Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Styl na krawędzi. W nim każdy może być swoim projektantem

Marta Irzyk
Natalia Zayder, prawniczka z Trójmiasta, pracę w korporacji zamieniła na autorską modową filozofię. - Chcę stworzyć przestrzeń, w której każdy będzie projektantem własnego wyjątkowego stylu - mówi

Czym właściwie jest Edge?
Najkrócej rzecz ujmując - manifestem slow fashion. Ma intrygować, zaczepiać, przykuwać uwagę na dłużej. Nie chodzi tylko o ubrania - Edge to styl życia i bycia. To fashion filozofia, w której ma znaleźć się ujście dla wyrażania siebie, na "noszenie się" w edgy ciuchach. Do tego przecież służy moda. Wyszukiwanie ubrań to dla mnie swego rodzaju przeprowadzanie castingów - ciuch musi mieć, mówiąc banalnie, to "coś", duszę.

Musi ją mieć czy trzeba ją w niego tchnąć?
To działa w obie strony. Ubranie wpisujące się w Edge wyróżnia się doskonałym materiałem, oryginalnością czy ciekawym krojem - ma właśnie to "coś". Z drugiej strony to osoba nosząca daną rzecz nadaje jej wartość, pozwala historii zostać opowiedzianą. Dla kogoś kupiona kilka lat temu i nigdy niezałożona sukienka może być nic nie warta, a inna osoba dostrzeże w niej piękno, będzie potrafiła ją nosić tak, by wydobyć z niej wszystkie walory. Dość już setek identycznych t-shirtów, takich samych kolorów, sklonowanych fasonów.

Widać to w ubraniach - każda rzecz jest inna, wyjątkowa.
Zgadza się, "menu" jest wręcz rozstrzelone, bo obejmuje zarówno ubrania, jak i biżuterię, torebki, buty czy wszelkie akcesoria. Wszystkie te elementy łączy jednak motyw przewodni. Może to zabrzmi banalnie, ale "oko musi podróżować", jak mawiała ikona mody, Diana Vreeland, wieloletnia redaktor "Harper's Bazaar" oraz modowa korespondentka "Vogue'a". Chcę, by to była platforma modowa, która udowadnia, że ubrania nigdy nie umierają. Każda rzecz ma jakąś historię do opowiedzenia, a my jej w tym pomagamy. Ubrania, które oferuję, pochodzą tak naprawdę z recyklingu - są albo jeszcze nieużywane, albo wyglądają jak nowe, bo każda rzecz jest czyszczona, pielęgnowana i dopieszczana, albo również przerabiane. Następnie rzeczy są oddawane jako gotowe wszystkim osobom, które cenią sobie coś więcej niż tylko tzw. fast fashion - szybką modę.

Niedawno ruszyła nowa linia ubrań.
Nazwaliśmy ją Edge at the Office, bo skierowana jest do kobiet, które chcą poprzez modę wyrwać się z korpoświata, rozerwać korporacyjny dress code, który krępuje ich niezależność. To ubrania eleganckie, ale casualowe, z klasą, a jednocześnie z pazurem. Bo czemu by nie "poedżować", zestawiając najmniej oczywiste rozwiązania, jak np. oversize'ową, wściekle fuksjową koszulę z bryczesami i edgy botkami, a całość dopełnić olbrzymimi kolczykami? Oryginalność nie oznacza braku elegancji; chcę głośno mówić, że nasze wszystkie obawy dotyczące mody - że coś nie wypada, że ktoś coś powie, że to kicz i wszelkie inne - można tę zachowawczość odstawić i spojrzeć na swoją szafę, a co za tym idzie, swój wizerunek i swoje podejście do świata, świeżym okiem. W planach jest również Baby Edge, gotowe są już nawet pierwsze "looczki". Otwieramy się na jak najszersze grono odbiorców, bo każdy może być edgy.

Jak wygląda proces selekcji?
Jak mawiała Vivienne Westwood, życie jest zbyt krótkie, by nosić nudne rzeczy. Jeżdżę za ubraniami po całej Europie, mam też swoje źródła, które oczywiście pozostaną tajemnicą, ale właśnie na tym opiera się Edge - na staraniu się o rzeczy, ich świadomej selekcji. Współpracuję też z wieloma inspirującymi osobami, które ofiarowują mi ubrania, a także mam przywilej współpracy z osobami pokroju Kasi Gulbierz, wyśmienitej wizażystki. Trójmiasto to mekka edgy "zdolniaków". Właśnie trwa u nas akcja wietrzenia szafy - wpuść do garderoby powiew świeżości i zostań własną projektantką! Nie mogę patrzeć na te wszystkie zestawienia dotyczące celebrytów ubierających się tak czy siak. Chciałabym skoncentrować się na zwykłych czy raczej niezwykłych ludziach z ulicy, ich stylu, osobowości.

Ubierają się lepiej niż celebryci?
Oczywiście. Wystarczy się przejechać pod Akademię Sztuk Pięknych, by zobaczyć, jak świetnie dziewczyny potrafią bawić się trendami. Potrzebna jest przestrzeń nie tylko do swobodnej wymiany ubrań, ale przede wszystkim pomysłów, manifestowania stylu. W Edgu każda z pań będzie mogła zaproponować wystawienie swoich rzeczy, z zastrzeżeniem, że nie szukamy nowych projektantów, tylko ludzi, którzy kreują własny styl, odświeżają trendy, uprawiają modowy recykling.

Mówi się ostatnio dużo o młodych projektantach, którzy szukają swojego miejsca na rynku. Edge czyni każdego projektantem własnego stylu?
Gwiazdą Edga może być osoba z sąsiedztwa, o ile tylko ma swoimi rzeczami coś do przekazania. Zdarza mi się podejść do kogoś na ulicy i powiedzieć, że świetnie wygląda, zrobić zdjęcie. Ruszamy z blogiem, gdzie będą prezentowane najlepsze looki podejrzane właśnie na ulicy. Moda powinna wrócić do zabawy, również zabawy wizerunkiem, prawdziwej kreatywności.

Gdzie jest granica zabawy modą? Wtedy, kiedy ktoś nie jest ubrany, tylko przebrany?
Nie demonizowałabym idei przebierania się. To przecież nic innego jak eksperymentowanie, poszukiwanie stylu. Można powiedzieć, że przebieranie się jest paradoksem - trzeba na chwilę stać się kimś innym, stracić kontrolę nad starym, "uleżanym" wizerunkiem, ale robić to świadomie, czerpiąc radość. Granica jest cienka, ale balansowanie na niej daje dużo frajdy.

A propos granicy - Edge zapewne nie wziął się znikąd [edge - ang. krawędź - przyp. red.].
Z wykształcenia jestem prawnikiem, jednak zdecydowanie nie z tzw. powołania. A wierzę w powołanie, stąd Edge-projekt. Takie korpożycie, w którym tkwiłam, sprowokowało we mnie potrzebę napisania swojej historii od nowa, jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi. Zaprojektowałam i uszyłam nowy szablon funkcjonowania dla samej siebie i muszę przyznać, że nigdy nie czułam się tak szczęśliwa.

Artystyczne zacięcie pewnie już wcześniej kiełkowało…
Ucieczką od prawa były dla mnie zajęcia o profilu artystycznym, m.in. warsztaty na ASP. Ponadto moją wielką pasją jest historia mody, którą mogę studiować godzinami, i rysunek żurnalowy. Nie wyobrażam też sobie nie przeczytać od deski do deski każdego numeru "Vogue'a". Z kolei otwartość w myśleniu o modzie "przywiozłam" z Australii.

Kto jest dla Pani największą modową ikoną?
Zawsze pozostanie nią moja mama, od której przejęłam modowego bakcyla, zaraziłam się "Voguefilią". (śmiech) To osoba o nieprzeciętnym wyczuciu smaku i stylu. Poza tym, skoro mowa o ikonach, niezmiernie cenię m.in. Charlotte Gainsbourg.

Kiedy pierwszy raz podkradła Pani mamie pomadkę?
Dobre pytanie! Jednym z ukochanych atrybutów mojej mamy była właśnie intensywna, jagodoworóżowa pomadka Chanel. Byłam nią zachwycona, wpatrywałam się w mamę, a ona brała moją rękę i odbijała na niej swoje pomalowane usta lub pomadką rysowała serduszko. Później przywoziła z zagranicy całe naręcza "Vogue'ów", do dziś pamiętam niektóre sesje z tamtych wydań. Myślę, że wtedy Edge już we mnie kiełkował.

Gdzie Pani będzie za kilka lat?

Marzę o tym, by stworzyć ciekawą, oryginalną, modową inicjatywę. W Polsce nie pochwala się pewności siebie, ale ja będę konsekwentnie na nią stawiać. Zamierzam rozwijać Edga tak, by zrzeszał fantastyczne osobowości, a mnie pozwolił osiągnąć maksimum moich możliwości. I właśnie tam się znajdę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki