Inicjatorzy przedsięwzięcia zadbali zresztą o to by wśród rozproszonych po uczelniach, redakcjach, muzeach i innych mrocznych instytucjach współtwórców publikacji wytworzyć poczucie więzi, powołując Ławę Encyklopedystów. I nie jest to bynajmniej ekskluzywny klub - zapowiedź powstania "Gedanopedii", czyli internetowego rozwinięcia papierowej encyklopedii, jest jednocześnie otwartym zaproszeniem dla wszystkich, którzy mają o Gdańsku coś interesującego do dodania.
Tworzenie encyklopedii jest sprawą żmudną i wymagającą chwilami benedyktyńskiej wręcz cierpliwości. To doświadczenie zasadniczo odległe od pracy w gazecie codziennej. Suche fakty, okrojone "do kości": kto, kiedy, gdzie, czasem ewentualnie z kim i dlaczego. Bez kawałka wolnej przestrzeni na barwną narrację, przymiotniki, emocje, opinie. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się aż tak wiele po rezultatach. Tymczasem encyklopedia w całości okazała się nie tyle podręcznikiem historii i teraźniejszości miasta, co barwną mozaiką, katalogiem gdańskiej różnorodności, bogactwa postaci, zdarzeń, artefaktów... A także swoistym drogowskazem.
Wiadomo bowiem, że encyklopedii nie czyta się jak zwykłej książki. Przeglądana wyrywkowo, czasem na chybił-trafił, pozwala ona sprawdzić i zweryfikować naszą wiedzę o faktach, ale jednocześnie inspiruje do dalszych poszukiwań, otwiera pole do dyskusji, interpretacji. Choćby takiej jak wykład prof. Timothy'ego D. Snydera o "kolorowych" epokach w dziejach miasta, w którym zdecydowanie mocniej niż większość rodzimych historyków podkreślał związek między "złotym wiekiem" a tryumfem reformacji w mieście. A jednocześnie zwrócił uwagę na samoograniczenie się tej rewolucji do warstw szlacheckich i mieszczańskich - z wyłączeniem chłopstwa.
Nawiasem mówiąc, w prywatnej rozmowie prof. Snyder przyznał się też do samoograniczenia. Obecność na wykładzie gdańskiego biskupa seniora powstrzymała go bowiem przed ujawnieniem jeszcze jednej ciekawostki, na temat przebiegu luterańskiej rebelii w XVI-wiecznym Gdańsku: miejscowi księża wprost rwali się do porzucenia celibatu i pierwszą rzeczą, jaką uczynili, jeszcze przed wyrzuceniem wizerunków świętych z kościołów, były ożenki. W encyklopedii tego (jeszcze) nie znajdziecie!
Publikacja promowanej z rozmachem Encyklopedii ma nie tylko wymiar naukowy, ale też społeczny. Wpisała się w ciąg wydarzeń utrwalających gdańską tożsamość mieszkańców. Pięć tysięcy wykupionych subskrypcji, kolejki po odbiór wolumenów i po autografy prezydenta Adamowicza, "rodzinne" zdjęcie mieszkańców, subskrybentów i encyklopedystów - to sprawiło, że encyklopedia zaistniała poza murami księgarsko-bibliotecznymi. Dosłownie wyszła na ulicę, niczym odbywający się w tym samym czasie marsz obrońców telewizji Trwam. Z tą różnicą, że to była manifestacja na "tak", a nie przeciwko czemuś lub komuś.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?