TK był mu potrzebny do planowanej operacji przypadkowo wykrytego tętniaka tętnicy biodrowej. Zabieg miał się odbyć w lutym, nie odbył się, bo pan Kazimierz wylądował w Szpitalu Zakaźnym.

- Chodzę z tym tętniakiem jak z bombą w brzuchu, mam tylko nadzieję, że operacji doczekam. Na razie wyniki badań wątroby ją wykluczają.

Kontynuację tego tematu znajdziesz w piątkowym papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" oraz od rana na prasa24.pl

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki