Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera żłobkowa w Starogardzie Gdańskim: Biegły oceni, czy dzieci były bite

Ewa Macholla
S. Pietrzak / Polskapresse
Nadal trwa prokuratorskie śledztwo po ujawnieniu szokujących nagrań w punkcie opieki Pszczółka. Nadal nie ma wyników kontroli prowadzonej przez pracowników biura Rzecznika Praw Dziecka.

Jeszcze kilka miesięcy trwać będzie postępowanie w sprawie niewłaściwego zachowania personelu w prywatnym punkcie opieki nad małymi dziećmi Pszczółka w Starogardzie Gd. Do tej pory przesłuchano prawie wszystkich rodziców.

- W tej sprawie muszą zostać przesłuchane jeszcze dwie osoby - wyjaśnia Zbigniew Sulewski, zastępca prokuratora rejonowego w Starogardzie. - Na tę chwilę nie możemy zbyt wiele powiedzieć. Na pewno zostanie powołany biegły z zakresu medycyny sądowej, który sprawdzi, czy doszło do obrażeń na ciele dzieci.

Chodzi o dwoje maluszków. Rodzice jednego z nich mają nawet stosowne zaświadczenie lekarskie. Na uchu dziecka zauważyli bowiem krwiak. Biegły ma sprawdzić, czy obrażenia, o których mowa, były skutkiem przemocy fizycznej.

- Potrzebna nam będzie także opinia fonoskopijna, jeśli chodzi o nagranie przekazane przez jedną z matek - dodaje prokurator Sulewski.

Nadal nie ma wyników kontroli Rzecznika Praw Dziecka

Niewykluczone, że o rozstrzygnięciach w tej sprawie wiadomo będzie dopiero za kilka miesięcy. Tymczasem już ponad dwa tygodnie czekamy na wyniki kontroli przeprowadzonej w placówce przez pracowników biura Rzecznika Praw Dziecka.

- Nadal nie ma tych wyników - przyznaje Tadeusz Belerski, rzecznik prasowy rzecznika praw dziecka. - Proszę się uzbroić w cierpliwość. Może będą znane pod koniec tygodnia.

Przypomnijmy, że urzędnicy sprawdzali m.in. warunki lokalowe, sanitarne, a także kwalifikacje personelu placówki. Skontrolowali również dokumentację prowadzoną przez właścicielkę Pszczółki.

Wszystkie te działania podjęte zostały po ujawnieniu nagrań przez mamę dwuletniego Łukasza, który był pod opieką pracownic placówki przez ponad dwa miesiące. Rodzice zauważyli, że chłopiec często budził się w nocy, a także reagował płaczem każdego ranka, gdy wieźli go do Pszczółki. Mama Łukasza, zaniepokojona jego zachowaniem, a także doniesieniami na temat skandalicznego traktowania dzieci przez opiekunki w prywatnej placówce opieki nad dziećmi we Wrocławiu, postanowiła sprawdzić, jak wygląda to w przypadku jej syna. Do ulubionej zabawki chłopca włożyła więc dyktafon.

Nagranie, które poznała cała Polska, ujawniło szokujące fakty - opiekunki zmuszały dzieci do korzystania z nocników, reagowały złością, gdy dzieci nie chciały jeść. Na nagraniu nie słychać co prawda wulgaryzmów, ale opiekunki mówią bardzo zdecydowanym tonem. Przez ponad 20 minut słychać też dziecięcy płacz, na który nikt nie reaguje. Na nagraniu najczęściej usłyszeć można dwie opiekunki, ale też głos, zidentyfikowany przez mamę Łukasza jako należący do właścicielki Pszczółki. Kobieta podejrzewa, że opiekunki hamowały się, gdy w placówce pojawiała się właścicielka.

O sprawie napisaliśmy jako pierwsi. Już następnego dnia minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że konieczne jest skrócenie okresu, jaki mają tego typu placówki na przystosowanie się do nowych przepisów. Obowiązują one od 4 sierpnia ubiegłego roku. Placówki, które powstały przed tym terminem, funkcjonują jako zwykła działalność gospodarcza. Tak też było w przypadku Pszczółki, która istnieje od 2007 roku.

Tego typu punkty nie mogą być kontrolowane przez urzędników samorządowych czy nawet ministerialnych. W myśl nowych wymogów, placówki muszą spełniać kilka warunków, m.in. personel placówki musi mieć doświadczenie w opiece nad małymi dziećmi lub też posiadać ukończony kurs opiekunki małych dzieci. Minister chce sprawdzić, czy skrócenie okresu jest zgodne z konstytucją.

Starogardzki punkt nadal działa. Uczęszcza do niego czworo dzieci. Jedna z matek przyznała, że nagranie budzi pewien niesmak, ale nie dochodzi do przemocy psychicznej ani tym bardziej fizycznej. - Przez tyle lat personel Pszczółki zapracował na moje zaufanie, że nie widzę powodu, aby rezygnować z tej placówki - stwierdza jedna z mam.
Właścicielka placówki do czasu zakończenia postępowania prokuratorskiego nie chce komentować sprawy. Za znęcanie się psychiczne grozi kara pięciu lat więzienia.

Nie ma możliwości kontroli

Placówki, które powstały przed 4 sierpnia 2011 roku, czyli przed wprowadzeniem tzw. ustawy żłobkowej, nie podlegają jakiejkolwiek kontroli. Nie są też wpisane w żaden rejestr prowadzony przez wójta, burmistrza czy prezydenta.

Tylko jedna placówka, która działa w Starogardzie, została do tej pory zarejestrowana. Funkcjonuje ona na podstawie nowych przepisów. Pozostałe punkty nie zostały zgłoszone, choć w samym Starogardzie jest ich co najmniej kilka. Zgodnie z ustawą o opiece nad dziećmi do lat trzech, takie punkty mają dwa lata na zgłoszenie ich.

Obecnie funkcjonują jako zwyczajna działalność gospodarcza. Sprawą zajął się rzecznik praw dziecka Marek Michalak, który już od początku przestrzegał, że zapisany w ustawie żłobkowej okres przejściowy jest zbyt długi, a tym samym może spowodować, że dobro dzieci korzystających z opieki tych placówek może być zagrożone. Jak zaznacza rzecznik, w obliczu zdarzeń, do których doszło w ostatnich tygodniach - we Wrocławiu i Starogardzie - nie sposób kwestionować zasadności skrócenia terminu.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki