Wyjątkiem był rozpoczynający festiwal koncert wybitnego pianisty pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych - Dana Tepfera. Jego występ, który odbył się w Sali Koncertowej Akademii Muzycznej w Gdańsku, był próbą dialogu pomiędzy muzyką Jana Sebastiana Bacha a współczesnym awangardowym jazzem. Była to, moim zdaniem, jedna z najlepszych propozycji festiwalowych, może dlatego, że mam wielki szacunek dla twórców, którzy potrafią ze świeżością i dystansem spojrzeć na tradycyjne wykonawstwo. Dan Tepfer w swojej swobodnej interpretacji Wariacji Goldbergowskich poprzeplatanej improwizowanymi solówkami nie utracił kontaktu ze stylem muzyki Bacha. Według mnie, jego sposób myślenia o muzyce wielkiego mistrza jest wręcz bliższy oryginałowi niż wiele klasycznych wykonań kompozycji Bacha.
Ale nie taki był główny nurt muzyczny festiwalu, który za cel stawia sobie popularyzację muzyki dawnej wykonywanej w sposób możliwie bliski oryginałowi. Tak jak to mogliśmy usłyszeć podczas koncertu Barokowej Orkiestry Unii Europejskiej, która zaprezentowała XVIII-wieczną "muzykę rozrywkową" graną na dworach europejskich - "Wassermusik" Telemanna, oryginalną pierwszą wersję 4 Suity Bacha, oraz "Water Music" Haendla. Jak sama nazwa wskazuje, była to muzyka przeznaczona do grania w plenerze. Zespół wykonywał ją w prezbiterium kościoła Świętej Trójcy, gdzie jest zbyt długi, kilkusekundowy pogłos, i było to największym mankamentem koncertu. Znacznie lepiej w akustyce kościoła zabrzmiała wykonana innego festiwalowego dnia Pasja wg św. Mateusza Johanna Balthasara Christiana Freislicha, wykonana przez orkiestrę barokową Goldberg Baroque Ensemble. Andrzej Szadejko - założyciel i dyrygent, zebrał naprawdę świetnych muzyków do tego zespołu, całości dopełniła dobra obsada profesjonalnych solowych głosów barokowych.
Jednak jeśli chodzi o śpiew, absolutną furorę zrobiła sopranistka Roberta Invernizzi, która wystąpiła z akompaniamentem teorby (rodzaj dużej koncertowej lutni basowej) i wykonywała pieśni mniej popularnych barokowych kompozytorów. Jej piękny jasny głos i wirtuozowski śpiew pełen złożonych melizmatów udowodnił, że dobrze wykonywana muzyka dawna wcale nie jest dziwna ani nudna, ani też przestarzała. Piękno jest po prostu uniwersalne i nie ulega przeterminowaniu.
Jestem też pod wielkim wrażeniem koncertu dwóch wirtuozów violi da gamba: Vittoria Ghielmi i Rodneya Prada. Nie spodziewałem się tak wspaniałego efektu podczas koncertu zaledwie duetu muzyków. Dwa dawne instrumenty, które zostały wyparte przez lepsze konstrukcje, takie jak wiolonczela czy kontrabas, w rękach mistrzów potrafiły zagrać momentami jak kwartet smyczkowy czy trio. W dolnych rejestrach brzmiały jak wiolonczela lub wysoko grający kontrabas, w wysokich rejestrach jak skrzypce czy może raczej altówka. Ponadto oczarowały mnie przepiękne bogate wirtuozowskie kompozycje Matthew Locke'a, Marina Maraisa czy Tobiasa Hume'a.
Jaki tak naprawdę jest sens i cel wykonywania kompozycji barokowych przez zespoły muzyki dawnej? Dawne instrumenty, mimo że mniej doskonałe niż współczesne i mniej uniwersalne, o wiele lepiej nadają się do wykonywania kompozycji barokowych, właśnie ze względu na swoją specyficzną barwę i mniejszą siłę dźwięku. To wszystko ma ogromne znaczenie. Początkowo takie historyczne podejście do wykonywania muzyki baroku przez wielu było traktowane z przymrużeniem oka, teraz sytuacja się chyba odwróciła. Kilka dni temu przeczytałem wypowiedź artysty, który pisze, że śmieszy go i bawi granie muzyki dawnej na współczesnych instrumentach. Czyli rewolucja się dokonała…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?