Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarł z papierami "zdrowy"

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Nikt nie wiedział, że w Iraku Andrzej był już bardzo chory
Nikt nie wiedział, że w Iraku Andrzej był już bardzo chory Archiwum
Przed wyjazdem na misję do Iraku Andrzej z Pruszcza Gdańskiego, przez kolegów z jednostki nazywany Benkiem, przeszedł w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej wszystkie wymagane badania. Wręczono mu zdrowotny certyfikat. Kolejnym badaniom poddał się po powrocie. Tym razem również lotniczo-lekarska komisja w Warszawie uznała, że jest okazem zdrowia. Niespełna trzy miesiące później lekarze zdiagnozowali u niego złośliwy nowotwór, rozsiany po całym organizmie.

Na leczenie było za późno.
Siedem miesięcy po powrocie z Iraku Andrzej już nie żył. Specjaliści z Wojewódzkiego Centrum Onkologii w Gdańsku nie ukrywają - wystarczyło zwykłe badanie USG, by śmiertelną chorobę wykryć na etapie, gdy można ją było jeszcze wyleczyć. I alarmują - to nie pierwszy przypadek takiego zaniedbania!

"Benka", zawodowego żołnierza z 49 Pułku Śmigłowców Bojowych, w Pruszczu znali niemal wszyscy. W potrzebie nikomu nie odmawiał pomocy. Pasjonowała go piłka nożna. Miał 46 lat, gdy zdecydował, że pojedzie do Iraku.

- O tym czy wyjazd dojdzie do skutku, miały zdecydować szczegółowe badania w Warszawie - opowiada Jolanta, jego żona. Przeszedł je w Wojskowym Instytucie Lotniczym w maju 2007 roku. Specjalne zaświadczenie potwierdziło idealny stan jego zdrowia. W lipcu był już w Iraku. Żona i córka liczyły dni do jego powrotu. Pieniądze, które miał zarobić, nie były warte tej tęsknoty.

Na dodatek Jolantę nękały złe przeczucia. Przez osiem misji udało się jej uchronić męża przed wyjazdem, tym razem postawił na swoim. Do domu Andrzej wrócił w lutym tego roku.
- Był dziwny, nerwowy, zamyślony - wspomina Jolanta. Jednak badania, na które znów pojechał do Warszawy, i tym razem nic złego nie wykazały.
Jego ostatni certyfikat zdrowia nosi datę 5 marca.
Jednak w długi majowy weekend, ze skaczącym ciśnieniem, zanikami pamięci i zaburzeniami równowagi Andrzej trafił na Kliniczny Oddział Ratunkowy w Akademickim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Tomografia komputerowa wykazała, że rak zaatakował już niemal wszystkie narządy, nie wyłączając kości.

- Nie mogłam w to uwierzyć, przecież miał świeżo wydany certyfikat zdrowia - rozpacza Jolanta. Po dalszych badaniach lekarze ustalili - choroba zaczęła się od nerki, być może nawet 15 lat temu. Było więc mnóstwo czasu, by ją wykryć.
- Gdyby diagnoza postawiona została w porę, pacjent nie pojechałby do Iraku i natychmiast zacząłby się leczyć, jego szanse byłyby o wiele większe - zgodnie twierdzą lekarze z Wojewódzkiego Centrum Onkologii w Gdańsku.

O życie męża Jola walczyła zaciekle, koledzy z pruszczańskiej jednostki robili, co mogli, by jej w tym pomóc. Konsultacje w warszawskim szpitalu MSW przy Szaserów, operacja u sławnego profesora w Bydgoszczy. Wszędzie lekarze przecierali oczy ze zdumienia. Przeszedł kwalifikację na misję i nikt mu nie zrobił zwykłego USG?
Dr hab. med. Wiesław Kowalski z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej tłumaczy, że zakres badań, które przejść muszą kandydaci na misje, jest szczegółowo określony przepisami. Najpierw ogólny stan zdrowia żołnierza ocenia komisja lotniczo-lekarska. Jeżeli nie ma zastrzeżeń, kieruje go na specjalistyczne testy. Jak choćby w termobarokomorze, które sprawdzają, jak organizm żołnierza reaguje na ekstremalnie wysokie temperatury, szczególnie w połączeniu ze stresem.

Dr Ryszard Bieniek, przewodniczący komisji lotniczo-lekarskiej, wylicza - każdego wyjeżdżającego na misje ogląda lekarz internista, neurolog, laryngolog, okulista, dermatolog. Badania to morfologia, RTG klatki piersiowej, mocz. - Jeżeli coś lekarzy niepokoi, żołnierz kierowany jest na inne badania, w tym na USG, a nawet szpitalną obserwacje. Andrzej z Gdańska wyglądał na zdrowego.

USG mogło uratować mu życie
Rozmowa z dr. med. Januszem Mederem, prezesem Polskiej Unii Onkologii

Czy to możliwe, by Andrzej był w pełni zdrowy, wyjeżdżając na misję, o czym zaświadcza certyfikat?
To niemożliwe. Rak nerki rozwija się bardzo wolno, nawet przez kilkanaście lat. Bohater pani artykułu musiał być chory już od dawna.

Czy rak nerki daje jakieś objawy?
Rak nerki może się rozwijać podstępnie i nie dawać przez wiele lat żadnych objawów. Może też powodować nietypowe dolegliwości, takie jak brak apetytu, chudnięcie, nawracająca gorączka, osłabienie lub ogólnie złe samopoczucie, które nie ułatwiają rozpoznania. Na pewno jednak takie objawy jak nieustępujący ból "w boku" czy pojawienie się krwi w moczu powinny skłonić każdego z nas do natychmiastowej wizyty u lekarza i wykonania badań diagnostycznych.

Czy chorego z takim nowotworem można uratować?
Oczywiście, ale wtedy gdy rak jest we wczesnym stadium, guzek jest mały, możliwy do całkowitego wycięcia.
Czy często się to udaje?
Rzadko, bo chorzy na raka nerki często trafiają do onkologa za późno, gdy mają już przerzuty w wątrobie, płucach, mózgu, kościach.

Dlaczego trafiają tak późno?
Bo w naszym kraju nie ma zwyczaju wykonywania pacjentowi USG jamy brzusznej, które uznać dziś należy za badanie podstawowe.

USG wykrywa raka nerki?
Nie tylko raka nerki, ale i inne nowotwory w wielu narządach jamy brzusznej we wczesnym stadium. Każdy człowiek, bez względu na wiek, powinien raz, dwa razy na rok zrobić sobie takie badanie w pracowni, która posiada certyfikat Polskiego Towarzystwa Ultrasonograficznego, bo to gwarantuje wysoką jakość. USG jamy brzusznej jest nieinwazyjne, proste i tanie. Powinno być obowiązkowe przy badaniach okresowych i na komisjach lekarskich, a nie jest. Wielu tragedii udałoby się wtedy uniknąć.

Sprawdza się przede wszystkim, czy żołnierz potrafi się pocić
4 października br. w bazie Echo w Diwaniji zakończył działalność Polski Kontyngent Wojskowy w misji irackiej. W ciągu pięciu lat uczestniczyło w niej 15 tys. żołnierzy. 22 z nich zginęło, 116 zostało rannych. U kandydatów na misje w krajach gorących sprawdza się przede wszystkim mechanizmy termoregulacji, czyli to czy potrafią się porządnie pocić.

Jeżeli się nie pocą, będą się "przegrzewać", a to grozi niewydolnością układu krążenia i oddechowego, jeszcze większą w warunkach stresu, a nawet atakami złości. Za pomocą testów bada się też predyspozycje psychiczne żołnierzy, np. tzw. ukryty strach. Przed wyjazdem przechodzą też oni szczepienia, bo w Iraku łatwo o dur brzuszny, polio, tężec i błonicę. Zakres badań oceniających prawdziwy stan zdrowia jest skromny, bo przecież "żołnierz zawsze jest zdrowy".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki