Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Projekt Mistrzowie. Zbigniew Canowiecki: Nie potrafi nic nie robić, działanie jest jego żywiołem

Jacek Klein
Zbigniew Canowiecki
Zbigniew Canowiecki Artur Hutnik
Mówi, że czasem się spala, że wydaje mu się, że nie ma już siły na zajmowanie się kolejnym przedsięwzięciem. Ale po chwili znów nabiera sił i robi to, co lubi, czyli angażuje się dla otoczenia. O Zbigniewie Canowieckim, znanym pomorskim biznesmenie, a przede wszystkim społeczniku - pisze Jacek Klein

Nie czuje się mistrzem, nigdy tak o sobie nie myślał. Jak wyjaśnia, robi to, co mu serce i rozum podpowiadają.
- Wiele osób, nie tylko ja, stara się wykonywać swoje obowiązki, czy robić to, co lubi, jak najlepiej, jak najdoskonalej, perfekcyjnie - mówi Zbigniew Canowiecki, prezes Pracodawców Pomorza. - Nigdy nie satysfakcjonowała mnie sama nauka czy praca zawodowa. Jak sięgam pamięcią, od małego dziecka zawsze odczuwałem ciągotę do działania w grupie. Z tego osiągałem satysfakcję życiową.

W czasach szkolnych byłem w zuchach, w harcerstwie. Na studiach angażowałem się w kulturę studencką, kierowałem międzyuczelnianym ośrodkiem filmu i fotografii, byłem prezesem dyskusyjnego klubu filmowego, akademickiego klubu filmowego. Przez dwie kadencje byłem przewodniczącym klubu dziennikarzy studenckich.
Prowadził swego czasu dwie audycje telewizyjne. Naukę i pracę postrzegał jako coś naturalnego, co pozwala się rozwijać i zarabiać pieniądze, co czyni odpowiedzialnym.

- Moja mama miała potrzebę działania poza domem. Pracowała w komitecie rodzicielskim, w Lidze Kobiet, zawsze gdzieś się udzielała, pomimo że wychowywała czterech synów. Tę żyłkę mam chyba po niej - mówi Canowiecki.

Dać z siebie wszystko

Nowa rzeczywistość po 1989 roku otworzyła przed Zbigniewem Canowieckim pole do działania, z którego jest najbardziej znany opinii publicznej. Od początku lat 90. zaangażował się w tworzenie struktur samorządu gospodarczego. Był prezesem Gdańskiej Izby Gospodarczej. Z jego inicjatywy doszło do połączenia wielu organizacji gospodarczych w jedną Pomorską Izbę Przemysłowo-Handlową. Jako jej prezydent zainicjował powołanie Sejmiku Gospodarczego Województwa Pomorskiego, przekształconego następnie w Pomorską Radę Przedsiębiorczości. Pomysł przyznawania od 2000 roku nagrody "Pomorski Gryf Gospodarczy" to także jego zasługa. Wszystkie inicjatywy w środowisku gospodarczym można by długo wyliczać. Od dwóch lat jest prezesem zarządu Pracodawców Pomorza, a także wiceprezydentem Pracodawców RP.

Doprowadzenie do wspólnego działania pracodawców dla dobra wspólnego daje mi ogromną satysfakcję. Nie chodzi przecież o budowanie nowych struktur dla samego ich budowania. - Celem jest artykułowanie wspólnego stanowiska środowiska gospodarczego, ale także działanie na rzecz określonych grup czy branż - wyjaśnia Canowiecki. - Nie akceptuję organizacji fasadowych. Dlatego angażujemy się także w rozwiązywanie jednostkowych problemów przedsiębiorców. Jestem niezwykle dumny, jeżeli jako organizacja możemy pomóc w rozwiązaniu konkretnego problemu. Muszę przyznać, że nie ma dnia, aby dwie - trzy firmy nie prosiły o pomoc. Czujemy się potrzebni i to jest paliwem napędowym naszego działania. Jeżeli działasz w jakiejkolwiek organizacji pozarządowej, to nie możesz przyjść do niej z nastawieniem, że zyskasz coś dla siebie, tylko ty stawiasz swoje umiejętności, wiedzę i swoje zdolności do dyspozycji innych. Musisz dać z siebie wszystko, co możesz zaoferować.

Nie boi się ideałów

Mieć na uwadze innych, a nie własny interes, tym się kieruje. Wielu może to uznać za pompatyczne podejście do życia i idealistyczne postrzeganie świata.
- Nigdy w ten sposób tego nie odbierałem. Chciałbym, aby każda osoba działająca społecznie miała czyste intencje wniesienia czegoś do otaczającego go środowiska - mówi Canowiecki. - Z takimi ludźmi współpracuję, takich ludzi akceptuję wokół siebie i z nimi chcę działać.

Płaszczyznę działania miał i ma szeroką. Organizacje studenckie, Instytut Studiów Europejskich, Wyższa Szkoła Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych i Politycznych, Polskie Forum Akademicko- Gospodarcze, szpitale, Narodowy Fundusz Zdrowia, Muzeum Historii Miasta Gdańska , fundacje, izby gospodarcze i związki pracodawcze - to instytucje, w których działa bądź działał.
Obecnie zasiada m.in. w radach Fundacji Theatrum Gedanense i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, Fundacji Terytoria Książki czy też Rozwoju Uniwersytetu Gdańskiego. Wykłada w Szkole Wyższej Prawa i Dyplomacji. Cała ta kilkudziesięcioletnia aktywność przypada w dużej mierze na okres kierowania i prezesowania Centrostalowi. Przez ponad 20 lat z małej, lokalnej firmy udało mu się stworzyć holding na skalę krajową, skupiający spółki budowlane, przetwórcze, handlowe. W 1997 roku wprowadził firmę na giełdę.

- Co prawda żona narzeka, że mnie ciągle nie ma, ale ja uważam, że jakiś balans między życiem osobistym a zawodowym i społecznym potrafiłem utrzymać. Prowadzenie firmy jest jak zawód. Człowiek nauczony zarządzać potrafi tak organizację poukładać, że nie absorbuje ona czasu i jest dochodowa - dodaje Canowiecki.
Z wykształcenia jest inżynierem, zatem obok społecznego zapału, nie zapominał o pragmatycznym podejściu do życia. Dobry zawód, kariera w biznesie dawały mocne podstawy zapewnienia sobie i rodzinie bezpiecznej przyszłości. Stwarzały także większe możliwości spełnienia się w działalności społecznej, dla regionu. Potrafił pogodzić obie sfery i życie rodzinne.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

- Na tym polega sukces, żeby prowadząc biznes, nawet duży, tak zorganizować sobie pracę, współpracę z zespołem, aby firma nie absorbowała całego życia. Musi być zorganizowana tak, aby realizując produkcję lub usługi, generowała zyski.
Przed 89 rokiem takich bliźniaczych firm jak Centrostal Gdańsk było kilkanaście w Polsce i dzisiaj wiele z nich jest zlikwidowanych, zaoranych, nawet fizycznie ich nie ma. Nasza obecnie wchodzi w skład międzynarodowej grupy hutniczej.

Artystyczna dusza

Niedawno na spotkaniu z redaktorem naczelnym Radia Gdańsk dowiedział się, że premiera sztuki opartej na książce Danuty Wałęsy odbędzie się w Warszawie, a nie w Gdańsku. Natychmiast zadzwonił do Krystyny Jandy, którą dobrze zna i której pomagał w adaptacji kina Polonia w Warszawie na jej pierwszy prywatny teatr. Po kilkunastu dniach Krystyna Janda zadzwoniła i poinformowała, że po konsultacjach jest szansa na premierę w Gdańsku. Szukał sali i agencji, która podjęłaby się tego zadania, ale szczęśliwe szybko się dogadał z Adamem Orzechowskim - dyrektorem teatru Wybrzeże, który przejął ten projekt i 11 października odbędzie się premiera w Gdańsku.

Ze sztuką jest związany od młodzieńczych lat. - Całe studia przesiedziałem w klubie studenckim Żak. W piwnicy montując kroniki studenckie, po sąsiedzku piwnicę zajmował Włodek Wieczorkiewicz. Siedzieliśmy i dyskutowaliśmy o plastyce, malarstwie. Szedłem do Lucka Bukińca porozmawiać o filmie - wspomina.
Później, gdy wkroczył w dorosłe życie i rozpoczął karierę zawodową, stwierdził, że zyskiem, jaki generuje firma, należy się dzielić z otoczeniem.

- Chciałem część zarobionych pieniędzy oddać. Każdy, kto się do mnie zwracał, mógł liczyć na wsparcie. Może nie były to gigantyczne kwoty, ale zawsze coś - dodaje. - Na największe wsparcie, nie ukrywam, mogli liczyć artyści, z którymi czuję największą więź. To środowisko, wydaje mi się, najlepiej rozumiałem, było mi najbliższe. Nasiąkłem nim za młodu, a czym skorupka nasiąknie... - mówi.

W latach 90., trudnych czasach, biura Centrostalu u niejednego gościa z pewnością wzbudzały zdziwienie. Były obwieszone obrazami, tkaninami, a w niektórych pomieszczeniach lub miejscach stały rzeźby.
Nie ograniczał jednak swoich zainteresowań wyłącznie do artystów. Choć jak przyznaje, mniej pociąga go sport, to jego firma zasponsorowała pierwszy sprzęt sportowy Annie Rybickiej, znanej pomorskiej florecistce.
- Uwiedli mnie jej rodzice, którzy przyszli do mnie i z ogniem w oczach opowiadali o tej dziewczynie, o jej możliwościach, perspektywach, jakie przed nią stoją - wyjaśnia.

Firmą kierował do 2007 roku. Wówczas sprzedał w niej udziały. Własnego biznesu nie prowadzi.
- Mam różne propozycje - by objąć prezesurę, kupić jakąś firmę, ale ten rozdział uznałem za zamknięty, choć zawodowo jestem bardzo aktywny, prowadząc doradztwo biznesowe, wykłady czy pisząc książki. Myślę, że duża część mojej aktywności będzie się koncentrować na działalności społecznej, lubię to, co robię, i chcę to kontynuować - mówi.

Mistrzowie W Wyjątkowym Kalendarzu
Zbigniew Canowiecki jest jedną z osób, które się zgodziły na uczestnictwo w Projekcie Mistrzowie. Powstanie kalendarz cegiełka. Pieniądze z jego sprzedaży pozwolą spełniać marzenia chorych dzieci, podopiecznych Fundacji Trzeba Marzyć. To oni są Mistrzami, bo mistrzowie to wszyscy, którzy mają siłę, determinację i odwagę w spełnianiu marzeń.
Do kalendarza też zapozowali Mistrzowie - znane osoby ze świata kultury, sztuki, nauki, sportu.
W projekcie, prócz mistrza społecznika Zbigniewa Canowieckiego, zgodzili się uczestniczyć mistrz jazzu Przemek Dyakowski, mistrz saksofonu Wojciech Staroniewicz, mistrzyni lekkoatletyki Jarosława Jóźwiakowska-Zdunkiewicz, mistrzyni edukacji Ludwika Sikorska, mistrz odwagi Czesław "Kuba" Jakubczyk, mistrz medycyny Piotr Czauderna, mistrzyni aktorstwa Dorota Kolak, mistrz siły Jan Łuka, mistrz pióra Stefan Chwin, mistrz biznesu Zenon Ziaja, mistrz wypieku chleba Andrzej Szydłowski, mistrz fotografii Marek Mazur.
Realizacją Projektu Mistrzowie, któremu patronuje "Polska Dziennik Bałtycki", zajmuje się Studio 102 sp. z o.o.
(AT)

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki