Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czesław Niemen: czy ktoś go jeszcze pamięta

Redakcja
Robert Kwiatek
O tym, skąd brała się drażliwość Czesława Niemena, dlaczego nie tolerował krytyki i o ludziach, którzy chcieli zniszczyć jego karierę, w piątą rocznicę śmierci muzyka Dariusz Michalski, przyjaciel i biograf artysty, opowiada Dariuszowi Szreterowi

Czy przyjaźń z Nie-menem nie sprawiła, że pisząc książkę "Niemen. Czy go jeszcze pamiętasz?" czuł się pan zobowiązany do zachowania szczególnej ostrożności i delikatności w opisie jego postaci? Czy można napisać biografię przyjaciela, pretendującą do miana obiektywnej?

Moja książka nie jest biografią - jest opowieścią o Niemenie, o jego sukcesach, ale i porażkach, błędach, zwątpieniach. Jestem więc w swojej książce subiektyw-nie obiektywny. To mi wolno. Czesław, im był starszy, czy raczej doroślejszy, bardziej dojrzały, tym więcej słów krytyki mi wybaczał. Czasami obrażał się na mnie, ale już nie na pół roku, jak wtedy, gdy recenzję z jego koncertu zatytułowałem: "Niemen astigmatic" (faktycznie zespół funkcjonował pod nazwą Niemen Enigmatic - przyp. red.), tylko co najwyżej na dzień, bywało, że na godzinę. Za życia Czesława mogłem do niego przyjść sam, z maleńką córką w wózku, nawet z psem - drzwi jego domu były dla mnie otwarte. Zawsze.

Drażliwy to on musiał rzeczywiście być. Czytając jego felietony w "Tylko Rock" z lat 90. trudno było nie odnieść wrażenia, że jest w nim jakiś głęboko ukryty żal, rozgoryczenie. Czego i kogo mogły, pańskim zdaniem, dotyczyć?

Święta prawda! Znam niektóre z nich, te powtórzone we fragmentach w obu bookletach, towarzyszących boxom płytowym "Niemen od początku". Czesław w nich krytykuje, wytyka, ma pretensje - wszystko to wobec jakichś anonimów, których nazwiska łatwo rozszyfrować. Tylko po co? Było, minęło. Kogo to zresztą obchodzi? Tego jego zacietrzewienia publicystycznego nigdy nie rozumiałem. I nie akceptowałem.

Słyszy się często, że Niemen był w PRL sekowany za swoją odmienność, brak pokory. Pańska książka nie potwierdza tej legendy. Zresztą wystarczy spojrzeć na imponującą liczbę płyt, jakie nagrał w latach 60. i 70. Byłoby to przecież niemożliwe bez przyzwolenia, ba poparcia "określonych czynników".

Dodam jeszcze jedno: jeśli ponoć, co przeczytałem niedawno w którejś z wielkonakładowych gazetek, Polskie Radio zakazało puszczania songu "Dziwny jest ten świat", to jak to się stało, że to samo radio nagrodziło Niemena za ten song w Opolu? Zwracam uwagę - " za walory ideowe tekstu" tej ponadczasowej, niezwykle mądrej pieśni. Ja sądzę, że wytyczna towarzysza Wincentego Kraśki z późnych lat 60.: "Nie przeszkadzamy, ale pomagać nie będziemy", towarzyszyła Czesławowi przez całe jego życie. Kto mu nie chciał pomóc - nie pomagał, no bo dlaczego? Kto miał okazję kopnąć idola, bo taki pstrokaty, krzykliwy, inny - robił to zdumiewająco chętnie. Stosunek wszechopiniującego i wpływowego Kazimierza Rudzkiego do Czesława Niemena (m.in. oprotestował ministerialną decyzję o przyznaniu mu artystycznej stawki S, a w programie "100 pytań do…" atakował: "Czy pan nie mógłby się normalnie ubrać?" - przyp. red.) mówi o tej sytuacji chyba wszystko: przeszkodzić i zaszkodzić "artyście" właśnie dlatego, że odmienny, że nie pasuje do sztancy myślowej, do wyświechtanego wzorca kultury socjalistycznej.
Pańska książka, choć pisana z wielką sympatią dla Niemena, jest w pewnym sensie wyłomem w koturnowym obrazie artysty, jaki stworzono po jego śmierci. Nie wydaje się panu, że ten powszechny hołd, jaki składa się nieżyjącemu, jest jakąś - może nawet nieświadomą - próbą zrekompensowania mu z jednej strony licznych przykrości, jakich doświadczył w szczytowym okresie kariery (m. in. złośliwy film Marka Piwowskiego "Sukces", pomówienie o zdjęcie spodni po koncercie w Radomsku czy wmanipulowanie go przez telewizję w poparcie dla stanu wojennego), z drugiej strony obojętności i zapomnienia w ostatnich 20 latach życia?

Jedną z cech Polaków jest szydzenie z nieprzeciętnych, wyśmiewanie wielkich. Ale kiedy stanie się im krzywda, albo ich zabraknie - Polacy im współczują, żałują, że ich już nie ma. Wszystkie te uczucia są oczywiście szczere, na swój sposób uczciwe. Sprawca tamtej brzydkiej afery w Radomsku przeprosił Czesława, również na kartach mojej książki. Ale kto powinien przeprosić artystę za wykorzystanie go do chwalenia stanu wojennego? 13 grudnia to nie tylko generałowie, ale i niżsi rangą "żołnierze". Marzę o rehabilitacji Niemena, chyba jednak nie doczekam się jej.

Co spowodowało, że po 1980 r. Niemen niemal całkowicie wycofał się z aktywnego życia estradowego, prawie nie nagrywał nowych płyt?

Znając Czesława śmiem twierdzić, że on dobrze wiedział, iż jego przebogate instrumentarium coraz szybciej się starzeje. Że konkurencja, w kraju i zagranicą, jest coraz silniejsza i coraz bardziej bezwzględna. Że słuchacze Czesławowych płyt chcą go oklaskiwać na żywo, ale chimeryczność artysty (płyty - tak, radio - może, telewizja - nie, estrada - nie wiem), choćby najszlachetniejszą, mają w nosie. On o tym wiedział. Czy dlatego nie nagrywał płyt? Tego, niestety, nie wiem.

Jak wiele niepublikowanych nagrań pozostało w archiwach?

Bardzo dużo. Sam mam dwie taśmy nagrań (prawie 80 minut muzyki) podarowanych mi przez Czesława - choćby pełna wersja "Hymnu do Matki Ziemi" czy muzyka teatralna - ze słowami: "Może ci się na coś przydadzą". Czy warte są opublikowania? Jak najbardziej. I te, i wszystkie pozostałe.

Jest szansa, że do tego dojdzie?

Ta inicjatywa musi wyjść od całej rodziny Czesława Wydrzyckiego-Niemena. Powtarzam: CAŁEJ.
To znaczy, że konflikt między krewnymi artysty, a Małgorzatą Niemen, trwa nadal?

Proszę o następne pytanie.

Czy nie uważa pan, że mimo całego uznania, przed- i pośmiertnego, Niemen to w jakimś sensie talent zmarnowany, i to w dodatku częściowo na własne życzenie? A może faktycznie nie chciał sukcesu rozumianego potocznie?

Od dawna tak uważam i... bardzo nad tym boleję. Żeby mieć, zdobyć, osiągnąć sukces, trzeba, moim zdaniem, posta-wić sobie, sprecyzować cel i go konsekwentnie realizować, przekonawszy wprzódy siebie samego, że jedno i drugie jest mi potrzebne. O tym, jaki Czesław był, najlepiej mówi przytoczona w mojej książce opinia jego wieloletniego menedżera i przyjaciela, Jerzego Bogdanowicza: "Czesiek to był taki facet, że najpierw bardzo chciał w czymś uczestniczyć, marzył o wyjeździe [za granicę], ale kiedy wreszcie wyjechał, to zaraz myślał o powrocie". Nie do końca jest prawdą, że w tamtych czasach socjalistyczny artysta nie mógł zrobić kariery w kraju kapitalistycznym - bo paszport (w szufladzie MSW), bo pieniądze (żeby zarobić, trzeba wpierw zainwestować i to niemało w tak zwanej obcej walucie) i permit pracy (zagraniczne związki zawodowe rzeczywiście krzywym okiem patrzyły na cudzoziemców). Polski artysta przede wszystkim musiał CHCIEĆ zrobić tę karierę. Czy chciał? Maryla Rodowicz zakochała się w pewnym Czechu, więc na promocję swojej płyty angielskiej do Londynu nie pojechała. Czesław Niemen propozycje przygotowania kolejnych nagrań dla CBS-u odkładał na później tak długo, aż "jutro" stało się "nigdy".

Sądzi pan, że Niemen umierał jako człowiek, w swoim mniemaniu, spełniony? A jeśli coś sobie wyrzucał, to co?

Raczej pogodzony, że zrobił to, na co pozwoliły mu jego umysł i ciało. Ale w środku siebie był chyba niezadowolony, że miał w życiu za mało czasu na wszystko, co sobie zaplanował. Tylko że on przez całe swoje życie dążył do absolutu, którego, jak wiadomo, nie ma. Mimo to wyznaczał sobie cel coraz wyżej i dalej. Było to w gruncie rzeczy piękne. A że nierealne? Przecież sam siebie nazwał kiedyś człowiekiem niedoskonałym.

To co my mamy w takim razie powiedzieć o sobie? A pan? Czego mu pan, tak po ludzku, zazdrościł?

Niczego mu nie zazdrościłem! Naprawdę! Jeżeli już, to chyba tylko krzepy fizycznej i renesansowego wielotalentu.

Czy to pańska ostatnia, definitywna książka o Niemenie? Jeśli nie, to co będzie w tej następnej, i kiedy można się jej spodziewać?

Autor przedmowy do ostatniej książki, Franciszek Walicki - nauczyciel nie tylko Czesława, także mój - wręcz żąda ode mnie biografii. Twierdzi, że ja napiszę ją najlepiej. I tego się boję, tej wiary we mnie. A ja wyglądam innego autora, który poważy się na to niebywale trudne i odpowiedzialne zadanie. Jeśli jednak nikt nie zechce? Nie wiem... Może... Chyba... Jednak nie wcześniej, niż za pięć lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki