Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gabriela Pewińska i Henryk Tronowicz o "Poradniku pozytywnego myślenia"

Henryk Tronowicz, Gabriela Pewińska
Materiały prasowe
O amerykańskiej komedii "Poradnik pozytywnego myślenia", w reżyserii Davida O. Russella, - rozmawiają Gabriela Pewińska i Henryk Tronowicz

Henryk Tronowicz: Najkrócej mówiąc: Pat (w tej roli Bradley Cooper) zostaje wypisany z psychiatryka, gdzie trafił za pobicie kochanka żony. Oboje przyłapał in flagranti pod prysznicem.
Gabriela Pewińska: Może by nawet przełknął tę zniewagę, gdyby nie fakt, że igraszki umilała kochankom piosenka "Ma cherie amour" Steve Wondera. Bo to był utwór, który Pat tańczył z żoną na weselu. Tego nie wytrzymał i stłukł gacha.

H.T.: Z domu bez klamek wychodzi po kilku miesiącach. Nie do końca zdrowy, postanawia jednak, że zrobi wszystko, by na nowo poukładać sobie życie, a przede wszystkim odzyskać żonę. Szuka pozytywnych znaków, "światełka w tunelu", czegoś, co pomoże mu stanąć na nogi.
G.P.: Szuka źle. Którejś nocy bierze na warsztat "Pożegnanie z bronią". Czyta, czyta, w końcu ciska książkę przez okno. Ma pretensje do Hemingwaya o brak happy endu.

H.T.: Pani też miała kiedyś pretensje do Hemingwaya?
G.P.: Tak, byłam wściekła, że nigdy nie zadzwonił na moje urodziny.

H.T.: Dobrze się pani bawiła na tej komedii?
G.P.: A to była komedia? Quentin Tarantino twierdzi, że jeśli chodzi o scenariusze filmowe, to wszystko, co najlepsze, zostało już napisane, i jedyne, co pozostaje współczesnemu twórcy, to czerpanie z najlepszych wzorców. Scenarzysta "Poradnika..." wziął sobie te porady do serca. Oglądałam i myślałam: Już to gdzieś widziałam...

H.T.: "Poradnik pozytywnego myślenia" uzyskał osiem nominacji do Oscara, w tym cztery aktorskie.
G.P.: Jak pana znam, pewnie obdarowałby pan Oscarem Roberta De Niro. On sam kiedyś powiedział: "Nie lubię oglądać swoich filmów. Na moich filmach zasypiam". Czasem, przyznaję, zasypiam razem z nim. Choć gębę ma niezłą, nie powiem.

H.T.: Nie lubi pani De Niro? Jam jest od lat pod urokiem jego niezwykłej mimiki. W "Poradniku pozytywnego myślenia", który jest, delikatnie mówiąc, filmem przegadanym, De Niro gra rolę drugoplanową.
Nie zdziwiłbym się, gdyby to za nią uhonorowała go Akademia, choć cała komedia zasłużyła na połowę Oscara. Za świetną część drugą filmu. Takiego szyderstwa z obyczajów amerykańskiego mieszczaństwa nie pamiętam.
G.P.: Jak szydzili, bo nie zauważyłam?

H.T.: Fabuła komedii jest wyssana z palca, mnie jednak w "Poradniku..." uderza urzekająca nonszalancja, z jaką kolejni bohaterowie filmu traktują utratę pracy. Tak jakby bezrobocie w Ameryce było czymś w rodzaju przejściowej zadyszki, fraszki...
G.P.: U nas pomału bezrobocie też staje się fraszką, od której dostaje się zadyszki.

H.T.: Kiedy sprytna Tiffany prowokuje w kawiarni Pata, mówiąc, że wyrzucili ją z roboty, ponieważ uprawiała w biurze seks, ze wszystkimi, Pat niby stara się to oświadczenie zbagatelizować. Ale już w następnym zdaniu jest ciekaw: Ilu?... Ilu ich w tym biurze było?!
G.P.: Ilu? Zapamiętał pan?
H.T.: - Czy potrafi mi pani wytłumaczyć, jak to możliwe, że reżyser "Poradnika pozytywnego myślenia" mógł tak spaprać scenę zdrady małżeńskiej... pod prysznicem? Nikt tu nikogo, jak było u Hitchcocka, nożem nie dźga...
G.P.: Nóż może ożywiłby sytuację? Nie wiem...

H.T.: Nuci pani sobie pod prysznicem czasem tę nieszczęsną piosenkę Wondera?
G.P.: E tam... Przypomniała mi się za to scena z "Zakochanych w Rzymie" Woody'ego Allena. Pamięta pan? Jeden z bohaterów swój talent wokalny ujawnia wyłącznie pod prysznicem. Reżyser, angażując go do sztuki, musi ustawić prysznic na scenie. Woda leci, a golas śpiewa - i to genialnie! - bodaj arię Pucciniego. Widownia wpada w zachwyt. Dawno się już tak nie uśmiałam w kinie...

H.T.: Allen wyznał w jednym z wywiadów, że też lubi sobie zaśpiewać pod prysznicem.
G.P.: Uważa, że pod prysznicem każdy jest takim Caruso?
H.T.: Cóż, pod prysznicem gorzej się słyszy... Reżyser "Poradnika pozytywnego myślenia" rehabilituje się w sekwencji konkursu tańca. Takie emocje z melodramatu potrafią wyciskać chyba tylko twórcy hollywoodzcy. Intryga przecież nie jest najwyższego lotu, a oni wyciągają z niej zabawne efekty.
G.P.: A co tam było melodramatycznego, panie Henryku, bo przeoczyłam?

H.T.: Po tanecznych pląsach porzucony mąż schodzi z parkietu, aby przywitać się ze swoją... niewierną żoną i coś jej szepcze do ucha. Jak pani myśli, co takiego mógł jej powiedzieć, przecież robił to na oczach zazdrosnej Tiffany...
G.P.: Przypomniała mi się historia nie z filmu, a z życia. Mały kościół w pewnym małym miasteczku. Msza. Nagle jeden z wiernych, nie wiedzieć czemu, dostaje ataku szału, rzuca się na podłogę, wije się z krzykiem. Ludzie przerażeni. Ksiądz przerywa kazanie i podchodzi do szaleńca. Mówi mu coś na ucho. Ten się błyskawicznie uspokaja. Wstaje i potulnie siada na miejsce.

H.T.: Co mógł mu powiedzieć?
G.P.: Odpowiedź na to pytanie dręczy mnie bardziej niż którakolwiek kwestia w "Poradniku...". Byłby z tego niezły film.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki