Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recydywista rekordzista. Właśnie dostał w Kartuzach 31. wyrok w życiu

Janina Stefanowska
Piotr Krzyżanowski
Lista 30 wyroków urodzonego w 1959 roku Henryka G. pochodzącego ze Starachowic powiększyła się o kolejny, półtoraroczny okres pozbawienia wolności.

Jego pierwszy wyrok zapadł w 1976 r., kolejny w 1977. Młodego skazańca objęła amnestia w 1977 - darowano mu karę roku pozbawienia wolności i grzywny. Ale jeden wyrok trzeba było odbyć - Henryk G. został warunkowo zwolniony, po czym odwołano to zwolnienie. I tak posypały się kolejne wyroki z 1978 r., 1984, 1987, 1994, 1999. Razem było ich 30, w tym cztery łączące po 2-3 wyroki w jeden.

Najświeższy wyrok - Sądu Rejonowego w Kartuzach - skazuje Henryka G. na rok i 6 miesięcy więzienia. Został uznany winnym paserstwa - sprzedał dwa telefony, które nabył w nieznanym miejscu. Działał w warunkach recydywy, gdyż nie upłynęło jeszcze 5 lat od zasądzonej kary łącznej za poprzednie kradzieże. Realizacja kary zapewne opóźni się w czasie, gdyż na 53-latku ciążą jeszcze trzy wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności.

Henryk G. ma do odbycia jeszcze rok kary za kradzież telefonów komórkowych w Starachowicach w grudniu 2010 r., rok i 8 miesięcy za kradzież, gdy jego łupem padł laptop wartości 2000 zł, torebka damska, portfel z zawartością 30 złotych - na szkodę Akademii Przedsiębiorczości. Na liście wyroków do odsiadki czeka jeszcze ten z 2011 r. za kradzież roweru wartości 300 zł i portfel z zawartością 450 zł.

Obecnie, począwszy od 13 grudnia 2011 r. Henryk G. odbywa ostatnią wymierzoną karę - 2 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności - za kradzież laptopa wartości 1000 zł i portfela z zawartością 23 zł.

Do ostatniej sprawy - za paserstwo - był eskortowany na salę sądową w Kartuzach. Sprawiał wrażenie przytłoczonego człowieka. Jego twarz zdobi więzienny tatuaż - symbol stopnia w nieformalnej hierarchii. A sprawa dotyczyła dwóch telefonów komórkowych.

15 września 2011 r. z siedziby kartuskiego oddziału PKO BP, z zamkniętego pomieszczenia biurowego na III piętrze zniknęły dwa telefony komórkowe - prywatny telefon pracownicy o wartości 900 zł oraz służbowy, o wartości 300 zł.

Badając sprawę tej kradzieży, policjanci trafili na trop - w sierakowickim salonie pojawił się telefon marki Ericsson. Nabywca kupił go za 200 zł, zostawiając w rozliczeniu swój poprzedni aparat. Policjanci po przesłuchaniu właściciela salonu dotarli do umowy Henryka G., który sprzedał pochodzący z kradzieży aparat za 200 zł.

Transakcji tej towarzyszyły ciekawe okoliczności - do salonu weszła około 35-40-letnia kobieta, której towarzyszył mężczyzna.
Kobieta chciała sprzedać telefon komórkowy, ale właściciel salonu nie był zainteresowany jego kupnem. Wówczas jej towarzysz wyciągnął swój telefon. Oboje prosili, by właściciel salonu kupił od nich aparat, bo potrzebne były pieniądze na leki dla dziecka. Właściciel zaproponował 200 zł i tyle dał mężczyźnie za ericssona. Ten wcześniej wyjął kartę SIM z aparatu.

Sporządzono umowę, na której znalazły się dane Henryka G. ostatnio zameldowanego w Starachowicach.

Ten sam mężczyzna sprzedał telefon marki Nokia swojemu koledze z pracy za 100-120 zł. Do sprzedaży doszło w Sierakowicach, a obaj panowie pracowali w jednej firmie budowlanej. Współpracownicy Henryka G. niewiele wiedzieli o swoim koledze - tyle, że pochodzi z południa Polski, pomieszkuje u szefa. Sprzedając telefon, opowiadał, że aparat pochodzi z komisu prowadzonego przez jego siostrę w Koszalinie.

Oskarżony oświadczył na ostatniej rozprawie, że nie ma nic wspólnego z kradzieżą dwóch telefonów, że chciał z dobrego serca pomóc napotkanej kobiecie zbyć jeden telefon, "chyba na imię było jej Dorota". W ostatnim wystąpieniu powtórzył, że nigdy nie był w kartuskim banku, że nie ma nic wspólnego z kradzieżami telefonów, a chciał wyświadczyć kobiecie przysługę.

- Zeznania świadków udowadniają, że wersja oskarżonego jest kłamstwem - grzmiał Marek Kopczyński, prokurator rejonowy z Kartuz. - Świadkowie zeznali, że oskarżony chciał im sprzedać telefony komórkowe z innych powodów, okraszając swoje pobudki inną legendą.

- To umyśle paserstwo - uzasadniał Marek Kopczyński. - Była rażąca różnica między wartością telefonu a oferowaną ceną sprzedaży. Bardzo wątpliwy był sposób wejścia w posiadanie tego aparatu - oskarżony podawał, że ma telefony z serwisu swojej siostry w Koszalinie, choć wiedział, że pochodzą z kradzieży. Żaden z telefonów nie posiadał dokumentu - paragonu, gwarancji, opakowania. Oskarżony nawet wyjął kartę SIM, sprzedając aparat w salonie w Sierakowicach. Oskarżony był wielokrotnie karany za przestępstwa przeciwko mieniu. Kilkanaście razy odbywał już karę pozbawienia wolności. I teraz poprosił o łagodny wymiar kary, z warunkowym zawieszeniem wykonania.

Sąd nie dał wiary postawie i słowom oskarżonego i skazał mężczyznę na półtora roku pobawienia wolności. Wyrok jest prawomocny.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki