Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Amber Gold: Kurator Marcina P. twierdzi, że jest niewinny. Rozmowa z Markiem Lipskim

Łukasz Kłos
Marek Lipski twierdzi, że "urządzono nad nim sąd kapturowy"
Marek Lipski twierdzi, że "urządzono nad nim sąd kapturowy" P.Świderski
Jeden z kuratorów zawodowych, odpowiedzialny za dozór Marcina P., założyciela Amber Gold, odwołuje się od nałożonej na niego sankcji. Marek Lipski twierdzi, że "urządzono nad nim sąd kapturowy" i pozbawiono możliwości pracy, zanim udowodniono jakąkolwiek winę.

Od połowy września trwa przeciwko Lipskiemu postępowanie dyscyplinarne. Równocześnie z wszczęciem dyscyplinarki prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku podjął decyzję o zawieszeniu go w pełnionych obowiązkach. To z tą właśnie decyzją nie zgadza się Lipski.

- Zawieszono mnie z automatu, choć nie było takiej konieczności - twierdzi Marek Lipski. - Po nagłośnieniu medialnym sprawy Marcina P. gruntownie prześwietlono też inne prowadzone przez mnie sprawy. Nie dopatrzono się żadnych istotnych uchybień! Zamiast rzetelnie zbadać, w jakich okolicznościach doszło do błędu w sprawie Marcina P., zadziałano pod publikę.

Od końca sierpnia, z inicjatywy byłego prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku, rzecznik dyscyplinarny wszczął postępowania wyjaśniające wobec kuratorów związanych ze sprawą Multikasy. To w tej sprawie doszukano się błędu kuratora Lipskiego. Według rzecznika dyscyplinarnego, Lipski jest odpowiedzialny za podanie w końcowym sprawozdaniu fałszywej informacji. Miał napisać, że Marcin P. spłacił pokrzywdzonych.

Jeszcze w sierpniu wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku sędzia Rafał Terlecki w wypowiedziach medialnych podawał, iż to działalność kuratorów (w tym Marka Lipskiego) spowodowała, że nie nastąpiło odwieszenie kary, a oszukani klienci firmy nie odzyskali swoich pieniędzy.

Przypomnijmy, że w październiku 2008 roku Sąd Rejonowy w Malborku skazał Marcina P. na rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Była to kara za przywłaszczenie pieniędzy klientów. Ponad 300 osób straciło wówczas łącznie 174 tys. zł. W tym procesie skazane zostały też dwie inne osoby - wspólniczka Marcina P. oraz jedna z pracownic firmy. Odpryski tej sprawy badane też były przez inne pomorskie sądy.

Dozór nad Marcinem P. przekazano, ze względu na miejsce zamieszkania skazanego, z malborskiego sądu do Gdańska. Zlecono go właśnie kuratorowi Markowi Lipskiemu. Przekonuje on dziś jednak, że nie miał możliwości zweryfikowania, czy skazany P. zwrócił ludziom należne im pieniądze. Twierdzi, że zabrakło czasu i warunków na rzetelne zajęcie się sprawą.
Teraz Lipski domaga się, by do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia postępowania dyscyplinarnego pozwolono mu wrócić do wykonywania obowiązków służbowych. Jego odwołanie ma wkrótce trafić na biurko ministra sprawiedliwości. To on - zgodnie z przepisami - rozpatruje te kwestie.

Rozmowa z Markiem Lipskim, kuratorem sądowym, który miał dozorować Marcina P. na następnej stronie

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

ROZMOWA

Z Markiem Lipskim, kuratorem sądowym, który miał dozorować Marcina P., rozmawia Łukasz Kłos

Dlaczego chciał Pan ujawnić swój wizerunek?
Nie mam już nic do stracenia. W pracy dano mi do zrozumienia, że mam odejść z niej w ciągu trzech miesięcy. Teraz jestem zawieszony w obowiązkach. Urządzono nade mną medialny sąd kapturowy i już usłyszałem wyrok śmierci - śmierci cywilnej. Tymczasem w relacjach medialnych pojawiają się przekłamania i niedomówienia.

Trudno się dziwić oskarżycielskiemu tonowi medialnych relacji. Wszak mamy do czynienia, w najlepszym razie, z fatalnym w skutkach błędem. Fałszywa informacja podana w końcowym sprawozdaniu miała zaważyć na tym, że Marcin P. nigdy nie trafił do zakładu karnego. Choć powinien.
Ale niech te relacje będą oparte na prawdzie i uwzględniają wszystkie istotne aspekty. Żaden z dziennikarzy nie zapytał, w jakich okolicznościach doszło do nieprawidłowości. A w sprawie Multikasy mamy do czynienia z szeregiem niejasnych okoliczności.

Pana zadanie było jasno określone. Miał Pan czuwać, czy Marcin P. wypełnił obowiązki nałożone wyrokiem przez sąd. Nie wypełnił.
A wie pan, ile czasu miałem na zweryfikowanie, czy pieniądze trafiły do pokrzywdzonych? Pięć dni. W tym jeden świąteczny.

Okres próby w tej sprawie trwał dwa lata. To, zdaje się, wystarczający czas, żeby sprawdzić, czy założyciel Amber Gold naprawił krzywdy wyrządzone klientom.
Z informatycznego systemu sądowego wynika, że akta sprawy Multikasy trafiły do gdańskiego sądu dokładnie 19 października 2010 roku. Na dwa i pół miesiąca przed zakończeniem okresu próby! To bardzo mało czasu. Tym bardziej że w Malborku nikt nie zobowiązał skazanego do przedstawienia dowodów spłacenia oszukanych klientów. Ten obowiązek spadł na mnie, mimo że miałem tak mało czasu.

Kiedy te akta trafiły w pańskie ręce?
Otrzymałem je na przełomie listopada i grudnia.

Dopiero?!
Wcześniej miałem zaplanowany urlop oraz szkolenie. Poza tym to nie ode mnie zależy, kiedy otrzymam akta danej sprawy.

Dlaczego nikt inny z kuratorów nie przejął tej sprawy, skoro terminy goniły?
Nie ma takiej możliwości. Sprawy przydzielane są bowiem według rewirów. Każdemu z kuratorów przypisuje się określone dzielnice, a wręcz ulice. Jeśli ustalono, że Marcin P. przez pewien czas mieszkał na Oruni Górnej, to w tym okresie z urzędu przydzielono mi jego sprawy.

Kiedy spotkał się więc Pan ze swoim podopiecznym, skazanym Marcinem P.?
Termin pierwszej wizji wyznaczyłem na 6 grudnia, a więc chwilę po tym, jak miałem możliwość zapoznania się z aktami jego sprawy. Do spotkania jednak nie doszło.

Dlaczego?
Kiedy zadzwoniłem do niego, by powiadomić o terminie pierwszej wizji, mówił, że odpoczywa z rodziną na południu Polski. W wyznaczonym terminie nie pojawił się, bo jak twierdził - utknął. W tamtym roku zima szybko nadeszła. Śnieg mocno sypał. Jego tłumaczenie brzmiało wiarygodnie. Poza tym nigdy nie przyłapałem go na kłamstwie.

Kiedy więc spotkał się Pan wreszcie z Marcinem P. w tej sprawie?
3 stycznia 2011 roku. Wtedy też przeprowadziłem wywiad i formalnie rozpocząłem dozór. Zobowiązałem go do przedstawienia dowodów spłaty zobowiązań wobec pokrzywdzonych.

3 stycznia to pięć dni przed zakończeniem okresu próby i miesiąc po pierwszym z wyznaczonych terminów. Jak można było dopuścić do takiej zwłoki?
Kurator sądowy nie ma narzędzi, które mogłyby zmusić skazanego do spotkania z nim. Sąd może zarządzić przymusowe doprowadzenie. My nie.

Marcin P. przedstawił żądane zaświadczenia?
Podczas spotkania 3 stycznia zapewnił, że dostarczy je na mój dyżur. Dzień później był już w u mnie w biurze i przedstawił plik dokumentów. To były druki bankowych przelewów. Przejrzałem je. Nie budziły zastrzeżeń.

Należało je zweryfikować.
Ale jak? To był bodajże wtorek, w piątek upływał okres próby. Po tym czasie nie wolno mi wykonać już żadnych czynności. Jak pan sobie wyobraża zweryfikowanie kilkuset przelewów, kiedy nie ma się dostępu do tajemnicy bankowej?

Można zapytać samych pokrzywdzonych.
I zlecić jedynej sekretarce przydzielonej do kilkuosobowego zespołu kuratorów, by ustaliła adresy kilkuset osób, przygotowała zindywidualizowane pisma i rozesłała je. Pomijając fakt, że na odpowiedzi czekałbym w najlepszym razie kilka tygodni, to samo wyprodukowanie pism trwałoby z miesiąc.

Mógł Pan przecież sam przygotować pisma.
Proszę pana, przy tym obłożeniu obowiązkami, jakie mają kuratorzy, to nierealne. Czy zdaje pan sobie sprawę, że tylko na przykład w czerwcu miałem 120 spraw dozorowych, w tym 35 dozorów własnych z rejonu Dolnego Miasta, Oruni i całej gminy Przywidz. Do tego jest zawsze niemała pula wywiadów zlecanych przez inne instytucje, w tym sądy.
W aktach sprawy nawet nie ma ksero tych dowodów wpłaty, które przedstawił Marcin P.

To prawda. Mój błąd. Nie pomyślałem o tym.
Prokuratura może wkrótce postawić Panu zarzut. Z błędu wyjdzie podejrzenie popełnienia przestępstwa...
A dlaczego prokuratura nie bada tej sprawy pod kątem podejrzenia popełnienia przestępstwa wobec mnie - urzędnika państwowego? Przecież dziś wiemy, że Marcin P. nieraz fałszował dokumenty. Dlaczego więc nie potraktować tego jako próby wyłudzenia poświadczenia nieprawdy. Zamiast tego szuka się na siłę kozła ofiarnego. Dlatego domagam się, żeby ta sprawa była rzetelnie wyjaśniona.

Rozmawiał Łukasz Kłos

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki