Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jest Nobel dla nas wszystkich

Barbara Szczepuła
5 października 1983 roku Lech Wałęsa, czyli "prywatny obywatel" jak nazywał go rzecznik rządu Jerzy Urban, otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Władze PRL były wściekłe. Uznano, że ta nagroda to spisek wrogich sił, prowokacja, rzucanie kłód pod nogi władzom komunistycznym.

Urban grzmiał: "To jest zapłata dla ludzi, którzy działają na szkodę kraju!". A ludzie ci cieszyli się i pili zdrowie Wałęsy: A złośćcie się, wściekajcie, dobrze wam tak, teraz my jesteśmy górą!
Czas był ciężki - stan wojenny niby już został zniesiony, ale de facto trwał nadal. Esbecja ścigała działaczy, tropiła drukarzy i kolporterów bibuły, wielu liderów ukrywało się, innych zmuszano do emigracji, jeszcze innych szykanowano na wszystkie możliwe sposoby.

Wyławialiśmy z trudem z zagłuszanego Radia Wolna Europa informacje o nagrodzie, bo polskie media były bardzo wstrzemięźliwe. W "Dzienniku Telewizyjnym" informację o tym, że Polak otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla, podano na końcu serwisu.

Koszyk pełen zielonek

- Piątego października 1983 roku rano, około 7.30 zatelefonował do mnie Lech Wałęsa - opowiada mi Sławomir Rybicki, wtedy współpracownik przewodniczącego zdelegalizowanej Solidarności, dziś wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PO - i oznajmił, że ksiądz Jankowski przekazał mu wiadomość, że coś z Nagrodą Nobla się szykuje. Jedziemy do lasu - zarządził Lech. Jego biały volkswagen bus za chwilę stał już przed domem moich rodziców. Lech sam prowadził. Byli z nami nieżyjący już: Henryk Mażul i Janusz Pączek oraz kuzyn Danki.

Za nami ruszyło kilka aut korespondentów zagranicznych. Pojechaliśmy do wsi Kaszuba koło Bytowa, około stu kilometrów od Gdańska. W gospodarstwie położonym w lesie zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy na grzyby. Było mnóstwo zielonek i dość szybko zapełnialiśmy nimi koszyki. Gdzieś koło południa znalazła mnie w krzakach dziennikarka z "Deutsche Welle" i woła: Wałęsa otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla! Popędziłem szukać Lecha. Był sam w zagajniku z koszykiem pełnym zielonek.
Masz Nobla! - krzyczę. Przyjął to spokojnie. Dobra, dobra, nie uwierzę, dopóki sam oficjalnego komunikatu nie usłyszę. Zaraz na tej polanie, w tym piaszczystym zagajniku, zrobiło się tłoczno, bo otoczyli go dziennikarze i zasypywali gradem pytań. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę Gdańska. Lech prawie się nie odzywał. Był jakby nieobecny… Nie cieszysz się? - zapytałem. Ale nie odpowiedział zajęty swoimi myślami. Widać było, że głęboko to przeżywa.

Pani Danusia zamyka okno

Gdy zbliżaliśmy się do Zaspy, przejeżdżające auta pozdrawiały nas klaksonami, zobaczyliśmy grupy ludzi idących w kierunku mieszkania Wałęsów, a pod jego domem stał tłum i wiwatował. Skandowano: Lech Wałęsa, Solidarność, śpiewano "Sto lat"!

Lech wszedł do mieszkania i po chwili ukazał się w oknie.
- Jest Nobel dla nas wszystkich! - wołał. - A ludzie szaleli z radości, więc Wałęsa znowu krzyczał, że jest Nobel, aż w końcu całkiem ochrypł i Danusia zamknęła okno.

Przyjechałem zaraz do Wałęsów - wspomina Jerzy Borowczak - a za mną pakuje się jakaś kobieta, której nie znałem, i mówi do Lecha, że musi z nim porozmawiać na osobności. Wałęsa wyszedł z nią do drugiego pokoju i coś długo nie wraca. Mówię do Danki: Jezus Maria, kto to jest, może ona go tam nożem dźgnie?

Danusia pobiegła i otworzyła drzwi, ale okazało się, że Lechu znał tę panią, więc alarm był niepotrzebny. Powiem szczerze, że nie byliśmy zaskoczeni tą nagrodą. Czekaliśmy na nią. Tak jak uczeń, gdy nauczy się zadanego materiału, wie, że musi dostać piątkę. Politycznie to była wielka rzecz. Wzmocniono w ten sposób opór przeciw komunistom. Dostaliśmy sygnał, że świat nas popiera!

Ja, górnik z Siemianowic...

Arkadiusz Rybicki, który przez lata prowadził sekretariat Wałęsy, podkreśla, że komuniści nie ustawali w nękaniu go. Bywało, że dziennie listonosz przynosił po 30-40 listów, w których "zwykli obywatele" na kartkach wyrwanych z zeszytów pisali mniej więcej tak: "Ja, robotnik z Siemianowic wierzyłem w Ciebie, ale widzę, że nas zdradziłeś… Ja ślusarz z Radomia… Ja, górnik z Katowic…".

Lech bardzo się tymi listami przejmował.
Po Noblu listy przestały przychodzić jak ręką odjął, natomiast napływały gratulacje z całego świata. Po sześćset dziennie. Na poczcie powołano specjalną komórkę, która kontrolowała korespondencję Wałęsy.

- A u Wałęsów powstała komórka odpowiadania na te gratulacje - mówi tłumaczka Teresa Zabża. - Wałęsa udzielał setek wywiadów dla wszystkich stacji telewizyjnych i radiowych świata. Każdy chciał mieć rozmowę "na wyłączność", ale Lech mówił: Pytajcie, a potem każdy z was wybierze sobie to, co mu odpowiada.

Żałobna biżuteria

Ale pojawił się problem nowy: jak nagrodę odebrać. Lech Wałęsa nie chciał jechać, bo bał się, że komuniści nie wpuszczą go z powrotem do kraju. Postanowił, że do Oslo pojedzie jego żona i najstarszy, trzynastoletni wówczas syn Bogdan.
- To się tak łatwo mówi: pojedzie Danusia, ale w czym? Wszystkie znajome kobiety zostały w to zaangażowane, bo przecież kupno czegokolwiek było problemem.

- Każda z koleżanek przyniosła co miała najlepszego, a Danusia wybrała sobie to, co jej odpowiadało - opowiada Bożena Grzywaczewska, wówczas sekretarka Wałęsy. Zaś Maciej Grzywaczewski i Gedymin Jabłoński zrobili dla niej piękną biżuterię. Srebrną bransoletkę, wisiorek i broszkę z czarnymi agatami. Całość stylizowana na żałobną biżuterię, którą nosiły panie po powstaniu styczniowym.
Do Oslo miał lecieć także Tadeusz Mazowiecki, ale nie dostał paszportu. Tak więc w imieniu męża odczytała przemówienie pani Wałęsowa: "Z bólem myślę o tych, którzy wierność Solidarności przypłacili życiem. O tych, którzy przebywają w murach więzień, o tych, którzy są przedmiotem represji. Myślę o wszystkich, z którymi szliśmy wspólną drogą i z którymi przebywamy wspólny czas próby".

Danutę Wałęsową przyjął na prywatnej audiencji król Olaf V.
- Pamiętam, że uczono mnie, jak mam dygać przed królem - wspomina pani Wałęsowa w książce swego męża "Wałęsa - Droga do prawdy". - A okazało się, że król podszedł do nas i rozładował atmosferę, pytając mnie o czarny rynek w Polsce! Media zachwyciły się Danutą Wałęsową. Godnie reprezentowała Solidarność i swojego sławnego męża.

Gdy Lech Wałęsa obejrzał nagranie z tej uroczystości na plebanii u księdza Jankowskiego, był z niej bardzo dumny - ciągnie Arkadiusz Rybicki. - Ale - jak to on - powiedział: wypadłaś na trzy z plusem, choć wszyscy wiedzieli, że to była murowana piątka. Był więc z niej dumny, ale jednocześnie może nawet troszeczkę zazdrosny?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki