Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżał opozycjonistów w czasach PRL. Dziś ocenia etykę prokuratorów w sprawie Amber Gold

Tomasz Słomczyński, Szymon Zięba
R. Kwiatek/Archwium PP
Andrzej Łojkowski, obecny rzecznik dyscyplinarny Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, został powołany do tego, żeby oskarżać innych prokuratorów m.in. o nieetyczne działania. Obecnie rozpatruje m.in. przypadki śledczych, których obwinia się o nieprawidłowości przy sprawach Amber Gold i Marcina P. Tymczasem w czasie stanu wojennego prokurator Andrzej Łojkowski oskarżał działaczy antykomunistycznego podziemia.

W najbliższych dniach prok. Andrzej Łojkowski, rzecznik dyscyplinarny Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, podejmie decyzje w niektórych postępowaniach prowadzonych wobec kilku prokuratorów z Pomorza. Chodzi o tzw. postępowania służbowe, wszczęte po wybuchu afery Amber Gold. Dotyczy to śledczych pracujących obecnie w Prokuraturze Rejonowej w Gdańsku Wrzeszczu, Gdańsku Oliwie, w Gdyni, Kwidzynie i w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku.

Procedura przewiduje postępowanie rzecznika dyscyplinarnego, które może skończyć się umorzeniem lub skierowaniem sprawy do sądu dyscyplinarnego. Ocena zgodności z zawodową etyką i przepisami należy w tym przypadku do prok. Andrzeja Łojkowskiego.
Rzecznik dyscyplinarny z gdańskiej apelacji to postać znana nie tylko w środowisku śledczych. Wiele na jego temat wiedzą opozycjoniści z czasów stanu wojennego - jako dyspozycyjny wobec reżimu prokurator oskarżał o wrogą systemowi działalność. O roznoszenie antykomunistycznych ulotek.

Trzy lata dla pianisty, 1,5 roku za "Lokomotywę"

Historię Piotra Pawłowskiego opisał Edward Stępień na łamach "Gazety Kołobrzeskiej". W 1978 roku Pawłowski przeprowadził się z Gdańska do Kołobrzegu i podjął pracę w Polskiej Żegludze Bałtyckiej. W sierpniu 1980 roku zaczął organizować Solidarność w Kołobrzegu, został delegatem na I zjazd Solidarności. Wybuchł stan wojenny. 19 sierpnia 1982 roku o godzinie 19.25 prowadzony przez niego passat został zatrzymany do kontroli. Milicjanci znaleźli w bagażniku torbę z ulotkami. Piotr Pawłowski został tymczasowo aresztowany. Mimo kilkakrotnych przesłuchań, opozycjonista nie wsypał żadnego z działaczy zdelegalizowanej Solidarności.

Sprawę przejął Andrzej Łojkowski, wówczas podprokurator w stopniu porucznika Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Koszalinie. Śledztwo trwało 16 dni. W akcie oskarżenia dzisiejszy rzecznik dyscyplinarny z Gdańska pisał o działaczu podziemia: "Przewoził swoim samochodem osobowym w celu rozpowszechniania pisma lżące i wyszydzające ustrój Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej poprzez określanie go mianem ustroju przemocy i bezprawia, a także lżąc i wyszydzając naczelne organa władzy PRL, jakimi są Sejm i Prezes Rady Ministrów, poprzez określanie ich między innymi mianem zdrajców narodu".
Miesiąc później odbyła się rozprawa sądowa - Pawłowski został skazany na karę trzech lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności oraz karę dodatkową dwóch lat pozbawienia praw publicznych.

Zakład pracy stanął murem w obronie opozycjonisty.
- Ogromna liczba pracowników Polskiej Żeglugi Bałtyckiej złożyła apel do prokuratury, żeby zwolnić Pawłowskiego z aresztu. To był jedyny raz, z tego co zbadałem, żeby tak duża liczba osób, wtedy w stanie wojennym, kiedy wszyscy się bali, złożyła tak odważne pismo w obronie opozycjonisty - relacjonuje Edward Stępień, adwokat, który w internecie publikuje artykuły o represjonowanych działaczach Solidarności.

Dziś przedsiębiorca Piotr Pawłowski nie chce wspominać tamtych wydarzeń. - To wciąż jest dla mnie zbyt bolesne - mówi. Jak ustaliliśmy, w momencie zatrzymania miał małe dziecko.

- Oskarżenia prok. Andrzeja Łojkowskiego przeciwko panu Pawłowskiemu były bezzasadne, co potwierdził w latach 90. Sąd Najwyższy, zresztą jak wszystkie inne sprawy prowadzone wtedy przez prokuraturę z powodów politycznych - podsumowuje Edward Stępień.
Jak wynika z informacji udostępnianych przez IPN, kolejną sprawą, przy której pojawia się nazwisko Andrzeja Łojkowskiego, jest oskarżenie i proces Jana Martiniego - zasłużonego działacza podziemia, muzyka, pianisty, odznaczonego w 2000 roku Srebrnym Krzyżem Zasługi. W maju 1982 roku usłyszał wyrok trzech lat pozbawienia wolności, sąd pozbawił go praw publicznych na dwa lata za to, że w 1982 roku "sporządzał i przechowywał" ulotki i materiały "lżące" ustrój socjalistyczny.
Poprosiliśmy Jana Martiniego o komentarz w tej sprawie - publikujemy go w ramce wyżej.

Kolejna sprawa dotyczy Czesława Ostrowskiego, który w 1982 roku miał 35 lat. 28 kwietnia w Drawsku Pomorskim na tablicy ogłoszeń Zakładu Rejonu Dróg Publicznych wywiesił pismo zawierające napisany na maszynie tekst "lżący i wyszydzający ustrój PRL i jego naczelne organy, jakimi są Rada Ministrów i jej członkowie". Chodziło o wiersz zatytułowany "Lokomotywa".
W czerwcu 1982 r. Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy skazał Czesława Ostrowskiego na karę 1,5 roku więzienia.

Andrzej Łojkowski w tym przypadku wszczął śledztwo, przedstawił zarzuty Ostrowskiemu, jak również śledztwo zamknął, przekazując do sądu akt oskarżenia.
Takich spraw jest więcej. Nie wszyscy, którzy wtedy odważyli się walczyć, dziś chcą na ten temat mówić. Boją się prominentnego prokuratora.

(Nie) etyczny autorytet

O komentarz w sprawie przeszłości Andrzeja Łojkowskiego poprosiliśmy prok. Jacka Skałę, wiceszefa Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury.
- Co najmniej dziwne jest to, że prokurator Andrzej Łojkowski jest osobą, która dziś ma oceniać z punktu widzenia etyki zawodowej postępowanie innych prokuratorów. Rzecznikiem dyscyplinarnym powinien być ktoś, kto cieszy się nienaganną opinią, autorytetem. Z pewnością nie powinien oceniać innych ten, kto represjonował działaczy antykomunistycznego podziemia, pozostając w dyspozycji ówczesnych władz PRL-u - stwierdził Jacek Skała.

Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się też do przełożonego rzecznika dyscyplinarnego, Ireneusza Tomaszewskiego, prokuratora apelacyjnego w Gdańsku .
- Czy mógłby ustosunkować się pan do głosów wskazujących, że ktoś obciążony taką przeszłością nie powinien pełnić tej funkcji? - zapytaliśmy.
- Mogę ustosunkować się tylko do tego, jak prok. Łojkowski wypełnia swoje obowiązki. Jest prokuratorem, zgodnie z ustawą o prokuraturze spełnił wszystkie warunki potrzebne, żeby sprawować to stanowisko i nie widzę powodu, żeby o tych sprawach dyskutować. Co mogę więcej powiedzieć? To jedyny komentarz, jaki w tej sytuacji jest możliwy - odparł prokurator apelacyjny z Gdańska.

- Ci, którzy wtedy oskarżali w sprawach politycznych, mają się teraz bardzo dobrze, przykład pana Łojkowskiego nie jest odosobniony. Innym prokuratorom wiedzie się jeszcze lepiej. Zawarto układ, który gwarantował nietykalność i bezkarność. Żaden z prokuratorów, którzy bezpodstawnie oskarżali, nie został pociągnięty do odpowiedzialności - komentuje mec. Edward Stępień.

Przyzwoity oskarżyciel

- Tak jak dziesiątki tysięcy Polaków zostałem powołany do służby wojskowej, nie byłem prokuratorem wojskowym - wyjaśnia tymczasem Andrzej Łojkowski. - W stanie wojennym powołano wielu prokuratorów, którzy byli zdolni do służby. Tak jak ZOMO w 70 proc. to nie było prawdziwe ZOMO, tylko ROMO - Rezerwowe Oddziały Milicji Obywatelskiej. To byli zwykli cywile, milicjanci czy nawet ludzie Solidarności. No i oczywiście byli też prawdziwi zomowcy. Tak samo było z nami, prokuratorami.
Prokurator Andrzej Łojkowski tłumaczy, że zaraz po zwolnieniu z wojska odszedł z prokuratury, był radcą prawnym i adwokatem, do prokuratury wrócił dopiero w roku 1990. O dokumentach z IPN ma wyrobione zdanie.

- To niezły bałagan, bo nawet jeśli się gdzieś udzieliło jakiegoś zezwolenia na widzenie w sprawie, którą prowadził ktoś zupełnie inny, to teraz moje nazwisko się przy takiej sprawie pojawia - mówi.

Prok. Łojkowski podaje przykład sprawy prowadzonej w stanie wojennym, w której stanął po stronie represjonowanych - chodziło o pobicie internowanych.
- Był proces karny, oskarżonymi byli funkcjonariusze SW, a poszkodowanymi internowani. Doszło wtedy do przedstawienia zarzutów i do oskarżenia tych osób - relacjonuje.

Prokurator Łojkowski pamięta sprawę Piotra Pawłowskiego (ten, który wiózł ulotki w bagażniku passata). Jak twierdzi, chciał umożliwić w tej sprawie skazanie wyrokiem w zawieszeniu. Jednak dostał na piśmie polecenie zastosowania trybu doraźnego, który wykluczał taką ewentualność.

Poprosiliśmy też prokuratora Łojkowskiego o komentarz do słów prok. Jacka Skały. - Przykro mi to mówić, ale moją postawę oceniają ci, którzy nie mają pojęcia o realiach stanu wojennego, bo znają go tylko z opowieści. Ja niczego się nie wypieram, pewne fakty miały miejsce - przyznaje. - Uważam, że w stanie wojennym zachowałem się przyzwoicie. Żyliśmy w określonym ustroju i dlatego pojawiały się określone zachowania.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki