Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Port Service z Gdańska: To urzędnicy pozwolili, by trafiła do nas trucizna

Łukasz Kłos
Interes miał być prosty - Ukraińcy chcieli się pozbyć tysięcy ton ziemi skażonej toksycznym heksachlorobenzenem (HCB). Polacy, a konkretnie firma Port Service z Gdańska, miała je unieszkodliwić, a przy okazji zainkasować wielomilionową zapłatę za "ekologiczną" usługę. Najnowsze ustalenia prokuratury pokazują, że wątpliwości wokół utylizacji HCB przez Port Service są coraz bardziej uzasadnione. Na celowniku śledczych znaleźli się też pomorscy urzędnicy.

Brudne papiery

To, co wydawało się proste i klarowne na papierze, w praktyce można nazwać brudnym interesem. Media alarmowały wiosną o tym, że na terenie Port Service - 100 m od bałtyckiej plaży, w pobliżu zabudowań mieszkalnych oraz niedaleko Westerplatte, popularnego celu szkolnych wycieczek - leży tykająca bomba ekologiczna. Tysiące ton ziemi skażonej HCB miesiącami dosłownie leżało pod gołym niebem na terenie Port Service. Gleba składowana była w olbrzymich worach. Część z nich była nieszczelna, a obiektyw telewizyjnej kamery uchwycił, jak spod wielu z nich wycieka brunatna ciecz. Prezes zakładu, były wicewojewoda pomorski Krzysztof Pusz, przekonywał później, że nie stanowi to zagrożenia dla środowiska i zdrowia Pomorzan ani samych gdańszczan.

Jakby tego było mało większość worków (zawierająca nawet do 12 tys. ton skażonej ziemi!) miała zalegać na części terenu zakładu, która w ogóle nie była przeznaczona do przechowywania odpadów. Firmie groziły milionowe kary, jednak w krótkim czasie problem udało się przedsiębiorcy formalnie rozwiązać. W jaki sposób?

Stało się tak za sprawą ekspresowej decyzji powiększającej trzykrotnie teren, na którym można przechowywać odpady, wydanej przez Annę Grapatyn-Korzeniowską, zastępczynię dyrektora Departamentu Środowiska i Rolnictwa w Urzędzie Marszałkowskim.

Decyzja ta podjęta została wkrótce po tym, jak... na teren zakładu Port Service wkroczyli kontrolerzy Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska i zgłosili zastrzeżenia dotyczące kwestii przechowywania odpadów poza miejscami do tego wyznaczonymi.
Na wątpliwości dziennikarzy Grapatyn-Korzeniowska odpowiedziała wówczas: - Wydając decyzję nie miałam informacji, że w tamtej chwili odpad jest nielegalnie magazynowany i że w ogóle jest tam złożony - twierdziła dyrektorka.

Niejasne kwity urzędników

Dziś gdańska Prokuratura Okręgowa jest przekonana, że ta decyzja została wydana z naruszeniem prawa i domaga się jej cofnięcia.

- Prokuratura wystąpiła ze skargą do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o jej unieważnienie - informuje prok. Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy gdańskiej "okręgówki". - Na obecnym etapie można wskazać, że w działaniach urzędników pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego, wydających niektóre decyzje dotyczące Port Service, daje się zaobserwować co najmniej nieostrożne i bezkrytyczne akceptowanie żądań wnioskodawcy.

Czy za "nieostrożnym" i "bezkrytycznym" zachowaniem urzędników marszałka kryje się przestępcze działanie? Na to pytanie prokuratorzy nie chcą teraz odpowiadać. Podkreślają za to, że postępowanie wciąż prowadzone jest "w sprawie" (tzn. nie postawiono nikomu zarzutów), a o odpowiedzialności kogokolwiek będzie można mówić dopiero po uzyskaniu opinii biegłych.
Jak się jednak okazuje Urząd Marszałkowski nie jest jedynym, którego działania wzbudzają wątpliwości gdańskich śledczych. Pod lupę wzięte zostały również decyzje wydane przez głównego inspektora ochrony środowiska (GIOŚ). Chodzi o dokument uprawniający Port Service do importu toksycznych odpadów - każdy kontrakt na unieszkodliwianie w Polsce zagranicznych odpadów musi przejść przez ręce GIOŚ.

Prokuratorzy zastanawiają się, jak mógł on wydać zgodę na unieszkodliwianie ich w ilościach przekraczających możliwości spalarni Port Service.

Jak tłumaczy prok. Wawryniuk interesujące jest to zwłaszcza ze względu na fakt, że spalarnia wobec innych zobowiązań nie mogła być wykorzystywana jedynie do unieszkodliwiania ukraińskiej ziemi skażonej HCB.

Niepokojące popioły

Tymczasem nie tylko w dokumentacji Port Service śledczy stawiają znaki zapytania. Jak ujawnia Prokuratura Okręgowa, zastanawiająca jest też obecność HCB w popiołach powstałych po spaleniu zanieczyszczeń. - Jak wynika z dotychczasowych ustaleń nie powinno być w nich ani grama tej substancji - podkreśla prok. Wawryniuk, tłumacząc, że teoretycznie takie popioły powinny być traktowane jako odpad. - Trwają ustalenia w zakresie przyczyn i ewentualnych konsekwencji takiego stanu rzeczy.

Co więcej, z ustaleń śledczych wynika, że służby ochrony środowiska mogły nierzetelnie informować o stężeniu HCB w przeznaczonych do spalenia odpadach.

- Stężenie HCB w kilku pobranych próbkach było większe niż do tej pory podawano - twierdzi Grażyna Wawryniuk, zastrzegając, że z uwagi na dobro śledztwa nie może podać, ile wynosiło.

Z tą oceną nie zgadza się Zbigniew Macczak, dyrektor Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska: - Metoda pomiaru stężenia substancji jest taka, że bierze się kilka różnych próbek odpadów, miesza się je, a następnie wylicza stężenie badanej substancji. I o takim stężeniu informowaliśmy opinię publiczną. Należy zachować ostrożność w formułowaniu sądów w tej kwestii - podkreśla dyrektor Macczak.

Prokuratura, pomimo swoich ustaleń, zamierza zasięgnąć opinii specjalistów. Jak słyszymy, to w tej chwili kluczowa sprawa. Od wyników analizy może zależeć, czy ktoś - a jeśli tak, to kto - musi liczyć się z zarzutami. Opinia biegłych powinna być sporządzona jeszcze przed końcem jesieni.

Dlaczego HCB jest groźne?

Heksachlorobenzen, czyli w skrócie HCB, to jedna z 22 najbardziej szkodliwych substancji znanych współczesnej chemii. Dziś aż trudno uwierzyć, że przez lata była wykorzystywana w... rolnictwie. HCB to związek chemiczny pochodzenia organicznego. Jest pochodną jednego z najpopularniejszych rozpuszczalników - benzenu. HCB wykorzystywany jest do impregnacji drewna, a także w syntezie organicznej. Jeszcze niedawno HCB wykorzystywany był również do zwalczania grzybów w uprawach rolnych. Postanowieniem konwencji sztokholmskiej zakazano jednak wykorzystywania go w tym celu z uwagi na szkodliwe skutki dla zdrowia ludzi. Odpady sprowadzane przez Port Service do Polski to ziemia skażona tym związkiem. Przeprowadzone na zlecenie WIOŚ badania miały wskazywać, że nie stanowi ona bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia i życia mieszkańców Gdańska. Prokuratura zleciła jednak niezależnie badania mające ustalić, ile tej substancji trafiło nad Bałtyk.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki