Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkie łowy dawnych gdańszczan. Maciej Bakun o dawnych tradycjach myśliwskich [ROZMOWA]

Marek Adamkowicz
RYC. ZE ZBIORÓW MACIEJA BAKUNA
Z Maciejem Bakunem, historykiem i członkiem koła łowieckiego Darz Bór Wejherowo, o dawnych tradycjach myśliwskich w Gdańsku i okolicach, rozmawia Marek Adamkowicz.

Jest Pan historykiem i myśliwym. Niektórym może się wydawać, że to dość osobliwe połączenie…

W moim przypadku, ale też w przypadku wielu innych myśliwych, łowiectwo jest rodzinną tradycją. Myśliwym był mój dziadek, był też ojciec, myśliwym jestem ja. Wykonywana profesja nie ma tu znaczenia.

Skoro jednak zajmuje się Pan badaniem przeszłości, to chciałbym, żebyśmy porozmawiali o dawnym łowiectwie, zwłaszcza że w minioną sobotę mieliśmy wspomnienie św. Huberta, patrona myśliwych.

Zacznijmy od tego, że łowiectwo wykracza poza ramy historii pisanej. To najstarsze zajęcie człowieka, które decydowało o jego przeżyciu. Mięso to oczywiście żywność, skóra służyła za ubranie, kości za narzędzia. Nic się nie marnowało. Dopiero setki wieków później łowiectwo stało się domeną możnowładców, którzy decydowali o tym, komu wolno, a komu nie wolno polować. W Polsce pierwsze regulacje prawa łowieckiego pojawiły się w XIII w. Książęcy łowczowie nazywali się wtedy "psiarzami", zaś zgoda na polowania wydawana była w formie przywilejów. Kłusownictwo, szczególnie chłopów, karane było śmiercią. Z czasem łowy stały się jedną z najlepszych rozrywek królów, magnatów i szlachty.

Podobnie było zapewne na Pomorzu?
Publikujemy tylko cześć treści. Resztę przeczytasz po zalogowaniu się.

Tak sądzę, chociaż nie zachowały się żadne wzmianki na temat polowań za czasów książąt pomorskich.

Kiedy zatem pojawiają się informacje o regulacji polowań w naszych stronach?

Jeżeli mówimy o ziemi gdańskiej, to pierwsza wiadomość na temat organizacji gospodarki łowieckiej pochodzi z 1308 r. Wtedy to Zakon Krzyżacki utworzył Zarząd Lasów, który sprawował nadzór nad łowami i rybołówstwem. W obrębie gdańskiej komturii znajdowały się: Urząd Leśny w Sulminie, Urząd Opiekuńczy w Mirachowie oraz Urząd Rybołówstwa w Pucku. Zarząd leśny w Sulminie administrował terenami łowieckimi mniej więcej od Lęborka aż do Tczewa. Do komturii gdańskiej należały w tym czasie, również rozległe lasy w okolicach Brzeźna i Wisłoujścia. Wiadomo, że wielcy mistrzowie krzyżaccy mieli swoje ulubione miejsca polowań. Były to m.in. lasy sulmińskie i tzw. las mistrzowski (po niem. Meisterwalde) w okolicach wsi Mierzeszyn.

Na co ówcześnie polowano?

Głównie na sarny, zające, lisy, borsuki i wydry. Były to tzw. niskie łowy, w odróżnieniu od polowań na jelenie i dziki, które określano jako łowy wysokie. Te drugie były zastrzeżone dla rycerzy. Poza tym bez ograniczeń polowano na zwierzynę drapieżną, na przykład na niedźwiedzie czy rysie.

Zapewne również na wilki.

Oczywiście. W okolicach Gdańska stanowiły one jedno z największych zagrożeń dla zwierzyny płowej. W XVII w. problemem tym zajęli się nawet gdańscy rajcy, zakazując używania do polowań wszelkiego rodzaju nieefektywnych sideł i sieci. Z wilkami mieli się rozprawić strzelcy z rusznicami, przy czym za każde zabite zwierzę tego gatunku wypłacano 20 guldenów nagrody. Myśliwymi, którzy w tym czasie wyróżniali się w polowaniach na wilki byli dwaj menonici: Jakob Claassen i Jakob Giesebrecht z Wróblewa.

Współcześnie wilki nie stanowią już takiego problemu. Przynajmniej na Pomorzu.

Nie wiadomo, kiedy dokładnie został zabity ostatni wilk na ziemi gdańskiej. Prawdopodobnie było to w pierwszej połowie XIX w. Jeszcze w 1809 r. w dobrach łaguszewskich na Gdańskich Wyżynach polowali na wilki francuscy generałowie: Rapp, Oudinot, Ruffin, Campredon i Cavaillac, którzy tu przybyli wraz z wojskami Napoleona. Kolejne wielkie polowanie na tego drapieżnika urządzono w lasach oliwskich w 1815r. Ostatnia znana mi wzmianka na temat wilków w okolicach Gdańska pochodzi z 1825 r. Wtedy to nadleśniczy Granzin z Pruskiej Karczmy kazał urządzić polowanie na "bardzo mocnego wilka", który 29 stycznia tegoż roku zabił inspektora leśnego Schallera.

Wilk to chyba nie jedyny gatunek, który został wytrzebiony na naszym terenie?

Niestety, nie... Podobnie stało się z żubrami. Wprawdzie w okolicach Gdańska żubry nie pojawiały się tak często, jak - powiedzmy - w Prusach, ale były. W 1740 r. na Gdańskich Nizinach znaleziono czaszkę z rogami żubra, która została przekazana do Bayreuth, zaś ostatni żubr w Prusach został zabity przez kłusownika w 1755 r. Liczniejsza populacja tego zwierza utrzymała się w Polsce, m.in. w lasach białowieskich, gdzie w 1752r. król August III zabił na polowaniu 42 sztuki! Innymi zwierzętami, które zniknęły z naszych okolic były niedźwiedzie, choć jeszcze w XVII w. polowano na nie dość często. Na Żuławach natomiast odławiano łosie.

Skoro mowa o Żuławach, to nie sposób nie wspomnieć o bobrach. Ostatnimi laty znów było o nich głośno za sprawą szkód czynionych w wałach przeciwpowodziowych. Pojawił się nawet pomysł kontrolowanego odstrzału bobrów.

Polowanie na bobry zawsze było reglamentowane. Tylko w wyjątkowych sytuacjach wydawano zezwolenia na ich odłowienie. W Królestwie Polskim w XIII w. istniał nawet specjalny "urzędnik bobrowy", a stada tak dobierano, aby były jednego koloru. Mimo to populacja tego gatunku ciągle malała. W 1706 r. król pruski Fryderyk w specjalnym rozkazie zakazał wszelkich polowań na bobra i objął go całkowitą ochroną. Podobno ostatnia sztuka w Prusach została zabita w 1796 na Mierzei Wiślanej.
Współczesny myśliwy to człowiek z dubeltówką. Mówiąc kolokwialnie, wystarczy, że wyceluje i strzeli, a już coś ma upolowane.

Kiedyś łowy nie był takie łatwe.

To na pewno. Na przestrzeni wieków zmieniała się broń, zmieniały metody polowań. Przykładowo, w średniowieczu polowano głównie w pędzeniach z psami zasadzając się z włóczniami, łukami i pułapkami (wilcze doły). Często wykorzystywano również sokoły, którymi polowano głównie na czaple. Wiadomo na przykład, że w 1399 r. wójt zakonny von Grebin specjalnie w tym celu zakupił w Inflantach 30 łownych sokołów. Co ciekawe, za szkody wyrządzone podczas polowania na polach uprawnych wypłacano chłopom odszkodowanie. Pod szczególnym nadzorem w XVI - XVIII w. znajdowały się w Gdańsku polowania na ptactwo. Odbywały się one tylko dla wybranych i pod nadzorem Cechu Ptasznika. Cech ten z siedzibą przy Długich Ogrodach, posiadał kaplicę w kościele św. Barbary, cechową skrzynię oraz insygnia. Polowanie na kaczki zawsze było przygotowywane przez zawodowych kaczych chwytaczy cechowych. Przedstawicielami tego zawodu w XVII-wiecznym Gdańsku byli chociażby Jakob Wessel (1626) czy Heinrich Jacobsen (1634). Polowania na kaczki odbywały się m.in. na jeziorze Zaspa w okolicach dzisiejszego Brzeźna. Cały pokot z tego jeziora trafiał do właściciela, czyli klasztoru w Oliwie. Osobnemu traktowaniu podlegała Mierzeja Wiślana, gdzie od 1454 r. polowanie na ptactwo zostało zastrzeżone dla króla polskiego.

Mówiliśmy o spadku liczebności zwierząt. Wpływ na to miały nie tylko polowania, ale też zmiany w środowisku naturalnym.

Od XVI do XIX w. trwała na ziemi gdańskiej, w szczególności w obwodach leśnych Mirachowo i Sobowidz, niekontrolowana wycinka lasów. Z tego też względu jeszcze w połowie XIX stulecia w zasadzie nie polowano na grubszego zwierza. Zdarzały się incydentalne tzw. niskie polowania na słonki, kuropatwy i kaczki. W 1706 r. w Grabińskim Lesie do rzadkości należało pozyskanie sarny. Było to spowodowane nie tylko wycinką lasów, ale również dużą ilością drapieżników. W połowie XIX w. uporządkowano kwestię łowiectwa na ziemi gdańskiej. Powstał Gdański Związek Myśliwych i Obrońców Dzikiej Przyrody, którego członkowie nie tylko polowali, ale także zajmowali się ochroną zwierzyny. Organizowali zimowe dokarmianie, chronili zwierzęta przed kłusownikami. Dzięki staraniom związku w latach 1875-1877 udało się odtworzyć na Żuławach populację bażantów. W 1879 r. związek skupiał 129 członków z Gdańska i okolic. Wcześniej rabunkową politykę w lasach pomorskich próbował powstrzymać Julius von Pannewitz, który w latach 1816-1831 był nadleśniczym w Kwidzynie, a następnie znanym przyrodnikiem. Jego starania o racjonalizację gospodarki leśnej w oparciu o rodzące się wówczas podstawy naukowe z czasem przyniosły zauważalne efekty.

Nowy rozdział w historii gdańskiego łowiectwa przyniósł okres międzywojenny.

Po utworzeniu Wolnego Miasta Gdańska, struktura organizacji gdańskiego łowiectwa nie uległa większej zmianie, chociaż teren polowań został zmniejszony przez nowe granice. Nadmotławscy myśliwi byli skupieni w Związku Myśliwych Gdańskich. Stałym miejscem ich zebrań była restauracja Hohenzollern przy ul. Długiej. Związek posiadał własne czasopismo - miesięcznik, w którym drukowano stenogramy z posiedzeń organizacji, plany polowań i różnego rodzaju anegdoty myśliwskie. W 1934 r. związek uległ samolikwidacji, a na jego miejsce powołano Krajowy Związek Myśliwych w Gdańsku, podporządkowany Berlinowi i narodowym socjalistom. Na obszarze Wolnego Miasta zwierzyna łowna występowała nielicznie, więc gdański myśliwy polował jedynie na sarny, zające, kaczki, kuropatwy i słonki. Szczególnie mało było jelenia szlachetnego, dzików i łosi. Wybuch II wojny spowodował zawieszenie polowań w zorganizowanej formie, zaś Gdańsk został administracyjnie wcielony do Rzeszy Niemieckiej.

Rozmawiał: Marek Adamkowicz

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wielkie łowy dawnych gdańszczan. Maciej Bakun o dawnych tradycjach myśliwskich [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki