Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy wtorek tygodnia: Balcerowicz musi się zbudzić

Dariusz Szreter
Dariusz Szrter
Dariusz Szrter
Kilka tygodni temu, tuż przed świętami, na moim redakcyjnym biurku wylądował niespodziewany prezent: koperta, a w niej grube tomiszcze z twarzą profesora Leszka Balcerowicz na okładce. I tytułem: "Odkrywając wolność. Przeciw zniewoleniu umysłów".

- Jezu, kiedy on to zdążył napisać? - jęknąłem w duchu na widok 1028 stron. - I kto to będzie czytać? Na szczęście szybko wyjaśniło się, że Leszek Balcerowicz jest autorem jedynie 60 stron wstępu oraz miłego liściku, podpisanego odręcznie. Profesor przestrzega w nim, że wprowadzenie w Polsce demokracji w 1989 nie oznacza, że problem wolności został rozwiązany raz na zawsze. I wyjaśnia, że oto zebrał kilkadziesiąt esejów bądź fragmentów większych dzieł poświęconych pojęciu wolności, by wprowadzić je pod strzechy ku "wzmocnieniu obywatelskiej ochrony wolności". Nazwiska autorów robią wrażenie, choć specjalnie nie zaskakują: od Hume'a i Smitha, przez Milla, von Hayeka, Poppera, po Friedmana i Pipesa. Dzieło charakteryzuje się wyjątkowo przystępną ceną 24,90 zł, a grubość woluminu (ponad sześć centymetrów) powoduje, że stoi on stabilnie na półce nawet jeśli jej właściciel nie ma żadnych innych książek. Tym niemniej w kraju, w którym statystyczny obywatel czyta rocznie pół książki (a ostatnio, zdaje się, nawet trochę mniej), wiara pana profesora w moc sprawczą słowa pisanego wydaje się nieco zaskakująca. Ale nie wybrzydzajmy - książka jest, kto chce, może po nią sięgnąć i bardzo dobrze.

Balcerowicz mentalnie zatrzymał się w poprzedniej epoce. Wypatrując z lewej wroga wolności, nie zauważa zagrożenia nadciągającego skądinąd

Niepokoi natomiast inna kwestia. Wczytując się we wstęp, będący wykładem poglądów autora antologii, trudno oprzeć się wrażeniu, że prof. Balcerowicz mentalnie jakby zatrzymał się w poprzedniej epoce. Mimo pewnego niuansowania jego świat maluje się w barwach czarnej i białej, gdzie liberalizm zmaga się z różnorodnymi odmianami socjalizmu. Wbrew tradycji Balcerowicz odnosi to słowo także do PRL i ZSRR, unikając terminu "komunizm", jakby chciał podkreślić, że to jest właściwie to samo, co proponuje zachodnioeuropejska socjaldemokracja, tylko "bardziej". Charakterystyczne jest, że wyliczając skrajne przykłady państw ludobójczych XX wieku, Balcerowicz wymienił tylko te odwołujące się do dziedzictwa marksistowskiego: ZSRR, ChRL, Koreę Północną i Kambodżę pod rządami czerwonych Khmerów. Nazistowskie Niemcy jakoś mu się zapomniały. Tak radykalnie jednostronnego antysocjalnego tekstu nie czytałem od czasu, gdy zarzuciłem lekturę felietonów Janusza Korwin-Mikkego. Filipika tego ostatniego, wymierzona przeciw pojęciu "sprawiedliwości społecznej", znalazła się zresztą w omawianym tu zbiorze.

Profesor Balcerowicz - filozof, wyłaniający się z tego wstępu, prezentuje poglądy jakby wyjęte z szuflady zamkniętej pod koniec ubiegłego stulecia lub najpóźniej w pierwszych latach XXI wieku. Nie zauważa, że od tego czasu miało miejsce wydarzenie dość istotne, mianowicie kryzys finansowy roku 2008, który jak w soczewce skupił wynaturzenia liberalizmu gospodarczego: nadmierny i nierównomierny stopień deregulacji rynków finansowych, brak mechanizmów koordynacji na poziomie globalnym, oderwanie wycen rynków finansowych od realnej wartości czy nierówny dostęp podmiotów do informacji. To wszystko nie unieważnia oczywiście przemyśleń Smitha, de Tocqueville'a czy von Missesa, ale nakazywałoby przyjrzenie się im w nieco innym świetle. Tymczasem profesor ignoruje te doświadczenia, jakby nic nie zaszło. Przespał bailout Goldmana Sachsa i Morgana Stanleya? Nie zorientował się, że większość rządów, w tym USA, wciąż największego mocarstwa światowego, musi się liczyć w pierwszym rzędzie z interesami wielkich koncernów, a dopiero potem wyborców, w tym tak hołubionej przez liberałów klasy średniej?

Wypatrując wroga wolności po lewej stronie i porównując walkę o prawa pracownicze do islamskiego dżihadu (str. 26), Leszek Balcerowicz wikła się w filozoficzne dyskusje i rozróżnienia praw negatywnych i pozytywnych, sfer wolności itp. i nie zauważa zagrożenia nadciągającego z drugiej strony: ogromnego rozwarstwienia dochodów, prowadzącego do napięć społecznych. Nie widzi też problemu współczesnego niewolnictwa, o którym pisze, że skończyło się w XIX w., a którego skalę na początku XXI w. szacuje się w granicach od kilkunastu do 27 milionów osób. Przed trzema dniami organizacja charytatywna Oxfam ogłosiła, że 100 najbogatszych ludzi na świecie zarobiło w zeszłym roku wystarczająco dużo pieniędzy, aby czterokrotnie rozwiązać globalny problem biedy. Nie znaczy to, że trzeba im to zabrać - tu pełna zgoda z Balcerowiczem. Niestety wygląda na to, że oderwawszy się od polityki pan profesor zanadto pogrążył się w abstrakcji. Balcerowicz musi (a w każdym razie powinien) się zbudzić!

Czytaj więcej komentarz Dariusza Szretera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pierwszy wtorek tygodnia: Balcerowicz musi się zbudzić - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki