Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć dzieci w Pucku. Ojciec Kacpra i Klaudii: "Dlaczego zabito moje dzieci?"

Piotr Niemkiewicz, Roman Kościelniak
- Chcę poznać prawdę o tym, jak zabito moje dzieci - mówi Daniel Elend, biologiczny ojciec Kacpra i Klaudii
- Chcę poznać prawdę o tym, jak zabito moje dzieci - mówi Daniel Elend, biologiczny ojciec Kacpra i Klaudii Ryszard Pietrasz
Dotarliśmy do biologicznego ojca 3-letniego Kacpra i 5-letniej Klaudii, którzy tragicznie zginęli w Pucku: - Chcę zeznawać w procesie zabójców moich dzieci - deklaruje twardo Daniel Elend. - Nie mam wątpliwości - mój synek został zabity. Już szukam adwokata, który mógłby pomóc mi zawalczyć o prawdę.

Trzy miesiące aresztu dla Anny (32 lata) i Wiesława (36 lat) Cz., rodziców zastępczych z Pucka, których Prokuratura Rejonowa oskarżyła o znęcanie się nad dwójką małych dzieci i ich zabójstwo. To u nich przebywała od stycznia piątka dzieci z gminy Krokowa.

Daniel Elend podaje nam dość dokładny opis obrażeń swojego trzyletniego dziecka. Pęknięta wątroba i śledziona, olbrzymi krwotok wewnętrzny. - Takie coś po wypadku? Nie ma mowy! Dlaczego nikt nie zareagował już wtedy? - mówi z goryczą. - Moja Klaudia wciąż by żyła...

Opis podawany przez ojca potwierdzają też biegli. Wczoraj w sądzie w Pucku można było usłyszeć zatrważające detale. Pęknięte organy i wewnętrzne krwotoki - takie obrażenia mogły powstać na skutek długiego znęcania się nad dziećmi - orzekł sąd. Sędzia sporo czasu poświęciła na opisanie aktów przemocy fizycznej i psychicznej, której dopuścić się mieli rodzice zastępczy. Trwać one miały od stycznia, czyli od chwili gdy piątka rodzeństwa trafiła do puckiego domu.

Daniel Elend, który teraz przebywa w jednym z zakładów karnych (dlatego odebrano tej rodzinie dzieci - żona mężczyzny nie była w stanie sama zapewnić dzieciom utrzymania), mówi, że ze swoimi dziećmi próbował utrzymywać stały - w miarę możliwości - kontakt.

- Dzwoniłem do nich, by zapytać, jak się mają, jak się czują w nowym miejscu - mówi biologiczny ojciec. - Ale, zamiast z nimi, musiałem rozmawiać z rodzicami zastępczymi. Ci odbierali telefony, krótko odpowiadali "jest dobrze", po czym nagle kończyli rozmowę. Gdzieś w sobie czułem, że coś jest nie tak. A po pogrzebie Kacperka rozmowy stały się jeszcze krótsze.

- Chcę poznać prawdę o tym, jak zabito moje dzieci - mówi Daniel Elend, biologiczny ojciec Kacpra i Klaudii. - Musiały naprawdę wiele wycierpieć.

W sprawie jest przynajmniej kilka niejasnych wątków, np. ten, dlaczego prokuratura zwlekała od lipca z zatrzymaniem rodziców.
Po śmierci drugiego dziecka sprawa nabrała wyraźnego tempa. Pucki prokurator tłumaczy, że już przy pierwszym zgonie rozważano kilka opcji wydarzeń, m.in. umyślne spowodowanie śmierci czy nieszczęśliwy wypadek.

Brakowało jednak dowodów. A pierwsza sekcja dokonana przez biegłych nie była rozstrzygająca. Eksperci zdecydowali więc, że wykonają kolejną, mikroskopową. Na jej wyniki prokuratura wciąż czeka.

Ale to właśnie śmierć drugiego dziecka mocno popchnęła sprawę do przodu.
- W obu przypadkach sekcje zwłok robili ci sami biegli - mówi Piotr Styczewski, prokurator rejonowy z Pucka. - Gdy u Klaudii zauważyli podobne obrażenia jak u jej brata Kacpra, nabrali podejrzeń, że śmierć nastąpiła na skutek przestępczego czynu.

Taka opinia trafiła do Pucka w poniedziałek, trzy dni temu. To skłoniło prokuraturę do wystąpienia o zatrzymanie rodziców zastępczych.
- To trwało, ale najpierw musieliśmy zadbać o los dzieci - tłumaczy prok. Styczewski. - I tych biologicznych, i tych przysposobionych.

W Pucku o sprawie nadal głośno. Przed jednorodzinnym domem, gdzie doszło do tragedii, ktoś postawił znicz. W jednym z dużych sklepów, gdzie pracowała Anna Cz., jej koleżanki z pracy przyznawały, że pod prokuraturą czekały na werdykt i informacje.

- Starałyśmy się ją wspierać, bo wierzyłyśmy, że to wypadek - powiedziała nam jedna z kobiet. - Gdy zobaczyłyśmy ją w kajdankach, uwierzyłyśmy w najgorsze.

Wiele osób dzwoni lub pisze do naszej redakcji i relacjonuje sceny z życia rodziny państwa Cz. Jeden z naszych Czytelników przypomniał sprawę z listopada 2010 roku. Wówczas biologiczna córka Anny i Wiesława Cz. pojawiła się w puckiej szkole ze "znakami na ciele". Dyrektor Zdzisław Pruchniewski przewertował dziennik szkolnego psychologa.

- Wezwaliśmy do siebie panią Cz., była wtedy w zaawansowanej ciąży - relacjonuje dyrektor. - Okazało się, że uderzyła córkę dłonią w twarz. Przyznała się i po rozmowie z naszym psychologiem obiecała, że to już się nie powtórzy. Monitorowaliśmy sytuację i rzeczywiście, żadnych niepokojących sygnałów ani zachowań dziecka nie było. Uznaliśmy, że to przykry i bolesny, ale incydent.
Wczoraj prokurator generalny Andrzej Seremet zażądał od gdańskiej prokuratury apelacyjnej informacji o postępowaniu związanym ze śmiercią dwójki dzieci w Pucku. Jednocześnie prawidłowość pracy puckiej prokuratury bada Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.

Już we wtorek Ryszard Stachurski, wojewoda pomorski, zdecydował o przeprowadzeniu kontroli w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku.

- Nasi pracownicy pozostaną tam do piątku, 21 września - informuje Mariusz Jandzio, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku. - Sprawdzą sposób, w jaki starosta pucki wykonywał zapisy ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej w zakresie dotyczącym właśnie rodzicielstwa zastępczego.

Wyniki kontroli wojewoda zacznie poznawać od przyszłego tygodnia - w poniedziałek. Jak podkreśla Roman Nowak, rzecznik wojewody, w Pomorskiem nigdy wcześniej podobnej kontroli nie przeprowadzano.

Rozmowa z Jolantą Kamińską, dyrektorem Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Pucku

PCPR twierdzi, że dla rodziny państwa Cz. poprosiło o pomoc psychologa z waszej poradni. Tak było?

To prawda, zgłoszenie dostaliśmy rankiem 4 lipca, czyli dzień po nagłej śmierci chłopca. Natychmiast do rodziny, w której się wydarzyła tragedia, wysłaliśmy naszego psychologa. Miał zadeklarować pomoc całej rodzinie, bo takie jest jego zadanie. Rozmawiał zarówno z matką zastępczą, jak i z dziećmi. Wychodząc, zostawił numery kontaktowe oraz adres naszej poradni. Na tym jednak sprawa się urwała, bo matka już się do nas nie zgłosiła.

I to nie wzbudziło niczyich podejrzeń? Z drugiej strony, przecież specjalista mógł ponowić swoją wizytę...
To nie takie proste, bo procedura w tego typu przypadkach jest z góry określona. My pomoc możemy zaoferować, ale nie możemy jej nikomu narzucić. Jeśli ktoś chce lub czuje, że wymaga naszej konsultacji, to po prostu wyraża taką chęć. W tym przypadku ponowna wizyta nie wchodziła więc nawet w grę.

Potem była śmierć drugiego dziecka.
Wiadomość o niej wstrząsnęła nami, ale w tym wypadku Wydział Zarządzania Kryzysowego Starostwa Powiatowego nie zdążył nas powiadomić. Sprawa potoczyła się zbyt szybko.

Czy to możliwe, że specjalista nie zauważył, że w rodzinie państwa Cz. dzieje się coś niedobrego?
Możliwe, bo wszystko tak naprawdę zależy od długości kontaktu między psychologiem a - jak to się u nas określa - klientem. Jeśli ten okres jest zbyt krótki, to specjalista nie ma możliwości skorzystania ze swoich narzędzi badawczych, by za ich po mocą zdobyć odpowiednio popartą wiedzę i w efekcie móc wydać stosowną opinię. Tak właśnie było w puckim przypadku. Trudno więc w tym kontekście mówić o błędzie w sztuce.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki