Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KE ma uwagi do planów ISD wobec Stoczni Gdańsk

Jacek Klein, Robert Kiewlicz
Od Brukseli zależy czy Stocznia Gdańska będzie nadal budować statki
Od Brukseli zależy czy Stocznia Gdańska będzie nadal budować statki Robert Kwiatek
Pod koniec tygodnia ISD Polska wyśle do Brukseli wyjaśnienia dotyczące planowanych inwestycji i dodatkowej pomocy publicznej dla Stoczni Gdańsk. Komisja Europejska zgłosiła bowiem uwagi do planu restrukturyzacji gdańskiego zakładu, wysłanego przez polski rząd na początku grudnia ubiegłego roku. Jeżeli KE nie przyjmie planów, to zakładowi grozi upadłość.

- Pytania KE przekazaliśmy ISD Polska. Spółka przygotowuje odpowiedź w tej sprawie - powiedział Aleksander Grad, minister skarbu. - Wyrażam nadzieję, że inwestor udzieli bardzo wiarygodnych odpowiedzi, a KE wyda pozytywną decyzję.

Przedstawiciele inwestora uspokajają, że urzędnicy w Brukseli mają pytania dotyczące kwestii finansowych, których wcześniej nie znali i niektórych ustaleń, które zapadły w ostatnich dniach. Chodzi o wykorzystanie pieniędzy, które mają być przeznaczone na inwestycje oraz szczegółowe terminy zamykania pochylni.

- Pozostałe elementy tego programu są komisji dobrze znane i nie ma do nich większych zastrzeżeń. Odpowiedź wyślemy pod koniec tygodnia - uspokaja Jacek Łęski, rzecznik ISD Polska.
Program restrukturyzacji Stoczni Gdańsk przewiduje inwestycje rzędu 600 mln zł. W stoczni oprócz statków będą produkowane duże konstrukcje stalowe oraz wieże dla elektrowni wiatrowych. Resort skarbu uzgodnił także z ISD, że stocznia dostanie od państwa 150 mln zł dodatkowej pomocy na spłatę starych (przed prywatyzacją) zobowiązań wobec ZUS i fiskusa. - Wyjaśniamy, że jest to pomoc zwrotna - powiedział minister Grad.

Wyjaśnienia są konieczne, ponieważ między innymi tej dodatkowej pomocy dotyczyły pytania KE.
- Spłata pożyczki rozpocznie się od 2019 r., czyli nie wpłynie na wynik finansowy stoczni w okresie uwzględnionym w programie restrukturyzacji - tłumaczy Łęski. - Bez tej pomocy nie ma możliwości zamknięcia finansowego planu dla stoczni.

Od akceptacji przez Brukselę dodatkowego zastrzyku z państwowej kasy zależy przyszłość stoczni. Jeśli KE negatywnie oceni plan restrukturyzacji, stocznia będzie musiała zwrócić pomoc publiczną, liczoną na kilkaset milionów złotych i grozić jej będzie bankructwo.

- Jestem cały czas dobrej myśli. Od razu po otrzymaniu informacji o zastrzeżeniach Komisji Europejskiej rozmawiałem z prezesem Konstantym Litwinowem [prezesem ISD - red.]. Zapewnił, że nie ma żadnego zagrożenia dla dalszej restrukturyzacji naszego zakładu. KE wymaga po prostu różnego rodzaju potwierdzeń. Szczególnie interesują ją środki, jakie zostaną przeznaczone na nasz zakład w okresie przejściowym. Taka kontrola KE jest ważna - powiedział Roman Gałęzewski, przewodniczący NSZZ Solidarność w Stoczni Gdańsk.
Stoczniowcy liczą, że Bruksela zaakceptuje plan dla zakładu, choć nie oceniają go bezkrytycznie. Obawiają się, że załoga będzie musiała wypracować wyższe zyski, aby pożyczka 150 mln zł została spłacona albo że pociągnie to za sobą większe zwolnienia. Mają także zastrzeżenia co do poziomu minimalnej produkcji stoczniowej. W planie zapisane jest, że na produkcję statków zużywane będzie 22 tys. ton stali. - Taka ilość przerabianej stali to zaledwie ok. pięć niewielkich, do 150 metrów długości, statków rocznie - ocenia Gałęzewski.

KE nie wyznaczyła sobie sztywnego terminu podjęcia decyzji, co dalej ze Stocznią Gdańsk. Jest ona jednak spodziewana w najbliższym czasie, ponieważ z powodu niemożności sprawa wlecze się od prawie roku. Wcześniej resort skarbu twierdził, że 150 mln zł dodatkowego zastrzyku to stanowczo za dużo. ISD groziło, że jeśli pomocy nie będzie, stocznia zostanie zlikwidowana, a pracownicy będą musieli zostać zwolnieni.

Nawet jeśli Bruksela powie "tak" dla pomocy i planu dla stoczni - bez zwolnień w zakładzie się nie obejdzie. Pracę może stracić nawet 600 osób z 2,5-tysięcznej załogi.
- Jesteśmy w trakcie analiz - przyznaje Łęski. - Redukcja zatrudnienia będzie rozłożona w czasie. Część pracowników w naturalny sposób odejdzie na emerytury.
O losie zwalnianych gdańskich stoczniowców przypomnieli sobie politycy PiS.

- Za dwa tygodnie złożymy projekt nowelizacji specustawy stoczniowej - oznajmił Jacek Kurski, szef pomorskiego PiS. - Zakłada on, że odszkodowaniami zostaną objęci także gdańscy stoczniowcy. Spec- ustawa dotyczy całego sektora, dlaczego więc obejmuje tylko Gdynię i Szczecin? Można zarzucić PO, że dyskryminuje stoczniowców z Gdańska za to, że byli prymusami prywatyzacji.
Gdańskim stoczniowcom nie należą się odszkodowania w wysokości od 20 do 60 tys. zł netto, które dostaną pracownicy likwidowanych stoczni w Gdyni i Szczecinie.

PiS już w trakcie prac nad specustawą postulowało wniesienie poprawki, jednak została ona odrzucona przez Komisję Skarbu i Sejm. - To nie jest zrzucanie odpowiedzialności na PO - tłumaczył Kurski. - Nie można jednak karać gdańskich stoczniowców, byłoby to niezrozumiałe społecznie.
Problem jednak w tym, że zakłady w Gdańsku i Gdyni są państwowe, a Stocznia Gdańsk jest prywatna. W tej sytuacji pomoc zwalnianym jest bardzo dyskusyjna. Przypomnijmy, że stocznia została sprzedana właśnie za rządów PiS pod koniec 2007 r.

Wiadomo było wówczas, że ukraiński inwestor będzie przeprowadzał restrukturyzację zatrudnienia, co wiązać się będzie ze zwolnieniami dla części załogi. Skoro stocznia zyskała inwestora i stała się prywatną firmą, KE zdecydowała, że negocjacje w sprawie programu restrukturyzacji gdańskiego zakładu będą toczyć się oddzielnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki