Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość w cieniu polityki - fragmenty biografii Aliny Pienkowskiej

Barbara Szczepuła
Z Lechem Wałęsą, Bogdanem Borusewiczem i Lechem Kaczyńskim
Z Lechem Wałęsą, Bogdanem Borusewiczem i Lechem Kaczyńskim Archiwum Prywatne
Alina Pienkowska, drobna dziewczyna w wielkich okularach, jedna z ważniejszych postaci Solidarności, zakochana bez pamięci w Bogdanie Borusewiczu. 17 października mija dziesięć lat od jej śmierci. Publikujemy kilka fragmentów biografii Aliny Pienkowskiej "Miłość w cieniu polityki" pióra Barbary Szczepuły

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

1979

Koniec listopada jest chłodny i wietrzny. Siedzą we dwóch w pokoju hotelowym.
- Zabierz jej syna. To nie będzie trudne, pomożemy ci zebrać dowody, że ona lata po lasach z tym Borusewiczem. Musisz wystąpić do sądu o odebranie jej praw rodzicielskich - powtarza esbek, zaciągając się papierosem. Złapie przynętę, nie złapie, złapie, nie złapie…

Piotr patrzy na mężczyznę siedzącego vis-á-vis i przypomina sobie być może ten moment, gdy Alina powiedziała mu, że jest w ciąży.

Nie był gotowy na założenie rodziny.

Zawsze podobał się dziewczynom, przystojny, długie blond włosy, dobrze ubrany. Pojechali razem do Katowic jego autem. Zarabiał jako taksówkarz, handlował trochę częściami samochodowymi, bo to był niezły interes i po części właśnie wybierał się na Śląsk. Alina powiedziała rodzicom, że bierze udział w wycieczce zorganizowanej przez studium pielęgniarskie. Nie chcieli jej puścić, pewnie coś podejrzewali, wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. Ojciec poszedł do szkoły i sprawa się wydała, awantura, a potem ta ciąża… Wezwał Piotra na rozmowę i kazał się żenić.

Alina wyglądała na szczęśliwą. Sprowadził się do mieszkania jej rodziców, którzy odstąpili im jeden pokój, a sami gnietli się w drugim z młodszymi dziećmi.

Czy można się dogadać w takich warunkach? Inni mogli, on - nie. Ojciec Aliny go nie znosił. Piotr coraz częściej wracał do swojej matki, Alina musiała radzić sobie z synkiem sama. Któregoś dnia znalazła w kieszeni męża rachunek z hotelu za dwuosobowy pokój…

- Musisz, kurwa, odebrać jej syna - powtarza esbek, nachylając się do chłopaka i patrząc na niego jak pająk na muchę, którą chce złapać w sieć, opleść pajęczyną tak mocno, żeby nie mogła zipnąć.

- Nie mam na nią żadnego wpływu - ocknął się z zamyślenia. - Jedynym i absolutnym autorytetem jest dla niej Borusewicz. A gdy się jej sprzeciwiam, podejrzewa mnie o współpracę z wami - krzywi się.

Współpraca - słowo klucz. W notatce służbowej inspektor operacyjny Jerzy Osuch przedstawił swoim szefom plan działania. Jeśli Pienkowski będzie nadal utrzymywał kontakty z elementami antysocjalistycznymi, trzeba go będzie do współpracy przymusić. Stanie się cennym źródłem informacji o działaczach Wolnych Związków Zawodowych, a w szczególności o Borusewiczu, Gwieździe, Walentynowicz. Problem jednak w tym, że on chce się wycofać. Rzeczywiście chce, czy tylko udaje, żebym się odczepił ? - zastanawia się Osuch.

- To nasza ostatnia rozmowa - powtarza Pienkowski.

Osuch jest przygotowany i na takie rozwiązanie. Jeśli Pienkowski istotnie się wycofa, spróbuje wykorzystać go do "ośmieszenia środowiska elementów antysocjalistycznych".

Zmusi do napisania listu do liderów opozycji w Warszawie, w którym przedstawi "prawdziwe oblicze czołowych działaczy z Trójmiasta, a winą za rozbicie swojego małżeństwa obarczy Bogdana Borusewicza". Poprosi o wydrukowanie listu w prasie podziemnej. Jeśli odmówią publikacji, Pienkowski zagrozi skierowaniem listu do "Trybuny Ludu" lub "Życia Warszawy".
I wreszcie sprawa najważniejsza.

"Ponieważ Pienkowski zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie uratować swojego małżeństwa, na rozprawie rozwodowej zażąda pozbawienia żony praw rodzicielskich. Uzasadni to tym, że zaniedbuje syna Sebastiana i wychowuje go niezgodnie z socjalistycznymi zasadami współżycia".

Zrobić byłej żonie na złość, jaka to satysfakcja - myśli pewnie Osuch, który zna naturę ludzką od najgorszej strony. Mało kto się temu oprze.

- Zastanów się i zadzwoń, daję ci tydzień - Osuch gasi papierosa.
Piotr wybiega z hotelu, klnąc w duchu.
Tak to mogło wyglądać.

1979

- Uderzyła mnie przede wszystkim jej dziewczęca uroda - wspomina Krzysztof Wyszkowski. - Taka radosna świeżość, a z drugiej strony było w niej coś tragicznego. Jakieś udręczenie. Mówiła o problemach z mężem, ale bez szczegółów oczywiście, czuło się jednak, że się dusi w tym małżeństwie. Ta delikatna kobieta szybko wyrobiła sobie w Wolnych Związkach Zawodowych własną pozycję, stała się równorzędnym partnerem. Wokół rewizje, aresztowania, zastraszanie, prowokacje, a ona jakby nigdy nic robiła swoje. Ania Walentynowicz, Joanna Gwiazdowa i Alinka stały się nierozłączne. Nawet mnie to dziwiło, bo bardzo się przecież różniły, a "Walentyna" była dużo starsza, ale łączył je temperament polityczny.

1979

Jesienią Alina i Bogdan jadą z namiotem w góry.

Idą przez Beskid Niski, zachwycając się dziką przyrodą. Są całkiem sami.

Bogdan pamięta zapach palących się w ognisku gałązek jałowca, lecące do nieba iskry, jasne gwiazdy. Herbatę madras pitą z blaszanych kubków. Słowa wiecznych wyznań i szczęśliwe oczy Aliny.

"W złotych strzępach liści drzewa nocą stoją,/ Księżyc srebrne smugi po ziemi rozwłóczy", jak u Lechonia. Jest na etapie fascynacji poezją skamandrytów.

Wyją wilki.
Trochę się przestraszyła.
- To psy - uspokaja ją Bogdan.
- Z tobą nie boję się nawet wilków.

1980

- Podczas strajku w stoczni już było widać, że Alina i Bogdan są parą, cały czas starali się być blisko siebie, naradzali się i konspirowali, a wieczorem gdzieś znikali - twierdzi Jurek Borowczak i dodaje, że zwróciła mu na to uwagę koleżanka, bo kobiety mają na takie sprawy lepsze oko. Alinkę, Bożenkę Rybicką, Magdę Modzelewską i Marylę Płońską traktowaliśmy jak… - szuka słowa - nie powiem towarzyszki, bo to określenie było zarezerwowane dla komuchów. Nasze dziewczyny nie kojarzyły mi się jednak z romansami, raczej z walką i modlitwami. Mieliśmy w pamięci to, co pisał Brandys w "Nierzeczywistości": Dla Polaka romans jest zawsze romansem z ojczyzną. Ale zauważyłem, że także Lutek Prądzyński podkochiwał się w Alince i nosił jej zdjęcie w portfelu.

- Była ładna - przytakuje Lech Wałęsa. - Ale ja wtedy na kobiety nie patrzyłem, nawet żonie poświęcałem za mało uwagi i teraz, patrz pani, żali się na mnie w swojej książce.

- Ale zrazy wołowe Aliny zrobiły na Lechu wrażenie - dodaje Bogdan. - Pamiętam, że kilka razy przymawiał się, żeby znowu zaprosiła naszą grupę na obiad.

- Lesio jej słuchał - wspomina Borowczak. - Lubił ją i miał do niej szacunek, przez nią docierał do Borsuka. Jej pozycja w WZZ, a potem w stoczni była wysoka, Wałęsa brał pod uwagę to, co mówiła, a ona często przekazywała podczas rozmów z komisją rządową przemyślenia Bogdana. Ale miała własne poglądy i własne zdanie. Komisja rządowa truchlała, gdy zabierała głos, bo mówiła bardzo emocjonalnie, już nie była nieśmiała, już nie zaczynała, jak kiedyś, każdego zdania od "Ja bardzo przepraszam, ale…", co strasznie denerwowało Andrzeja Gwiazdę, już dojrzała, wiedziała, czego chce, a miłość Bogdana dodawała jej odwagi i pewności siebie. Ludziom się to podobało, bili jej brawo.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

1982

W obozie w Gołdapi było nawet gorzej niż w więzieniu - opowiadała Alina. - Nie było klawiszy, niby mogłyśmy wszystko, bo to był ośrodek wypoczynkowy telewizji, pokoje zamiast brudnych cel, niby miałyśmy poczucie wolności, ale właśnie wszystko tylko "na niby".

Dzieci esbeków biegały po podwórku, wołały: mama, mama… Wydawało mi się, że woła Sebastian. To było najcięższe do zniesienia.

- Bardzo za nią tęskniłem - mówi Sebastian. - Pojechałem raz z dziadkiem do Gołdapi. Szesnaście godzin, z trzema przesiadkami. Rzuciłem się mamie na szyję, wyściskałem ją, a po dziesięciu minutach zasnąłem ze zmęczenia i emocji. Obudziła mnie, gdy musieliśmy wracać. Byłem bardzo zawstydzony, bo tak czekałem na to spotkanie.

Gdy Alina wróci do Gdańska, katechetka pokaże jej modlitwę, jaką ułożył syn: "Proszę Cię Panie Boże, żeby Mamy nie zamykali stale do więzienia - nawet na krótko i żeby nowy Tato nie musiał się ukrywać, i żebyśmy mogli być w domu wszyscy razem".

1984

Bogdan nalegał na ślub.
- Wolne związki już się skończyły - śmiał się. Zapytał przez Krzyśka Pusza dwóch księży, obaj odmówili. Wtedy dotarł do księdza Bogdanowicza. Miał do niego zaufanie, bo młody kapłan miał już za sobą tak jak on epizod więzienny. Więzień polityczny - to znaczyło porządny i odważny człowiek. Poznał go podczas rekolekcji dla maturzystów, Alina - później, gdy w kościele Najświętszej Marii Panny odprawiał trzeciego maja msze za ojczyznę. To były ważne wydarzenia polityczne, bo po mszy wszyscy uczestnicy ruszali na demonstrację "pod konia", czyli przed pomnik Jana III Sobieskiego, pędzącego na spienionym rumaku pod Wiedeń.

Ksiądz oczywiście zgodził się na przekazaną mu prośbę Bogdana i Aliny. Tajna ceremonia miała odbyć się w mieszkaniu Antoniego Bogdanowicza, brata księdza w Nowym Porcie.

Panna młoda z Kingą w wózku i sukienką w torbie jechała ze świadkiem, którego wybrał Bogdan - Andrzejem Michałowskim.

Gdy dotarli z przesiadkami do Nowego Portu, było już ciemno. Alina nie znała adresu, więc szła za nim, pchając wózek, prowadził ją przez podwórka, kluczył, było zimno, padał śnieg…

1986

Alina śle listy do Bogdana siedzącego w areszcie na Kurkowej.

16 czerwca

…Piszę w dniu moich imienin. (…) Wyobrażam sobie, że zrywasz dla mnie polne kwiaty na łące. Chciałabym, żebyś mnie porwał gdzieś do lasu na poziomki, które pewnie już dojrzewają. Nie mam odwagi chodzić sama do miejsc, w których bywaliśmy razem.

2 lipca:

…Wczoraj kupiłam sobie "Stenogramy z konferencji prasowych Jerzego Urbana". Dwa tomy - 900 złotych. Na niektórych stronach jest Twoje nazwisko. Kupiłam też bardzo ładnie wydane albumy: "Impresjonizm" i "Surrealizm", kolorowe reprodukcje, dobry papier, drukowane w Jugosławii.

13 lipca:

…Sweter z owczej wełny został skończony. Jest z golfem. Nie wiem tylko, czy nie będzie dla Ciebie za duży.
Całuję Cię Bogdanie w oczka i uszka. Do zobaczenia.

1989

- Spotykałyśmy się u Alinki dość często, bo stale trzeba było coś omówić i ustalić - wspomina doktor Barbara Przedwojska-Szwarc. - Gdy Bogdan wracał do domu i zastawał stadko rozgadanych pań ze służby zdrowia, nie wyglądał na zachwyconego. Zamiast podać obiad, żona rozważa problem: czy żylaki podudzi u farmaceutów należy zaliczyć do chorób zawodowych? Alinka zrywała się wtedy, coś mu szeptała do ucha i zmieniał się zupełnie.

- Basiu, nie gniewaj się, tak naprawdę to jest bardzo dobry człowiek - przekonywała mnie.

- To była niezwykła para: on jak puzon, ona jak skrzypeczki - takiego porównania używa Jagoda Greger, jedna z bliższych przyjaciółek Aliny, po latach szefowa Sekretariatu Służby Zdrowia Solidarności. - On nieufny mruk. Ona otwarta i przyjazna.

Widać było, że kocha go nad życie.
- Nie kłócili się w domu, bo nie chcieli sprawiać podsłuchującym ich esbekom przyjemności - śmieje się Ziutek, brat Bogdana. - A potem już weszło im to w krew. Szli nad morze.

1990

- Gdy nasz przyjaciel Jacek Kuroń został ministrem pracy - opowiadała mi Pienkowska - pojechałam do niego w styczniu 1990 roku z delegacją gdańskiej służby zdrowia w sprawie podwyżek dla pielęgniarek. Mówię zdesperowana: - Jacek, zrób coś, bo nie starcza nam na życie!!!

A on wyciąga portfel:
- Nie ma sprawy, jak nie masz pieniędzy, to ci pożyczę…

1991

Gdy premierem został Jan Krzysztof Bielecki, prezydent Wałęsa zaproponował Alinie tekę ministra zdrowia.

- Zaprosił nas do siebie - opowiada mi Janina Mańko - i powiedział: - Alina, może ty? Odmówiła.

Podczas zwołanej w trybie pilnym solidarnościowej narady w mieszkaniu Janeczki zastanawiano się, jedząc kiełbasę podwawelską z ketchupem, kto by się nadawał. Alina myślała o Eli Seferowicz, która jednak nie przyjęła propozycji ze względów rodzinnych.
- Jezus, Maria, co robimy?

Alina mówi nagle: - Myślę, że dałybyśmy sobie radę.
- No to do roboty - zachęcam.
- Jestem związkowcem, w urzędzie nie będę się czuła pewnie - zaczęła się znowu wycofywać.

- Niektórzy mówili, że byłaby to zdrada związku - uzasadniała potem swoją decyzję Pienkowska.

Zatelefonowała do doktora Władysława Sidorowicza:
- Władek, zostaniesz ministrem.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki