Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa bankowców w martwym punkcie

Marcin Lange
Trzech pracowników banku chciało szybko zarobić. To się przez pewien czas udawało, ale proceder został wykryty.
Trzech pracowników banku chciało szybko zarobić. To się przez pewien czas udawało, ale proceder został wykryty. FOT. 123RF
Trójka pracowników jednego z gdyńskich oddziałów znanego banku wpadła na pomysł, jak dorobić do pensji. Koncepcja była prosta: na dane osobowe swoich klientów, ale też członków rodzin, zaciągać mieli pożyczki w parabankach.

Aby poszkodowany nie dowiedział się o procederze, jako adres do korespondencji podawali pustostany w Gdańsku i Wejherowie. Innym sposobem było też fałszowanie umów pożyczkowych w banku. W tym przypadku klient dostawał umowę na pewną kwotę, ale już w systemie i na kopii umowy pozostającej w banku była inna, oczywiście wyższa, a różnicę zabierał pracownik.

Maria J., Mateusz B. i Mateusz P., bo to o nich chodzi, w końcu jednak wpadli. W procederze zorientował się jeden z klientów, powiadomił bank, a wewnętrzne śledztwo wykazało, iż poszkodowanych jest znacznie więcej.

Toczący się od kilku miesięcy proces w tej sprawie w gdyńskim Sądzie Rejonowym utknął jednak w martwym punkcie. Otóż w czwartek na kolejnej rozprawie ponownie nie stawił się Robert J., ostatni ze świadków. A to właśnie jego zeznania, zdaniem sądu, są kluczowe dla sprawy. Jak podczas rozprawy powiedział jeden z oskarżonych, Robert J., były pracownik banku od kilku miesięcy przebywa w Norwegii, gdzie podjął pracę zawodową.

Sprawa przekrętów bankowców wyszła na jaw dzięki Michałowi R. W ubiegłym roku szukał on możliwości zaciągnięcia kredytu. W trakcie poszukiwań trafił na stronę internetową, gdzie miał możliwość sprawdzenia swojej zdolności kredytowej i zostawił tam swój numer telefonu. Po kilku dniach miał do niego zadzwonić Mateusz B. i zaprosić do siedziby banku.

- Poszedłem tam i przy okazji założyłem rachunek, aby właśnie tam wpływało moje wynagrodzenie, a z kredytu zrezygnowałem - mówił na jednej z rozpraw świadek Michał R. - Po jakimś czasie dostałem wezwanie do zapłaty z jednego z parabanków na kwotę 1,2 tysiąca złotych. Zadzwoniłem do pana B. i zapytałem, o co chodzi. Powiedział, że to wyjaśni, ale sam postanowiłem to sprawdzić. Okazało się, że z mojego konta wykonany był przelew na 1 grosz, czego w przypadku pożyczki wymaga jeden z parabanków. Co więcej, wyszło na jaw, że miałem otwarty i tego samego dnia zamknięty jeszcze jeden rachunek, a trzy pożyczki, które na niego zaciągnięto, zostały przelane na konto Mateusza B. - tłumaczy Michał R.

Mężczyzna dostał wezwanie do zapłaty z jednego parabanku. W dwóch innych przypadkach Mateusz B. miał podać fałszywy adres korespondencyjny, a konkretnie pustostan w Wejherowie.

Z kolei Maria J. zaciągała pożyczki w parabankach na dane osobowe członków... swojej najbliższej rodziny.

Kolejna rozprawa w tej sprawie ma się odbyć przed gdyńskim sądem w październiku. Pytanie otwarte, czy uda się na nią ściągnąć wspomnianego już Roberta J.

Więcej na ten temat czytaj we wtorkowym (1.09.2015 r.) papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" albo kupując e-wydanie gazety.

Gdynia: Pracownicy banku mieli oszukiwać klientów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki