18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieczysław Struk: Centrum leczenia oparzeń na pewno powstanie

rozm. Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Tomasz Bołt
Z Mieczysławem Strukiem, marszałkiem województwa pomorskiego, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Kilka tygodni temu w Klinicznym Oddziale Ratunkowym Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego zmarł ciężko oparzony mężczyzna. Ze względu na jego stan ratunkowy śmigłowiec nie mógł go zabrać do Zachodniopomorskiego Centrum Leczenia Oparzeń w Gryficach, a na całym Pomorzu takiego ośrodka nie ma. Co więcej - nie ma w ogóle żadnego oddziału nawet dla lżej oparzonych...
W ogóle kwestia leczenia oparzonych pacjentów na Pomorzu jest bulwersująca. Osiemnaście lat temu, kiedy w gdańskiej hali stoczni, podczas koncertu zespołu Golden Life, doszło do tragicznego pożaru, w którym zginęło siedmiu młodych ludzi, a blisko 300 latami potem leczyło się z powodu oparzeń, politycy różnych opcji zapewniali, że w Gdańsku na pewno powstanie oddział tej specjalności w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym. Niestety, do tej pory tych obietnic nie spełnili.

A Pan pamięta o tym zobowiązaniu?
Oczywiście, że pamiętam, ale bezpośredniego wpływu na to, by taki oddział powstał, marszałek nie ma.

A co Pan wtedy robił? Czy w ogóle ta tragedia jakoś Pana dotknęła?
Osiemnaście lat temu byłem burmistrzem Jastarni. Wśród poszkodowanych w pożarze byli również mieszkańcy z naszego terenu. Tragedia ta dotknęła również moich znajomych. Często kontaktowałem się wówczas służbowo z panią burmistrz Pruszcza Gdańskiego. Pamiętam, że dwoje jej dzieci doznało podczas tego pożaru rozległych obrażeń. Słuchałem jej opowieści. Skala tego dramatu była tak olbrzymia, że opinia publiczna była pewna, iż jednym z wniosków, które decydenci z niego wyciągną, będzie decyzja o budowie siedziby dla oddziału oparzeń.

Wtedy jeszcze taki oddział, choć w szczątkowej postaci, funkcjonował przy Klinice Chirurgii Plastycznej. Potem go zlikwidowano, bo nie spełniał wymogów Ministerstwa Zdrowia i NFZ. A śmigłowiec Pogotowia Lotniczego nie startuje między 23 a 6 rano.
Zdaję sobie sprawę, że bardzo często zdarzają się sytuacje, gdy pomoc oparzonemu musi być natychmiastowa i to w szczególnych, absolutnie sterylnych warunkach. Nie mamy dziś możliwości, by zapewnić je ofiarom oparzeń, a co tu dużo kryć, już dziś notujemy na Pomorzu 800 przypadków oparzeń rocznie, tylko trafiających do szpitala klinicznego i szpitali wojewódzkich, a 2,5 tys. w skali całego Pomorza. Uważam więc, że jest pełne uzasadnienie dla stworzenia u nas takiego oddziału. Trzeba również zdawać sobie sprawę ze specyfiki tego regionu. Istnienia w nim rafinerii, wielu zakładów energetycznych, budowanych w tej chwili zbiorników gazu, prac poszukiwawczych gazu łupkowego, stoczni remontowych, statków przypływających do naszych portów. Zagrożenie pożarowe występuje też w wielu innych zakładach pracy. Oddział oparzeń w tak dużej aglomeracji, w której prowadzona jest tak olbrzymia działalność gospodarcza, jest bezwzględnie potrzebny.

Ale dla kogo to zadanie, czy dla samorządu?
Jest to zadanie dla państwa. Powinno się tym problemem zająć Ministerstwo Zdrowia, powinna powstać swego rodzaju mapa tego typu ośrodków. Centra leczenia oparzeń powinny być rozłożone równomiernie, a nie tylko na zachodzie kraju - w Gryficach, i na południu - w Siemianowicach Śląskich. Drugorzędną sprawą jest, czy będą one funkcjonować przy szpitalu uniwersyteckim, czy przy wojewódzkim. Naszym atutem jest dobrze przygotowana do tych zadań kadra medyczna. Szkoda, by było, by ten zespół się rozpadł.

Czy w dzisiejszych realiach finansowych jest to pomysł możliwy? Czy też jest to utopia?
Moim zdaniem, jest to projekt jak najbardziej realny. Za hospitalizację pacjentów z oparzeniami w tego rodzaju ośrodkach, jakie funkcjonują w Gryficach czy Siemianowicach Śląskich, NFZ musi zapłacić, czy chce, czy nie chce, bo to procedury ratujące życie. Za leczenie oparzeń w szpitalach powiatowych fundusz też powinien zapłacić, bo to wszystko są przypadki pilne. Jestem przekonany, że jeśli chodzi o wybudowanie w Gdańsku siedziby dla takiego centrum i jego wyposażenie, to nie będzie z tym żadnego problemu.

Nie będzie żadnego problemu?
Z pewnością włączą się w to samorządy, zwłaszcza większych miast, na pewno też włączy się w to biznes. Jestem przekonany, że moja prośba skierowana do Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa spotka się z pozytywnym odzewem. Rafineria na pewno nie odmówi, Energa również.

Ponoć zakłady pracy z Pomorza o dużym ryzyku pożarów dopłacają do utrzymania w gotowości ośrodka w Gryficach, czego nie chce finansować NFZ.
Środowisko gdańskie, gdyńskie i w ogóle pomorskie wykazuje mnóstwo obywatelskiej empatii wobec takich inicjatyw i jestem przekonany, że z utworzeniem ośrodka oparzeń nie będzie problemu, obojętnie, czy w grę wchodziłaby adaptacja jakiegoś obiektu, czy wybudowanie go od samych fundamentów. Trzeba to zrealizować w miarę szybko, by dać jakąś realną perspektywę zespołowi lekarzy specjalistów od leczenia oparzeń. W przeciwnym razie zespół się rozpadnie, a odbudować go będzie już bardzo trudno.

Rozmawiała Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

NASZA AKCJA: Dołącz do grupy na Facebooku pod hasłem "Musi powstać oddział leczenia oparzeń na Pomorzu!"

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki