Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba wrócić do koncepcji sieci szpitali ministra Zbigniewa Religi

rozm. Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Z prof. dr. hab. Piotrem Czauderną, kierownikiem Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży GUMed, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Kilka tygodni temu na południu Polski zmarło niemowlę, jak się później okazało - z powodu ostrej białaczki. Problem w tym, że choroba nie została rozpoznana, bo żaden z kilku szpitali, do których rodzice przywozili dziecko, nie wykonał mu nawet podstawowego badania krwi. Aż tak szpitale muszą oszczędzać?
Nie chcę komentować tej sprawy, bo nie znam jej szczegółów. Patrząc na ten przypadek z perspektywy całego systemu, trzeba sobie powiedzieć - oddziały ratunkowe w całym kraju generują ogromne straty dla szpitali, w tym dla naszego, czyli Pomorskiego Centrum Traumatologii. Dzieje się tak, bo są finansowane poprzez ryczałt dzienny niezależny od liczby leczonych pacjentów czy rodzaju badań, które im oferuje. Generalnie każdy pacjent, który przekracza próg SOR, oznacza dla szpitala stratę. A że pacjentów jest dużo, straty w ciągu roku są wielomilionowe. Stąd presja dyrektorów, by te straty ograniczać poprzez limitowanie badań diagnostycznych na SOR, szczególnie tzw. kosztochłonnych. W naszych realiach SOR to również rodzaj wentyla bezpieczeństwa umożliwiający szybszy dostęp do różnych badań pacjentom, którzy w ogóle nie powinni tam trafić, bo nie są w stanie zagrożenia życia czy nagłego pogorszenia stanu zdrowia i mogliby spokojnie być obsłużeni przez nocną opiekę chorych czy przez przychodnie.

Czy oszczędza się tylko na SOR-ach, czy też w całym szpitalu?
Mobilizacja do oszczędzania jest wszędzie, bo trzeba zdawać sobie sprawę, że system jest na granicy bankructwa.

Ponoć w kasie NFZ zabraknie w przyszłym roku 1,7 mld zł...
Już w tym roku brakuje funduszowi ponad 800 mln zł, w przyszłym roku będzie jeszcze gorzej. W sytuacji pogarszającej się kondycji gospodarki, zwolnień na masową skalę, które się szykują, weźmy choćby przykład fabryki Fiata w Tychach, oznacza to automatycznie rosnące bezrobocie i mniejsze wpływy do budżetu NFZ. Sytuacja naprawdę robi się dramatyczna.W mojej klinice jeszcze nie, ale w wielu miejscach, jak to było dawniej, zaczyna brakować sprzętu, leków...

Szpitale się zadłużają...
Właśnie to chciałem powiedzieć, szpitale na nowo zaczęły się zadłużać a szczególnie zaczęły narastać zobowiązanie wymagalne, które trzeba szybko spłacać. Nie można winić za to tylko dyrektorów, tłumacząc, że źle szpitalami zarządzają.

Od dwóch lat fundusz nie płaci szpitalom za nadwykonania...
To kolejny problem, bo do niedawna właśnie dzięki tym pieniądzom, które stanowiły 10-20 proc. budżetu, szpitale jakoś prosperowały. Ta sytuacja nie jest wszędzie równie dramatyczna, są województwa, gdzie jest znacznie lepiej, ale na Pomorzu jest pod tym względem fatalnie. Pomorze jest piątym pod względem wielkości płatnikiem składki zdrowotnej, natomiast pod względem finansowania szpitali jesteśmy na przedostatnim miejscu w kraju. Jasno potwierdza to fakt, ile pieniędzy z tytułu rezerwy budżetowej NFZ skierowano do nas. Podczas, gdy województwo mazowieckie otrzymało prawie 100 mln zł, górnośląskie 60 mln zł, to pomorskie zaledwie nieco ponad 8 mln. Oczekiwania pacjentów są coraz większe, tymczasem państwa nie stać na ich zaspokojenie.

Czy przekształcenie szpitali w spółki jest tym właściwym lekarstwem?
To jest rozwiązanie szalenie ryzykowne, które nie funkcjonuje nigdzie w Europie poza małą, dwumilionową Łotwą. To jedyny kraj, w którym szpitale publiczne są spółkami. W pozostałych krajach Europy nie ma takiego rozwiązania. Jak na to patrzę, to widzę, jak państwo wycofuje się z coraz większych obszarów i doprowadza je do kompletnej degrengolady. To samo dzieje się na prowincji, gdzie likwiduje się sąd, zamknięta zostaje poczta, stacja kolejowa, młodzi ludzie z niego wyjeżdżają i życie w miasteczku zamiera. Dzieje się tak, bo państwo na wszystkim oszczędza i nie wywiązuje się ze swoich podstawowych zobowiązań wobec obywateli.

Za mało jest pieniędzy w systemie ochrony zdrowia?
Oczywiście, wielokrotnie to już mówiłem. Jeśli porównamy statystyki z lat 2009-2010 to jasno widać, że na zdrowie - licząc na głowę obywatela - wydajemy zdecydowanie mniej nie tylko od Szwecji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii, ale również od takich krajów, jak Czechy, Węgry, a nawet Słowacja.

Politycy są za to odpowiedzialni?
To, o co winię polityków, to o to, że żaden z nich nie ma odwagi wyjść do społeczeństwa i uczciwie powiedzieć, jaka jest sytuacja, że na pewne rzeczy nas po prostu nie stać. Nie mamy w systemie tylu pieniędzy, by finansować opiekę medyczną na poziomie Europy Zachodniej. Zresztą nigdzie na świecie i w żadnym systemie opieki zdrowotnej, nawet w najbogatszych krajach, nie ma dość pieniędzy, aby bez oczekiwania przez pacjenta zrealizować wszystkie świadczenia medyczne, bowiem popyt w tym zakresie jest praktycznie nieograniczony.

Chyba że będziemy dopłacać z własnej kieszeni lub w formie dodatkowego ubezpieczenia.
Wpierw musi jednak powstać koszyk świadczeń gwarantowanych. Ten, który mamy dziś, jest fikcją, bo jest w nim wszystko. Sam kilkakrotnie uczestniczyłem przy jego tworzeniu, bo każda kolejna ekipa rozpoczynała prace nad nim od nowa. To, co on zawiera, nie jest jednak wiele warte, bo nie są urealnione koszty procedur medycznych.W większości są one niedoszacowane, część przeszacowana. I właśnie problemy takich specjalności, jak pediatria, interna czy chirurgia ogólna wynikają z tego, że te procedury są permanentnie niedoszacowane. Inne dyscypliny, jak choćby kardiologia, świetnie się rozwijają, bo są dobrze finansowane. Stąd leczymy zawały na europejskim poziomie.

Minister Arłukowicz zapowiada powołanie niezależnej instytucji, która zajmie się wyceną procedur...
Od samego powołania takiej instytucji pieniędzy w systemie nie przybędzie. Szpitale niby mogą dobrowolnie przekształcić się w spółki, ale de facto są do tego zmuszone, bo jak się nie przekształcą, to samorząd będzie zmuszony pokryć ich ujemny wynik finansowy. Teoretycznie zaletą spółki jest to, że przekształcony szpital może prowadzić działalność gospodarczą. Dla przykładu - pod koniec roku, kiedy skończy mu się kontrakt, może nadal wykonywać operacje, tyle że za pieniądze, co postulują pacjenci, którzy nie chcą czekać w kolejce. Jednak zastanowić się trzeba, jak zabezpieczyć prawa pacjentów leczonych w ramach NFZ, aby pacjenci prywatni, teoretycznie bardziej atrakcyjni dla szpitali pod względem finansowym, nie wypierali pacjentów NFZ-owskich, co grozi narastaniem kolejek. Z drugiej strony jednak spółka nie może się zadłużać, co jest niezwykle trudne w sytuacji, gdy ta działalność jest trwale nierentowna. Kłopoty Centrum Zdrowia Dziecka, o których ostatnio tak głośno, właśnie z tego wynikają. Realna jest więc groźba, że deficytowe specjalności będą likwidowane lub ograniczane. Z punktu widzenia bezpieczeństwa społecznego jest to ogromnie ryzykowne.

Trudno wyobrazić sobie, jak po tym przekształceniu system będzie funkcjonował?
Bardzo trudno. Moim zdaniem, największa bolączka naszego systemu polega na tym, że szpitale, które leczą najbardziej skomplikowane przypadki, popadają w największe kłopoty finansowe. To polski paradoks, bo wszędzie na świecie ośrodki leczące trudnych pacjentów i wykonujące skomplikowane procedury mają pieniędzy pod dostatkiem. W Polsce takie ośrodki muszą ratować się prostymi, ale opłacalnymi zabiegami, by dokładać do tych trudnych. Problemów takich nie mają szpitale powiatowe i im przekształcenie w spółki nie zaszkodzi.

Co więc trzeba zrobić, by ratować specjalistyczne szpitale, gwarantujące społeczeństwu bezpieczeństwo zdrowotne?
Trzeba uporządkować system, co jest relatywnie dość proste. Wyjścia są dwa - albo trzeba wrócić do koncepcji sieci szpitali ministra Zbigniewa Religi, o czym Ministerstwo Zdrowia mówi, tylko inaczej to nazywa. Czyli wyznaczyć strategiczne szpitale, które powinny mieć zagwarantowane finansowanie właśnie ze względu na to, że zapewniają to bezpieczeństwo. Jest też drugie wyjście - zróżnicujmy wartość punktu (co przełoży się na wielkość kontraktu) w zależności od kategorii szpitala, a jeszcze lepiej - oddziału. Dziś oddziały - dla przykładu chirurgia w szpitalu powiatowym, wojewódzkim czy uniwersyteckim - otrzymują takie same stawki, a przecież mają inne zadania i ponoszą inne koszty. Decyzje takie są na pewno trudne, bo są wbrew wyborcom i wymagają odwagi politycznej.

Od nowego roku wchodzi system elektronicznej weryfikacji prawa pacjentów do leczenia w ramach NFZ.
To krok w dobrym kierunku, aż dziw, że tak późno podjęty. Powinno to ułatwić życie pacjentom.

Rozmawiała Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki