Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze: Na polecenie wojewody zamknięto sklepy z dopalaczami w Gdańsku i Tczewie

Łukasz Kłos, Szymon Zięba
Na polecenie wojewody pomorskiego Ryszarda Stachurskiego zamknięto w środę po południu wszystkie sklepy na Pomorzu, w których sprzedawano "dopalacze". Około godz. 17.30 do czterech lokali na terenie Gdańska i Tczewa wkroczyli inspektorzy Sanepidu w asyście policji. Sklepy zostały zaplombowane, a towar zabezpieczony przez policję.

Aktualizacja czwartek, 17 stycznia
Na czwartkowej konferencji prasowej wojewoda pomorski, Ryszard Stachurski, zapowiedział: - Koniec trickowania, koniec oszukiwania, koniec podstępów i metod, w których sprzedający zmieniają adres, jedną literę w nazwie substancji, która wczoraj została zarekwirowana, a następnego dnia sprzedają ją pod inną nazwą. Z pełną determinacją i skutecznością będziemy działali jak do tej pory.

Jak dodał wojewoda - Nie może być tak, że państwo jest w defensywie. Działamy oczywiście w granicach i na podstawie prawa - podkreślał Ryszard Stachurski.

Trzy z zamkniętych w środę wieczorem sklepów znajdowały się na terenie Gdańska. Jeden natomiast - w Tczewie. Po akcji funkcjonariuszy policji i pracowników sanepidu, sklepy zamknięto i zaplombowano. - Zamknięcia dokonano na okres 3 miesięcy. Podejrzewam, że w tym miejscu te punkty już nie powstaną - podkreślał wojewoda.

***
- Działania podjęte zostały w oparciu o przepisy ustawy o zarządzaniu kryzysowym oraz ustawy o wojewodzie i administracji rządowej w województwie - informuje Roman Nowak, rzecznik wojewody pomorskiego. - Decyzja ma związek z wynikami badań próbek pobranych podczas kontroli realizowanych przez Wojewódzką Stację Sanitarno Epidemiologiczną.

Jak tłumaczy rzecznik wykazały one, że niektóre z wprowadzanych do obrotu produktów zawierały substancje ujęte w załączniku do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Obrót nimi jest zakazany.

- Badania przeprowadzane były na zlecenie powiatowych inspekcji - informuje Anna Obuchowska, wicedyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. O szczegółach wyników nie chciała jednak wczoraj rozmawiać. - Proszę pytać jutro w poszczególnych stacjach. Tam udzielą państwu szczegółowych informacji.

Obuchowska przyznała, że nie we wszystkich miejscach akcja zamykania sklepów przebiegała spokojnie. Do incydentu doszło w Tczewie. - Początkowo sprzedawczyni nie chciała wpuścić inspektorów sanepidu i policjantów do wnętrza. Jednak po krótkich negocjacjach udostępniła lokal - mówi wicedyrektor WSSE.

Wszystkie cztery lokale są zamknięte i zaplombowane, a właściciele sklepów mają zakaz sprzedaży.

Na liście zamkniętych punktów jest też Pachnący Dom, który początkowo mieścił się przy szkole w gdańskim Wrzeszczu, z czasem przenosząc się do lokalu przy ul. Słowackiego.

Z relacji wiceszefowej służb sanitarnych wynika, że artykuły znalezione w gdańskich sklepach zostały opieczętowane i zabezpieczone w lokalach. Na konfiskatę zdecydowano się zaś w Tczewie. Tam towar trafił do policyjnego depozytu.

Z kolei dziś policjanci lub inspektorzy mają sprawdzać, czy zarządzenie jest przestrzegane.

Jak będzie wyglądał kolejny etap walki z dopalaczami?
- Sytuacja jest dynamiczna. Będziemy informować na bieżąco - słyszymy zarówno w Urzędzie Wojewódzkim, jak i w sanepidzie.
Wczorajsza akcja utrzymywana była w tajemnicy. Jak się dowiedzieliśmy, punkty handlowe zostały wytypowane w ścisłej współpracy z pomorskimi policjantami.

Po raz pierwszy otwartą walkę z dopalaczami polskie władze podjęły w 2010 r. Wówczas to na mocy decyzji głównego inspektora sanitarnego z dnia na dzień zamknięto blisko tysiąc punktów handlowych w całym kraju. Po kilku miesiącach pojawiły się jednak głosy, że decyzja GIS mogła nie być prawomocna. - Dziś sytuacja jest inna. Działamy na podstawie nowej ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, w której jasno określono, które organy mają prawo wydać jaką decyzję - ocenia Anna Obuchowska.

Przypomnijmy, jako pierwsi w ubiegłym roku alarmowaliśmy, że na Pomorzu na nowo rozkwita handel "dopalaczami" - CZYTAJ>.

Kiedy jesienią nasz reporter poprosił o komentarz Główną Inspekcję Sanitarną, urzędnicy odpowiedzieli mu, że problem "nie istnieje". Dopiero zapoznanie z wynikami dziennikarskiej prowokacji - "zakupu kontrolowanego" - przekonało rozmówców.

Wkrótce się dowiedzieliśmy, że służby już od sierpnia otrzymywały sygnały o powrocie dopalaczy, ale nie znaleziono skutecznego sposobu rozwiązania problemu.

Pod koniec listopada ubiegłego roku wojewoda ogłosił mobilizację podległych mu służb, w tym w szczególności sanepidu i policji.
Łukasz Kłos
tel. 58 30 03 334
[email protected]
Łukasz Kłos na Facebooku

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki