Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co się tu dzieje? Ruscy idą?

Redakcja
Za miastem, między Wisłą a wałem przeciwpowodziowym, rozbito namioty i skoszarowano w nich około trzystu rezerwistów
Za miastem, między Wisłą a wałem przeciwpowodziowym, rozbito namioty i skoszarowano w nich około trzystu rezerwistów
Reportaż Barbary Szczepuły o wcielonych do ludowej armii w przeddzień stanu wojennego.

W listopadzie 1981 roku Stefan Chwin dostał wezwanie na przeszkolenie wojskowe. "Gdy tylko znaleźliśmy się w toruńskich koszarach, od razu dostaliśmy rozkaz, żeby całym naszym oddziałem przejechać w pełnym uzbrojeniu ulicami przez centrum Torunia, dokładnie przed siedzibą lokalnych władz "Solidarności", której członkiem zresztą byłem.

Siedziałem w pierwszej ciężarówce trzeciego dywizjonu obok szofera, w żelaznym hełmie obciągniętym siatką maskującą, z pistoletem maszynowym AK-47 na kolanach, z brązową kaburą przy pasie, w której tkwił rosyjski pistolet TT, służący - jak nam objaśniono w koszarach - do dyscyplinowania żołnierzy, ja, polski podchorąży po szkoleniu wojskowym studentów, żołnierz jednej z armii układu warszawskiego, późny wnuk podchorążego Piotra Wysockiego" - tak to opisuje w swojej najnowszej książce "Dziennik dla dorosłych".

"A gdy tak przejeżdżałem w pierwszej ciężarówce trzeciego dywizjonu przed siedzibą "Solidarności", pomyślałem co zrobię, jeśli przez radio dostanę rozkaz, żebym razem z moim dywizjonem ruszył z Torunia dalej, na przykład na pacyfikację stoczni".
Stefan Chwin miał jednak szczęście, bo zwolniono go z wojska parę dni przed wprowadzeniem stanu wojennego.

Szczęścia nie miał natomiast Leszek Urba. Tak jak Chwin, dostał powołanie jesienią, ale w grudniu 1981 roku, gdy Chwin był już w cywilu i chodził pod stocznię, gdzie zomowcy pałowali kogo popadło, a żołnierze z czołgów bratali się z robotnikami, Urba składał przysięgę wojskową w garnizonie Marynarki Wojennej w Ustce.
Pracował w Stoczni Północnej w dziale konstrukcji okrętowych. Nie był - jak mówi - wielkim działaczem Solidarności, ale człowiekiem zaangażowanym, bo Sierpień '80 to było wielkie przeżycie dla tego pokolenia, a dla stoczniowców w szczególności. W Ustce z miejsca znalazł się w nieformalnej grupie sympatyków panny S. Trzymali się razem, komentowali wydarzenia i przesypiali wykłady polityczne.

Podczas wykładów oficerowie starali się wykazać, że ludzie Solidarności to wrogowie ludu i socjalizmu, którzy zamierzają wywołać w kraju kontrrewolucję i pozabijać członków PZPR, MO i ich rodziny, z nieletnimi dziećmi włącznie. Dlatego znaczą czerwoną farbą ich drzwi. To na niektórych robiło wrażenie: anioł zagłady miał przejść nad krajem i ściąć ognistym mieczem niewinne dzieci funkcjonariuszy.

13 grudnia rano żołnierzy obudził krzyk: - Wojna!
- Sowieci wkroczyli?
- Próbny alarm?
- Wojna? Z kim? - wyskakiwali z łóżek jak oparzeni.

Po korytarzach biegali nerwowo oficerowie, a z głośników płynął głos Wałęsy ze słynnego nagrania radomskiego: że koniec ustępstw i trzeba podjąć walkę, i mieszał się z monotonnym głosem generała Jaruzelskiego. Jaruzelski powtarzał, że ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego…

Pod bramą koszar w Ustce kłębił się tłum przybyłych na przysięgę rodziców, narzeczonych, sióstr i braci z całego Pomorza, Warmii i Mazur, a nawet Łodzi i Częstochowy. Wyjechali z domu wieczorem i wtedy jeszcze o żadnym stanie wojennym mowy nie było: - Jezus Maria, co się dzieje, Ruscy idą?
Wreszcie zgromadzono żołnierzy na wielkim placu, ze dwa, może nawet trzy tysiące chłopa, wpuszczono przestraszonych rodziców i krewnych, a chłopcy - jeden po drugim, w tych swoich galowych marynarskich mundurach, przysięgali na wierność socjalistycznej ojczyźnie.
- Musimy walczyć! Zawsze młodzi wywołują powstania i rewolucje, do powstania listopadowego na przykład wezwał porucznik Piotr Wysocki, a nie generałowie - namawiali się potem na stronie. - Ale jak walczyć? Z całym Układem Warszawskim? Najpierw trzeba się zorganizować…
- Uznaliśmy - opowiada Leszek Urba - że dobrze nadaje się do tego legalna struktura, jaką był Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. Razem z kilkoma kolegami zrobiliśmy kampanię wyborczą i rzeczywiście nas wybrano na szefów ZSMP.

Oficer polityczny nas popierał, bo wcześniej nas przeegzaminował, ja zeznałem, że byłem działaczem tej organizacji w Stoczni Północnej, więc chciałbym tu, w wojsku rzecz kontynuować. Przez kilka tygodni było fajnie, zastanawialiśmy się, co robić, by uświadomić żołnierzom, jaka naprawdę jest sytuacja w kraju, snuliśmy całkiem nierealne plany, aż wezwał mnie polityczny i powiedział: - Sprawdziliśmy was Urba, w stoczni nie byliście nawet członkiem ZSMP!
Po kilku dniach przeniesiono mnie do magazynów w Jednostce Wojskowej 1193 na Grabówku.

Szybko zaprzyjaźniłem się z trzema chłopakami: Sławkiem z Gdyni, Staszkiem spod Częstochowy i takim jednym z Łodzi, którego imienia już nie pamiętam, nazywaliśmy go Maliniakiem. Razem ze Sławkiem postanowiliśmy pokazać Staszkowi i Maliniakowi to, co w Gdańsku najważniejsze: bramę stoczni, pomnik Poległych Stoczniowców i kościół Świętej Brygidy. Ale jak to zrobić, skoro nie dawano nam przepustek?

Okazało się jednak, że możemy raz w tygodniu chodzić do kina Marynarz. Zamiast do kina, pojechaliśmy 3 maja 1982 r. w galowych marynarskich mundurach do Gdańska. Wysiedliśmy z kolejki i od razu koledzy mogli doświadczyć historii na własnej skórze. Przed dworcem trwała zacięta walka, zomowcy w hełmach, z pałami, krzyki, armatki wodne, tłum wali w kierunku Wrzeszcza...
Trochę się przestraszyliśmy, my, żołnierze Ludowego Wojska Polskiego w galowych mundurach, nie byliśmy gotowi do bijatyki. Wsiedliśmy z powrotem do kolejki i wracamy do koszar. Przejeżdżamy pod Błędnikiem, widzimy, że ulicami ciągną ludzie, więc otwieramy drzwi i wyciągamy ręce z palcami ułożonymi w literę "V". - A oni krzyczą: - Wojsko z nami, wojsko z nami! Nas duma rozpiera, czujemy się jak prawdziwi bohaterowie.

Po kilku dniach znowu jesteśmy w Gdańsku. W kościele Świętej Brygidy, w kąciku poświęconym Solidarności zostawiamy kartkę: "Polska sprzedana - lecz niepokonana". I podpis: "Marynarze z JW 1193". A potem idziemy pod Trzy Krzyże, zapalamy znicze, modlimy się, a jakaś pani wychodzi ze stoczni i mówi do nas: - Chłopaki, co robicie, uciekajcie, zaraz zomowcy was złapią. I rzeczywiście gazik podjeżdża: - Co tu robicie? - Nic, zwiedzamy, koledzy są spoza Trójmiasta.

- A potem pewnie pod pomnik Sobieskiego pójdziecie? - ironizuje oficer milicji. Idziemy więc do kolejki, ale przy dworcu zatrzymuje nas patrol: - Z jakiego okrętu? - pyta milicjant. Od razu widać, że burak, bo gdybyśmy byli z okrętu, mielibyśmy wypisaną jego nazwę na otoku czapki, więc poczuliśmy się pewniej, a kolega rzuca od niechcenia: "Z m/s Stefan Batory". Spisał nas i puścił. Na drugi dzień wzywa nas dowódca i pokazuje raport, z którego wynika, że pod Trzema Krzyżami próbowaliśmy zorganizować modlitwy i wzniecić niepokój. Za karę zakazano nam wychodzić do miasta i dowalono " prace dodatkowe". W nocy, gdy koledzy spali, brano nas na kilka godzin do rozładowywania węgla.

- Niektórzy oficerowie wierzyli w generała Jaruzelskiego - mówi Leszek Urba. - Wierzyli w te wszystkie bzdury, łącznie z listami proskrypcyjnymi ułożonymi jakoby przez Solidarność i w całe to "mniejsze zło". Ale byli też i wątpiący. Ci nam sprzyjali. Chorąży Z. zapraszał do swojego pokoju i częstował kawą z ciastkami, podporucznik B. relacjonował, co się dzieje w mieście, jeszcze inny dowodził, że gdy przyjdzie odpowiedni moment, to się przeciwstawią i ruszą, ale na razie nie mają przywódcy... A gdyby, nie daj Boże, Ruscy wkroczyli, to wszyscy będą z nimi walczyć...
Leszek Urba wspomina też bosmana Gwizdałę, który pouczał, jak udawać chorego na żółtaczkę. Otóż należało wbić do słoika dwa jaja, potrzymać je kilkanaście dni, potem wypić. - Będziesz żółty jak Chińczyk. Mikstura była ohydna, ale Leszek wypił ją, zatykając nos. Niestety nie zżółkł. Wtedy postawił na wrzody żołądka. To był - jak się okazało - dobry pomysł.

10 listopada 1982 roku, jeszcze nim opuścił JW 1193 i wrócił do domu, dzięki tym wrzodom właśnie, zmarł Leonid Breżniew, I sekretarz sowieckiej partii. Gdy marynarze usłyszeli o tym w dzienniku telewizyjnym, z młodych piersi wyrwał się taki krzyk radości, jakby podczas mistrzostw świata Polska strzeliła gola ZSRR!

Andrzeja Adamczyka, działacza Solidarności średniego szczebla ze Stoczni Północnej, wcielono do wojska na dziewięćdziesiąt dni. Stało się to 13 czerwca 1982 roku, a więc wtedy, gdy stan wojenny formalnie jeszcze trwał, ale już rozlazł się trochę i w ludziach takiego strachu nie budził, złość raczej. Adamczyk dostał skierowanie do JW 1636 w Chełmnie. Za miastem, między Wisłą a wałem przeciwpowodziowym, rozbito namioty i skoszarowano w nich około trzystu rezerwistów.

Podzieleni zostali na cztery kompanie pontonowe i jedną inżynieryjno-drogową. Co robili? Jedna kompania kopała dziury w ziemi, a druga je zasypywała i tak w kółko. W dzień równali brzeg Wisły, a w nocy woda całą pracę zalewała, więc rano zaczynali od nowa. Wśród powołanych był mężczyzna na wózku inwalidzkim, inny kolega nosił gorset ortopedyczny.

Ludziom w mieście powiedziano, by nie zadawali się z żołnierzami, bo są to złodzieje i bandyci. Podobną wersję podano oficerom. Dopiero po jakimś czasie mieszkańcy Chełmna zorientowali się, że solidaruchów tam trzymają, nie kryminalistów i wtedy zaczęli im pomagać, a to podrzucili coś do jedzenia, a to taksówkarze rodziny żołnierzy, które przyjechały w odwiedziny, za darmo nad Wisłę wozili.
Zbigniewa Stykucia z Promoru wzięli tuż przed ślubem. Gdy w końcu wybłagał urlop na ten ważny dzień i pojechał do Gdańska, narzeczona go nie poznała, taki był wychudzony. Dziś trzystu chłopa z Kępy Panieńskiej, bo tak romantycznie nazywał się ten teren nad Wisłą, założyło stowarzyszenie i stara się udowodnić, że to nie była żadna służba wojskowa, a po prostu internowanie.

Ile osób zimą straciło zdrowie w tych namiotach? Jak to teraz udowodnić? Na razie przegrywają sprawy w sądzie. Nie zniechęcają się jednak. Gdy widzą, jak żyje tak zwana kadra, i słyszą, jakie emerytury pobiera, szlag ich trafia. I to dodaje sił.

W 2007 roku stowarzyszenie ufundowało pomnik, który stanął na Plantach w Chełmnie. W ten sposób podziękowali mieszkańcom tego miasta za to, że nie bali się pomagać ludziom skoszarowanym na Kępie Panieńskiej, choć na karku mieli dwie jednostki liniowe Układu Warszawskiego!

Ale byli przecież i inni żołnierze.
Stefan Chwin wywołał oburzenie, gdy napisał w cytowanym już "Dzienniku dla dorosłych", że... stan wojenny w Polsce wprowadził nie generał Jaruzelski. On tylko puścił w ruch maszynerię, która zadziałała bez zarzutu. Stan wojenny wprowadziły dziesiątki tysięcy zwykłych poborowych - chłopców z Gdańska, Rawy Mazowieckiej, Wrzeszcza, Kutna i Elbląga - ślusarzy, stoczniowców, rolników, magazynierów, górników, tramwajarzy i pracowników supermarketów ubranych w zimowe mundury LWP.
To oni, nie żaden generał Jaruzelski, czy ubecy, wprowadzali stan wojenny (...), pacyfikowali zakłady strajkujące, taranowali gąsienicami swoich czołgów bramy hut i stoczni, i samym swoim widokiem terroryzowali całe polskie miasta".
- A co by pan zrobił, gdyby kazano panu pacyfikować wtedy jakiś zakład pracy? - pytam pana Leszka Urbę.

- Mam nadzieję, że nic złego bym nie zrobił, ale zdaję sobie sprawę, że człowiek poznaje samego siebie dopiero, gdy znajdzie się w tak ekstremalnej sytuacji. Nie wszyscy rodzą się bohaterami. Pamiętam dobrze, jaki w koszarach w Ustce panował strach. Teraz się o tym tak lekko opowiada, ale wtedy - proszę sobie przypomnieć - nikt nie był pewny, jaką tragedią może się to wszystko zakończyć.

- Co bym zrobił - pytałem siebie (...) gdybym dostał taki rozkaz? - pisze Stefan Chwin. - I co na moim miejscu zrobiły setki tysięcy młodych polskich rezerwistów, wziętych na "przeszkolenie wojskowe", gdyby taki rozkaz dostały? Co zrobiłaby milcząca większość Polaków, gdyby taki rozkaz dostała?

Wszystkich wziętych wówczas na przeszkolenie wojskowe zapraszamy do dyskusji. Tym, którzy nie chcą ujawniać nazwisk, gwarantujemy anonimowość:
[email protected] tel. 502 499 045

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki