Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Olszowski tworzył morską tożsamość przedwojennej Polski. Jego wnuk wraca do Gdyni

Dorota Abramowicz
Większość pracowników firmy Jana Olszowskiego to młode kobiety. Pamiętano o tym, projektując firmowy parking
Większość pracowników firmy Jana Olszowskiego to młode kobiety. Pamiętano o tym, projektując firmowy parking Tomasz Bołt
W latach 30. Tadeusz Olszowski zakładał w Gdyni jedną z pierwszych polskich spółek żeglugowych. Po blisko 80 latach jego wnuk uczy się polskiego i wraca do Gdyni rozwijać rodzinny interes...

Kiedy przyjechał po raz pierwszy do Polski, nie znał języka. Uczył się odmiany czasowników i rzeczowników oraz szeleszczących spółgłosek, poznawał ludzi, testował możliwości. Dziś, 19 lat po wykupieniu od Skarbu Państwa laboratorium Polcargo, kieruje największą w Polsce prywatną firmą, prowadzącą badania laboratoryjne paliwa, żywności, kosmetyków, leków. W dwunastu oddziałach i siedmiu laboratoriach na terenie kraju zatrudnia 220 osób. - W Polsce dobrze robi się interesy - mówi Jan Peter Olszowski, właściciel J.S. Hamilton Poland Ltd. A na pytanie o kryzys, odpowiada: - Jaki kryzys? Nie można porównywać gospodarczej sytuacji Polski z tym, co się dzieje na przykład w Hiszpanii, z 25-procentowym bezrobociem, czy w Irlandii. Tam to dopiero jest kryzys! Tutaj można mówić o czasowym przestoju.

Jan Olszowski, syn Polaka i Dunki, urodzony przed 50 laty w Londynie, chodzący do szkół w Danii, centralę swojej firmy założył w Gdyni - mieście, gdzie przed wojną jego dziadek, Tadeusz Olszowski, zakładał Bałtycką Spółkę Okrętową.
- Dziadek był genialnym człowiekiem - twierdzi wnuk Tadeusza. - Zawsze utrzymywał odpowiedni poziom moralności i uczciwości biznesu.

Makler i dziedziczka

Tadeusz Olszowski pochodził z ziemiańskiej rodziny, która straciła majątek na Kresach Wschodnich po pierwszej wojnie światowej. Jego ojciec został dyrektorem cukrowni w Lublinie. Zosia Zembrzuska, córka zamożnego właściciela dworu w Moniakach, z Tadeuszem znała się od dziecka. Kiedy jednak dorosły Tadeusz, makler okrętowy po Wyższej Szkole Handlowej, zaczął się starać o rękę Zofii, Ludwik Zembrzuski powiedział: - Nie.

- Pradziadek chciał, by jego córka została żoną arystokraty, a nie maklera okrętowego - opowiada Jan. - Był to dla niego nieznany, egzotyczny zawód.

Historię Tadeusza i Zofii opisała Zofia Zinserling, siostrzenica babci Jana, we wspomnieniach "Moniaki. Dwór i jego mieszkańcy". W rodzinie i wśród znajomych aż huczało od plotek na temat nieszczęśliwej miłości młodych. Ojciec nie pozwalał Zofii nawet na korespondencję z mieszkającym w Gdyni ukochanym, więc listy przekazywali przez zaufane osoby. Tadeusz cierpliwie czekał, a Zosia nawet nie chciała patrzeć na innych kandydatów do ręki.

W końcu Ludwik Zembrzuski się poddał. Młodzi wzięli ślub w 1935 roku, zamieszkali najpierw w Gdańsku, potem w Gdyni. Ojciec obiecał Zofii 20 tys. zł posagu. Pierwsza rata wynosiła 4949,15 zł, a pozostałą kwotę - po śmierci Ludwika w 1937 roku - też w ratach wypłacał młodemu małżeństwu szwagier Dąbrowski. Pieniądze te, co miał często podkreślać w rozmowach Olszowski, pozwoliły mu na założenie, wraz z grupą wspólników, wśród których był także hrabia Władysław Potocki, Bałtyckiej Spółki Okrętowej.

Przed wojną działało w Gdyni pięciu armatorów, w tym dwaj prywatni: Polsko-Skandynawskie Towarzystwo Transportowe oraz Bałtycka Spółka Okrętowa. Do 1939 roku BSO miała trzy statki. Ostatni był zakupiony na miesiąc przed wybuchem wojny Kromań, pływający w żegludze nieregularnej na Bałtyku i Morzu Północnym. "Encyklopedia Gdyni" podaje, że pieniądze na Kromań wyłożyła hrabina Róża Tyszkiewicz, córka hr. Potockiego. Wcześniej sprzedała Anglikom pod budowę ambasady działkę przy Frascati w Warszawie. Sporą kwotę, uzyskaną ze sprzedaży, postanowiła zainwestować w polską spółkę żeglugową.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Żołnierz, biznesmen, może szpieg

Wojna rozdzieliła małżeństwo. Zofia z dwójką małych dzieci, Stefanem i Andrzejem (ojcem Jana), została w Polsce. Tadeusz Olszowski w lipcu 1939 roku został przez Departament Morski Ministerstwa Przemysłu i Handlu oddelegowany do zajmowania się statkami polskimi na wypadek wojny. W ostatnim dniu sierpnia wyjechał do Wilna, stamtąd przedostał się do Rygi, a następnie do Londynu. - Zadaniem ojca, zleconym mu przez polskie władze, było bezpieczne przeprowadzenie statków i oddanie ich do dyspozycji aliantów - mówi Szymon Olszowski, najmłodszy, urodzony już po wojnie syn Tadeusza.

Polskie jednostki pływały w konwojach, wożących sprzęt wojskowy i materiały wojenne z USA do Wielkiej Brytanii. Jeden ze statków BSO, Wigry, zatonął w 1942 roku koło Islandii, a z 27-osobowej załogi ocalało dwóch marynarzy. Kromań również zatonął, na minie koło Rouen, w 1945 roku. Załoga zdołała się uratować.

Wojenne losy Tadeusza to temat na odrębną opowieść. Wstąpił do wojska polskiego we Francji, walczył w stopniu porucznika. Po powrocie do Anglii było jeszcze ciekawiej. - Oficjalnie był oddelegowany do Rady Morskiej Ministerstwa Przemysłu i Handlu, w istocie zaś pracował dla wywiadu w hotelu Rubens - pisze w swojej książce Zofia Zinserling.

- Chociaż nie ma dokumentów, informacja o pracy w wywiadzie jest bardzo możliwa - twierdzi Szymon Olszowski. - Wśród przyjaciół ojca był człowiek ewidentnie związany z brytyjskimi służbami, sir Charles Hutchinson. To on kilka lat później interweniował u władz w sprawie przyznania ojcu brytyjskiego obywatelstwa.

Problem z przyznaniem obywatelstwa Wielkiej Brytanii mógł być związany z uporem Tadeusza, który się nie zgodził na powrót do Polski w charakterze szpiega Jego Królewskiej Mości.

Wróćmy jednak do 1945 roku. Zofia z synami przetrwała wojnę w majątku w Moniakach. Z przemyconych dwóch listów wiedziała, że ukochany żyje. Kiedy zakończyły się działania wojenne, Tadeusz rozpoczął poszukiwania bliskich. Wyruszył do obozu PCK w Szwecji. Tam skontaktował się z rybakiem, łowiącym na polskich wodach, który miał dziewczynę w Polsce. Tadeusz znał ową młodą kobietę - była to przed wojną sekretarka w Bałtyckiej Spółce Okrętowej. Dziewczyna wyruszyła na poszukiwania Zofii. Przywiozła ją z dziećmi do Gdyni.

- Od dziecka słuchałem opowiadań, jak to mama z braćmi pod osłoną nocy przedostała się na szwedzki statek i ukryła w zbiorniku na wodę - opowiada Szymon Olszowski. - Ucieczka się udała, ostatecznie cała rodzina osiadła w Anglii.
Bałtycka Spółka Okrętowa próbowała jeszcze zarządzać statkami, jednak - tak jak pozostałe przedsięwzięcia prywatne - nie miała na to szans. Zarządzeniem ministra żeglugi z 16 grudnia 1949 roku spółka została znacjonalizowana.

Wcześniej, w 1946 roku, Tadeusz Olszowski został oficjalnie zwolniony z Marynarki Wojennej. Prawdopodobnie już wcześniej podjął decyzję, co będzie robił, by utrzymać rodzinę.

- Każdy armator ma w portach, do których zawijają jego statki, swojego agenta - mówi Jan Olszowski. - W Londynie takim agentem był John Spencer Hamilton, który zaoferował pomoc dziadkowi zaraz po przybyciu do Wielkiej Brytanii.
Tadeusz, współpracując z Hamiltonem, zajął się eksportem węgla z Polski. Po otrzymaniu w 1952 roku odszkodowania od niemieckiego rządu za utratę ładunku na dwóch statkach w czasie wojny wykupił firmę J.S. Hamilton.

I tak polski makler okrętowy został właścicielem firmy, której nazwa pochodziła od nazwiska brytyjskiego agenta.

Wnuk wraca do Polski

- Moja decyzja o robieniu interesów w Polsce nie miała nic wspólnego z sentymentami i szukaniem korzeni - podkreśla Jan Olszowski. - Dostałem zadanie od rodziny - otworzyć oddział J.S. Hamilton Ltd., który miał kontrolować jakość eksportowanego węgla z Polski do Anglii i Irlandii.

Żałuje, że nie wyniósł z domu znajomości języka polskiego. Tak się jednak złożyło, że po rozwodzie rodziców zamieszkał z matką w Danii. I choć się uważnie przyglądał pracy duńskiego dziadka, prowadzącego firmę Salicath, dystrybuującą maszyny dla przemysłu mleczarskiego, zdecydował się pójść śladami dziadka z Polski. Podjął praktykę w firmie armatorskiej w Hamburgu. Praktyka miała trwać trzy miesiące, przeciągnęła się na trzy lata. Już jako doświadczony shippingowiec trafił do firmy rodzinnej. - Mój ówczesny szef był geniuszem zawodowym, ale bardzo trudnym człowiekiem w bezpośrednich kontaktach - wspomina Jan. - Był 1986 rok. Pomyślałem - a może znaleźć sobie miejsce w Polsce? Postanowiłem nauczyć się języka. Ciężka sprawa... - wzdycha.

Twierdzi, że gdybym jednak przed 20 laty zapytała, czy zamierza związać plany zawodowe z ojczyzną polskich dziadków, pewnie by wzruszył ramionami.

- Teraz już wiem, że w porównaniu z Anglią, Irlandią, Francją czy Niemcami polski rynek stworzył takim, jak ja, o wiele większe szanse - mówi Olszowski. - Tam większość firm jest ustawiona, rynek podzielony, a konkurencja większa. W Polsce, być może jeszcze przez następnych 20 lat, ciągle znajdą się miejsca, gdzie będzie można rozwijać interesy.

W 1989 roku Jan, w imieniu swojego ojca Andrzeja, założył polskie przedstawicielstwo J.S. Hamilton Ltd. w Gdyni. Dwa lata później powstała spółka J.S. Hamilton Poland Ltd., która od Skarbu Państwa w 1993 roku zakupiła gdyńskie laboratorium Polcargo. Dziś w całej Polsce działa już siedem laboratoriów J.S. Hamilton Poland Ltd. We wrześniu tego roku spółka otworzyła nowy obiekt , w którym znajduje się największe i najnowocześniejsze laboratorium komercyjne w Polsce. Nowy budynek ma 3 tys. metrów kw. powierzchni, z czego ponad 2 tys. m kw. zajmują pomieszczenia laboratoryjne, z najnowocześniejszym sprzętem analitycznym.

- Gwałtowny wzrost industrializacji, globalizacja i rozwój handlu światowego wymagają profesjonalnych ocen i analiz produktów - tłumaczy. - W naszych laboratoriach prowadzimy badania dla przemysłu spożywczego, farmaceutycznego, kosmetycznego, opakowaniowego, chemicznego, jak również badania środowiska naturalnego.
Zgromadził młody, dobrze wykształcony zespół. - Polacy są lepiej wyedukowani niż ich rówieśnicy w krajach europejskich - przekonuje Olszowski. - W porównaniu z wieloma innymi nacjami, mają o wiele bardziej odpowiedzialny stosunek do pracy.
Średnia wieku pracowników J.S. Hamilton Poland wynosi 34 lata, większość stanowią kobiety. Na parkingu przed firmą cztery miejsca zarezerwowane są na stałe dla samochodów należących do osób niepełnosprawnych, a kolejne trzy - dla kobiet w ciąży.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Gdyńskie ślady

Tadeusz Olszowski zmarł w Londynie w 1988 roku. Nie dożył czasów, gdy wnuk zaczął zakładać przedstawicielstwo w Gdyni.
- Chcielibyśmy znaleźć ślady ojca i dziadka w mieście, naszym marzeniem jest też, by miasto o nim nie zapomniało - mówi Szymon Olszowski, który jako właściciel agencji zatrudniającej marynarzy często przyjeżdża do Gdyni. - Był on nie tylko bardzo wytwornym, uczciwym, szanowanym przedsiębiorcą i gentlemenem, ale także jednym z tych Polaków, którzy tworzyli przedwojenną tożsamość morską Polski. Wiem, że tuż przed wojną rodzice mieli dom na Kamiennej Górze. Tylko gdzie? Mam też stare dokumenty związane z powstaniem Bałtyckiej Spółki Okrętowej, niepublikowane listy. Może kogoś to zainteresuje?
Jana Olszowskiego mniej interesuje historia. Bardziej przyszłość.

- Moje plany, aż do emerytury, wiążę z Polską - deklaruje. - Zwłaszcza że tu związałem się z piękną kobietą, moją polską miłością, Justyną. I dzięki temu związkowi coraz bardziej rozumiem to, co łączyło moich dziadków.
Czwórka dzieci Jana, w wieku od 10 do 15 lat, mieszka z mamą, Irlandką, we Francji. Wszystkie znają język polski.

Życie po emigracji
O tym zjawisku mówi się zbyt mało. Coraz częściej sukces w Polsce odnoszą ci, którzy wrócili. Emigranci w pierwszym pokoleniu, ich dzieci, czasem wnuki. Wielu z nich to świetnie wykształceni, znający języki obce specjaliści. Niektórzy zrobili na emigracji karierę, inni zderzyli się ze "szklanym sufitem", zatrzymującym przybyszy z obcego kraju przed osiągnięciem najwyższych stanowisk, lub nie znaleźli dla swoich pomysłów luki na zagranicznych rynkach. Wracają więc z pomysłami, wiedzą, determinacją. I tu znajdują swoją ziemię obiecaną.

Co sprawiło, że wrócili? Jakie są ich doświadczenia? Czego nauczą nas emigranci? Spróbujemy odpowiedzieć na te pytania w cyklu "Życie po emigracji". Prosimy o kontakt z redakcją tych, którzy zechcą opowiedzieć o swoich powrotach.

Dorota Abramowicz
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki