Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowatorska metoda leczenia otyłości

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
materiały prasowe
O nowatorskiej metodzie leczenia otyłości, która pomaga także pacjentom cierpiącym na cukrzycę - pisze Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Ma pan jeszcze pięć lat życia - usłyszał od lekarza Jerzy Wróblewski z Kwidzyna i dopiero wtedy przestraszył się nie na żarty.
Tendencję do tycia miał od dzieciństwa. Przy wzroście 176 cm ważył 108 kg. Latami traktował to jako zwykłą nadwagę.

- Pracowałem na wielkich budowach. Nieregularny tryb życia, nieustanny stres - tłumaczy. Jadał, gdy był czas, i to w różnych miejscach. Byle świeżo i smacznie. Dużo. O żadnym liczeniu kalorii nikt wtedy nie myślał. A ponieważ z nadmiarem kilogramów związana jest cukrzyca, wpierw zażywał tabletki, a potem przeszedł na insulinę. Przez jakieś 10 lat jego cukrzyca była ustabilizowana. Rozregulowała się w końcówce lat 90.

- Cukier skakał jak oszalały, nie reagował na leki - wspomina mężczyzna. - Zwiększałem dawki insuliny, a cukier we krwi nadal był wysoki. Potem nagle gwałtownie spadał. A ponieważ insulina wyzwala apetyt, nieustannie jadłem. I kółko się zamknęło. Błyskawicznie dobiłem do 130 kilogramów.

Bać się jest czego
Próbował różnych diet, ale bez efektów. Lekarka diabetolog z Kwidzyna doradziła mu w końcu operację, po której ludzie chudną i zdrowieją, bo wyniki badań wracają im do normy. Tym sposobem Jerzy Wróblewski trafił do Poradni Chirurgii Ogólnej przy Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku, gdzie raz w tygodniu, we wtorki, lekarze kwalifikują otyłych pacjentów do zabiegów.

Co tydzień zgłasza się ich tam kilku, kilkunastu.
- Chcą się poddać operacji bariatrycznej przede wszystkim dla zdrowia - ocenia dr Łukasz Kaska z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Transplantacyjnej w UCK. - A bać się czego jest, bo aż 18 poważnych chorób związanych jest z otyłością, od nadciśnienia, przez cukrzycę, aż do nowotworów. Zgłaszają się chorzy na astmę (po zabiegu ustępuje) i kobiety z zespołem policystycznych jajników, które nie mogą doczekać się ciąży. Po leczeniu zachodzą w nią bez problemu, rodzą dzieci i płaczą ze szczęścia. Albo mężczyźni z bezdechem, którzy po operacji mogą już sypiać bez specjalnych aparatów. Swoich pacjentów przysyłają tu również ortopedzi. Jeśli nie schudną, sztuczny staw w biodrze czy w kolanie może nie wytrzymać naporu tylu kilogramów.

Nefrolodzy kierują tu oczekujących na przeszczep.
- W Stanach Zjednoczonych biorca narządu nie może być osobą patologicznie otyłą. Transplantacja u pacjenta z BMI 35 i więcej jest trudniejsza technicznie, trzeba go dłużej trzymać w szpitalu, podawać większe dawki leków zmniejszających ryzyko odrzucenia przez jego organizm przeszczepionego narządu - uzasadnia dr Monika Proczko, również zajmująca się chirurgicznym leczeniem otyłości. Blisko rok temu zoperowali takiego otyłego 40-latka, dziś jest już po transplantacji nerki, a przy okazji pozbył się cukrzycy.

Menu jak na spowiedzi
Nie wystarczy jednak sama gotowość poddania się operacji, trzeba mieć do niej odpowiednie predyspozycje psychiczne. Przygotowania trwają minimum trzy miesiące, już podczas pierwszej konsultacji pacjent dowiaduje się, że musi odwiedzić dietetyka i psychologa.

- Przez ten czas pacjent musi spisywać wszystko, co zjada i wypija, każdy cukierek, każdy owoc czy szklaneczkę napoju - wylicza dr Marta Stankiewicz z Katedry Żywienia Klinicznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. To, co spiszą, przeliczają na kalorie i w formie raportu przesyłają co dwa tygodnie na adres internetowy poradni. Dziennie wolno spożyć ich około 1000. Liczenie kalorii to podstawa, by wiedzieć, czego unikać.

- To ciężka praca, ale nie ma drogi na skróty - zapewnia dr Stankiewicz. Gdyby nawet któryś pacjent chciał oszukać, łatwo to zweryfikować. Podczas kolejnej wizyty chirurg każe mu stanąć na wadze i od razu wiadomo, czy przestrzega diety. Do czasu operacji pacjent musi stracić 10 proc. swojej wagi. Dwa tygodnie przed jej terminem dietetyk wręcza mu specjalny jadłospis. Jest dość drakoński - 600 kcal na dobę. Chodzi o to, by się skurczyła jego wątroba i pole operacyjne było lepsze. Takie przygotowanie zmniejsza ryzyko powikłań. W ciągu tych trzech miesięcy panu Jerzemu z Kwidzyna udało się schudnąć 10 kg. W momencie operacji ważył 124 kg.

Skąd te kilogramy
- Większość osób szukających u nas pomocy waży w granicach 120-150 kilogramów, pół na pół kobiety i mężczyźni - ocenia dr Stankiewicz. Trzech, czterech pacjentów w tygodniu, przede wszystkim panów, przychodzi z wagą powyżej 200 kg.

- Za każdym razem zadaję im pytanie, co takiego się stało, że aż tak przytyli. A oni twierdzą, że przyszli do mnie właśnie po to, by się tego dowiedzieć. Do otyłości prowadzi brak równowagi w bilansie energetycznym, czyli dostarczanie organizmowi więcej niż jest on w stanie wydatkować. Bardzo często jej przyczyną jest nieumiejętność radzenia sobie z psychicznym napięciem. Jestem przekonana, co zresztą potwierdza nauka, że większość z nich tyje, bo tym sposobem "zajada" stres. Jedzą, choć nie odczuwają głodu. I coraz mniej się ruszają, również dlatego że sprawia im to coraz większą trudność. Potrzeba przynajmniej kilku spotkań z psychologiem, by te mechanizmy sobie uzmysłowić. Wspólnie muszą znaleźć inny sposób kanalizowania stresu.

Uważa się powszechnie, że grubi ludzie muszą dużo jeść, bo mają rozciągnięte żołądki. Zdaniem lekarzy, to nieprawda, jak chirurg kroi, to okazuje się, że żołądek otyłego pacjenta jest normalnej wielkości. Być może bardziej dotkliwie odczuwają oni głód, bo przecież problem otyłości to choroba, która siedzi w głowie, a nie w żołądku.

- Tyją, bo objadają się słodyczami lub dla odmiany są mięsożerni, od rana do wieczora jedzą parówki, metkę, kiełbasę, pasztetową - wylicza dr Marta Stankiewicz. - Lub dla odmiany jadają tylko dwa posiłki: późne śniadanie gdzieś około południa, potem długo nic, a wieczorem zaczynają ucztować. Tymczasem im rzadziej jemy, tym metabolizm organizmu zwalnia. Osoby otyłe często jedzą w nocy. Budzą się z niepokojem, sięgają do lodówki, posiłek ich odpręża i zasypiają. Dietetyk stara się takich pacjentów wyłapać, bo ich sama operacja z patologicznej otyłości nie wyleczy.

Ominąć dwunastnicę
- W zależności od tego czy pacjent lubi słodycze, czy nie, chirurg dobiera rodzaj zabiegu - tłumaczy lekarka. Jeśli uwielbia słodkości, sama operacja zmniejszenia żołądka może się okazać nieskuteczna. I choć nie będzie on już tolerował objadania się, wystarczy, że jego właściciel rozpuści sobie w buzi czekoladę czy lody, popije je sokiem z dużą zawartością cukru i dalej będzie tył.

Takim pacjentom chirurdzy proponują zabieg, który dodatkowo ograniczy wchłanianie pokarmu, fachowo zwany gastric by pass. Rok temu, przed Wielkanocą, poddał się mu 63-letni mieszkaniec Kwidzyna. W jego efekcie nie tylko schudł, ale uporał się z tak straszną chorobą, jaką jest cukrzyca. Z jej powodu groziły mu utrata wzroku, amputacja stopy, ciężka choroba serca i nerek. A tego chciał za wszelką cenę uniknąć.

- W trakcie takiej operacji, uważanej dziś za złoty standard w chirurgicznym leczeniu otyłości, zmniejsza się żołądek, "wyłącza" około 100 centymetrów jelita cienkiego z dwunastnicą i łączy z pętlą jelitową - tłumaczy prof. dr hab. Zbigniew Śledziński, szef Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Transplantacyjnej GUMed, jednego z wiodących w Polsce ośrodków chirurgii metabolicznej. - Tym samym pokarm omija dwunastnicę i szybciej trafia do końcowego odcinka jelita cienkiego, gdzie produkowane są specjalne hormony, zwane inkretynowymi. Skrócenie tej drogi powoduje, że ich wydzielanie się zwiększa. A one właśnie stymulują trzustkę do wytwarzania insuliny i sprawiają, że tkanki organizmu znów zaczynają na nią reagować.

Do tego typu operacji kwalifikuje się pacjentów z BMI 35 i więcej, jednak zdaniem profesora Śledzińskiego - również osoby z BMI nieco niższym, w granicach 30-35, szczególnie jeśli mają już powikłania - cukrzycę typu II, miażdżycę itp., mogą tylko na niej zyskać. Tymczasem diabetolodzy niechętnie kierują swoich pacjentów na operacje. Boją się groźnych dla życia powikłań, których ryzyko, choć niewielkie, poniżej 1 proc., jednak zawsze istnieje.

- Z drugiej strony, cukrzyca też oznacza olbrzymie ryzyko - zastanawia się profesor. - Tymczasem z badań naukowych prowadzonych na całym świecie wynika jasno, że u ponad 80 procent tego typu pacjentów przy okazji operacji, której celem była utrata masy ciała, cukier na tyle wrócił do normy, że mogli odstawić insulinę. Jaki jest tego mechanizm, jeszcze nie wiadomo. Kto go wyjaśni, będzie kandydatem do Nagrody Nobla.

Bez kłucia, a nawet łykania
W kierowanej przez prof. Śledzińskiego klinice prowadzony jest przewidziany na kilka lat program tzw. badań statutowych, który ma to udowodnić. W ciągu sześciu ostatnich lat zabiegi "zmniejszenia żołądka" przeprowadzono tu u 400 osób. U 100 proc. pacjentów z nietolerancją glukozy lub cukrzycą typu II po operacjach gastric by pass cukrzyca ustąpiła w ogóle lub na tyle, że wystarczają im leki w pigułkach. Pierwsza z tej grupy, pielęgniarka z Pucka, nadal ma wręcz książkowe wyniki i w ogóle nic nie musi łykać. Żaden z operowanych pacjentów nie musi się kłuć zastrzykami z insuliną.

- Spodziewałem się poprawy, ale aż takiego przełomu nie oczekiwałem - cieszy się Jerzy Wojciechowski. - Cukrzycę traktowałem jako chorobę nieuleczalną, zmagałem się z nią przez 25 lat, nadzieja, że może nagle zniknąć, była więc zerowa. A tu nagle stało się inaczej.

Po raz pierwszy od lat nie odczuwał głodu. Wielkość porcji, którą do niedawna pochłaniał, spadła do jednej czwartej. Zaczął jeść częściej , 5-6 razy dziennie, na jeden posiłek wystarczało np. jedno jajko. Wkrótce zaczął zrzucać wagę. Wpierw powoli, potem coraz szybciej, jakieś 8-9 kg miesięcznie. Dziś waży ciut ponad 70 kg i czuje się wspaniale. I choć skończył 63 lata, podczas ostatniej, listopadowej wizyty kontrolnej w poradni lekarze ocenili wiek i kondycję jego organizmu na 48 lat! Insulinę odstawił i na czczo cukier mam jak w pełni zdrowy człowiek. Podczas ostatnich świąt po raz pierwszy od 20 lat mógł sobie wreszcie pozwolić na kawałek prawdziwego piernika na miodzie.

- Po operacji zmieniają się myślenie o jedzeniu, smak, gusta kulinarne - wylicza dr Monika Proczko. - Ktoś lubił mięso, a teraz nie może na nie patrzeć, komuś innemu przestały smakować pomidory, a niemal wszystkim odechciewa się ciastek, cukierków i kremów. Z reguły otyłe osoby tracą po operacji połowę swojej wyjściowej masy. Tylko skóry im przybywa, więc po dwóch latach, też na NFZ, wykonuje się im w klinice plastykę powłok brzusznych. Inne zabiegi korekcyjne muszą już sobie robić prywatnie.

A tak naprawdę po operacji całe ich życie diametralnie się zmienia, na co też musi przygotować ich psycholog. Nie zawsze tak, jakby chcieli, bo grubasów z wielu rzeczy się rozgrzesza. Tymczasem po operacji otoczenie zaczyna od nich więcej wymagać, bo są fizycznie bardziej sprawni. Niektórzy tracą prawo do renty, którą przyznano im, gdy byli otyli. Ich szanse na rynku pracy jednak rosną. Kobiety stają się bardziej atrakcyjne, z czego nie wszyscy mężowie są zadowoleni. Wraca uroda, ale przede wszystkim zdrowie i to jest, zdaniem lekarzy, najsilniejszą motywacją do podjęcia decyzji o operacji. - Jedno jest pewne - pacjent musi być gotowy do wprowadzania zmian - podkreśla dr Marta Stankiewicz.

Czas na zmiany
A na to powinno być przygotowanych coraz więcej Polaków, bo tyjemy na potęgę. Dlaczego? Bo codzienne życie staje się coraz łatwiejsze - mamy windy, schody ruchome, ruchome chodniki na lotniskach. Do tego pilot do telewizora i sprzętu grającego.

Możemy efektywnie pracować i zarabiać bardzo duże pieniądze, praktycznie nie ruszając się z fotela. Coś do zjedzenia zawsze jest w zasięgu ręki. Maszyny, automaty, popcorn i cola w kinie, im większa porcja, tym mniej zapłacisz. Medyczny świat jest tym przerażony. Amerykanie, którzy skutków tego doświadczyli jako pierwsi, mają na swoim koncie najwięcej badań dotyczących otyłości. Od 2011 roku pacjenci z patologiczną otyłością i cukrzycą od razu kierowani są tam na operację. Na razie w Polsce te wytyczne nie obowiązują. Prof. Krzysztof Narkiewicz, kierownik Kliniki Nadciśnienia i Diabetologii GUMed, uspokaja: - Stany Zjednoczone są liderem w tym zakresie, jeśli dowodów naukowych będzie przybywało, być może tego rodzaju operacje staną się standardem również w Europie.

A od problemu nie uciekniemy - naukowcy szacują, że w 2030 roku z cukrzycę i otyłością będzie się już zmagało 3 mln Polaków.
Dane pacjenta zmieniliśmy na jego prośbę.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki