- Problem w tym, że moja mama wcale nie miała przy sobie kosztownych rzeczy, tylko to, co zwykle nosi w torebce - skarży się pani Celestyna, córka poszkodowanej.
Do zdarzenia doszło w Szpitalu Specjalistycznym na gdańskiej Zaspie. 74-letnia pacjentka zmagająca się z chorobą nowotworową wróciła właśnie na swoją salę z bloku operacyjnego, gdzie lekarze poskładali jej rękę złamaną w kilku miejscach. Przysypiała jeszcze, gdy kątem oka zauważyła mężczyznę w białym kitlu, który czegoś szukał. Nie zareagowała w przekonaniu, że to ktoś z personelu. Minęło trochę czasu, gdy do chorej zajrzała pielęgniarka. Starsza pani poprosiła, by z szafki przy łóżku podała jej torebkę. Tymczasem po torebce nie było ani śladu.
- Dla mamy ta wiadomość była ogromnym wstrząsem. W torebce miała telefon komórkowy ze zdjęciami ukochanej prawnuczki, dokumenty z domowym adresem, klucze do mieszkania, rzeczy osobiste - kolczyki, które zdjęła przed zabiegiem, podobnie jak protezę - opowiada córka. - Nie trzeba chyba tłumaczyć, co dla starszego człowieka oznacza wizja drogi przez mękę, która go czeka, jeśli chce obstalować sobie kolejną protezę na NFZ czy wyrobić od nowa utracone dokumenty.
- To pierwszy od dwóch lat przypadek kradzieży, której ofiarą stał się pacjent, i mam nadzieję, że incydentalny - twierdzi dr Alina Bielawska-Sowa, zastępca dyrektora ds. medycznych w szpitalu na Zaspie. - Szczególnie na oddziałach personel jest wyczulony na obce osoby, ale trudno wszystkim odwiedzającym swoich bliskich w szpitalu patrzeć na ręce.
Administracja szpitala niewiele może zrobić, do wyboru ma dwa warianty - albo szpital jest otwarty dla odwiedzających i ryzyko kradzieży jest większe, albo się go zamyka i wpuszcza osoby z zewnątrz tylko za przepustkami. Według pacjentów, drugi wariant w ogóle dziś nie wchodzi w grę.
- Mamy depozyt na szpitalnym oddziale ratunkowym. Zawsze można oddać rzeczy na przechowanie do gabinetu ordynatora czy pielęgniarki oddziałowej - zapewnia dr Alina Bielawska-Sowa.
Zdecydowanie częściej zdarzają się w szpitalu kradzieże z tzw. przestrzeni otwartej. Krany, pojemniki na mydło, nie wspominając o papierze toaletowym.
Po serii włamań do szatni personelu i kradzieżach sprzętu elektronicznego, w tym komputerów, szereg pomorskich szpitali objęło newralgiczne miejsca monitoringiem. - Zainstalowaliśmy kamery, m.in. na radiologii, gdzie pracuje bardzo drogi sprzęt - tłumaczy Andrzej Zieleniewski, dyrektor szpitala w Wejherowie.
O kamerach na salach chorych nie może być mowy - wartościowe rzeczy osobiste pacjenci oddają do depozytu.
W każdym miejscu szpitala kamery nie da się zainstalować
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?