Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Projekt Mistrzowie: Andrzej Szydłowski - piekarz, który wsiadł do karocy

Irena Łaszyn
M. Moskwa
Dlaczego Danuta Wałęsowa mówiła do niego: Prezydencie? W jakim języku rozmawia z Chińczykami? Co to jest bajta? O Andrzeju Szydłowskim, który zamiast do przedszkola, chodził do piekarni, a kilkadziesiąt lat później został Światowym Piekarzem Roku, pisze - Irena Łaszyn

Starzy piekarze żartowali, że urodził się na bajcie, a chleb zaczął piec, ledwie wyrósł z pieluch.

- Bajta, to taka drewniana dzieża do wyrabiania ciasta, przykryta stołem - uściśla Andrzej Szydłowski. - Kiedyś znajdowała się w każdej piekarni, a w niektórych zakładach można ją spotkać nawet dziś. Ta stała w Trzebieszowie koło Łukowa, gdzie w roku 1945 przyszedłem na świat. Tam mój ojciec, Józef Szydłowski, miał pierwszą piekarnię, a nad nią - mieszkanie. Kolejną otworzył w Gdańsku.

Mały Andrzej nie chodził do przedszkola. Gdy jego rówieśnicy bawili się w czarnego luda i kółko graniaste, on pomagał w piekarni przy ul. Traugutta. Tajemną wiedzę, jak długo chleb powinien garować, a jak długo siedzieć w piecu, posiadł niejako mimochodem. Nikt bowiem kilkulatka takich rzeczy nie uczył.

Wśród rodzinnych anegdot przetrwała następująca: Rodzice gdzieś wyjechali, syna zostawili w domu. A ponieważ mieszkanie sąsiadowało z piekarnią, mały poczuł się w obowiązku doglądać rodzinnego interesu. Zwłaszcza że zakwas, jak zapamiętał, należało o określonej porze przemieszać, dolać do niego wody o odpowiedniej temperaturze, dosypać mąki. Spoglądał więc na zegar z niepokojem, bo czas mijał, a rodzice nie wracali. Nie było rady, musiał ich wyręczyć. Podsunął stołek, wdrapał się na podwyższenie, podwinął rękawy i - wziął się za robotę. Zdyszany ojciec wpadł do zakładu i zdębiał: Nad bajtą podrygiwała wypięta dziecięca pupa, a jej właściciel, unurzany po pachy, najzwyczajniej w świecie mieszał ciasto. Z dużym trudem, bo sypnęło się mu za dużo mąki.

- Tak zostałem pasowany na piekarza - śmieje się Andrzej Szydłowski.

Trzeba wsiąść

Jako nastolatek miał chwilę buntu. W tajemnicy przed rodziną złożył papiery do Wojskowej Akademii Medycznej, postanowił zostać lekarzem chirurgiem.

- Szybko zrozumiałem, że to nie jest dobry pomysł - przyznaje. - I nawet nie pojechałem do Łodzi na egzaminy. Zacząłem studiować fizykę, ale zostałem piekarzem. Widocznie było to moim przeznaczeniem. Tak jak było przeznaczeniem dwóch braci, Jana i Marka.

Najpierw pracowali wspólnie, potem każdy otworzył własny zakład. - Nasz tatuś mawiał: Przed każdym człowiekiem przejeżdża złota karoca, musisz zdążyć do niej wsiąść, żeby potem jej nie gonić - wyjawia Andrzej Szydłowski. - Myślę, że nam się udało.

Pierwszą piekarnię, od podstaw, pan Andrzej zbudował w 1982 roku, przy ul. Słowackiego 37. Ma ją do dziś. Ale tej, którą kawałek dalej, przy ul. Słowackiego 16, prowadził ojciec, a potem brat Jan, gdy przenieśli się z ul. Traugutta, już nie ma.
Budynek został zburzony, gdy powstawała Nowa Słowackiego.

- Już w 1958 roku, gdy przenosiliśmy się z ul. Traugutta, było wiadomo, że to lokalizacja tymczasowa, bo planowana jest przebudowa ul. Słowackiego - mówi pan Andrzej.

Swoją piekarnię otwierał w stanie wojennym. Nikt nie wierzył, że to wszystko wypali. Zwłaszcza że zapraszał klientów do nowego obiektu od 1 kwietnia, w prima aprilis. W ostatniej chwili się zreflektował i na wypisanym ręcznie "plakacie" poprawił 1 na 2.

- Zamontowałem gazowe piece i silosy do przyjmowania mąki luzem - opowiada. - Moi pracownicy już nie musieli dźwigać worków. Sprowadziłem też inne urządzenia ułatwiające pracę. Tatuś zawsze mi kibicował, był ciekaw różnych nowinek. Zmarł wiosną tego roku, miał 92 lata.

Majątkiem są dzieci

Teraz, oprócz własnej piekarni, Andrzej Szydłowski ma kilkanaście sklepów, hotel i dwie stylowe kawiarnie "Cafe Ferber".
Ma też tytuł Światowego Piekarza Roku 2010, przyznany przez Światową Unię Piekarzy i Cukierników UIB. Od razu zaznacza, że nie startował w żadnych konkursach czy mistrzostwach, ten tytuł i medal uzyskuje piekarz, który spełnia kilka określonych warunków. To trochę taka nagroda za całokształt…

PROJEKT MISTRZOWIE - wszystko na ten temat. Zobacz zdjęcia i filmy z sesji!

Na wykazie posiadanych odznaczeń, ten medal jest na 19. miejscu. Na wcześniejszych pozycjach można zobaczyć "Szablę Kilińskiego", najwyższe odznaczenie Związku Rzemiosła Polskiego, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski czy Złotą Odznakę Honorową PZPN. Gdańskiej Lechii kibicuje nieustająco. Może dlatego, że grał tam w trampkarzach już w 1956 roku?

- Może i jestem człowiekiem sukcesu, ale moim największym majątkiem są dzieci - oświadcza nieoczekiwanie. - To w dzieci głównie inwestowałem. Wysyłałem je na treningi, języki, obozy sportowe. Zabierałem je za granicę, na targi. Połknęły bakcyla. Cała trójka skończyła studia i cała trójka pracuje w rodzinnej firmie. Mam spadkobierców. To mnie najbardziej cieszy, bo wiem, jak to jest, gdy nie ma komu interesu zostawić. Działam w różnych branżowych stowarzyszeniach, spotykam wielu znanych i bogatych piekarzy. Ich największe zmartwienie, to: Kto ten biznes przejmie? Ich dzieci i wnuki nie chcą piec chleba, wolą iść własną drogą.

A Szydłowscy kontynuują tradycję. Z tym, że Józef Szydłowski piekł kilka gatunków pieczywa, a Andrzej - kilkadziesiąt. Plus 80 rodzajów ciast.

- Pani wie, że za komuny nie mogliśmy smażyć pączków? - pyta retorycznie. - Nie mieliśmy stosownych zezwoleń. Musieliśmy więc, podobnie jak inni, przepisy obejść, żeby zadowolić klientów. I te nasze pączki to były "bułki nadziewane marmoladą pieczone na tłuszczu". Kierownik cechu taki kruczek dla piekarzy wymyślił… Czasy były siermiężne, ale smak i zapach tamtego chleba sprzed kilkudziesięciu lat, śni mu się po nocach. - Pani wie, że tę chrupiącą skórkę żuliśmy jak gumę do żucia? - znowu pyta. - Nie znaliśmy wówczas tych wszystkich nafaszerowanych chemią łakoci, które jedzą dzisiejsze dzieci. Aż się denerwuję, gdy o tym myślę. Kto to widział, żeby urządzać dziecku urodziny w McDonaldzie?!

Z Chińczykiem po chińsku

Gdy go zapytać o marzenia, odpowiada lakonicznie: Żeby było zdrowie i żeby nie było gorzej. Wcale nie marzy, jak inni, o odpoczynku albo - o, zgrozo! -o świętym spokoju.

- Ja muszę być w ciągłym ruchu, muszę działać - oświadcza. - Z moim temperamentem, gdybym się rozsiadł na kanapie, to byłoby po mnie.

Dogląda więc interesu, szkoli kolejnych uczniów, działa w krajowych i międzynarodowych organizacjach, jeździ na spotkania, kongresy, konkursy. Jest, na przykład, w jury Cup Mundial, Mistrzostw Świata w Piekarstwie. Bywa w najdalszych zakątkach globu. Czasem jest to Republika Południowej Afryki, czasem Meksyk albo Chiny.

W Singapurze stanął kiedyś przed nie lada wyzwaniem. O tym też krąży anegdota. Musiał bowiem, jako prezydent Światowej Unii Piekarzy i Cukierników (pełnił tę funkcję w latach 2002-2004), wyjaśnić uczestnikom konkursu pewne zasady. A ponieważ jest niecierpliwy i zazwyczaj nie ma czasu szukać tłumacza, radzi sobie jak umie. Po niemiecku, a od biedy i po angielsku, to się dogada. Tym razem jednak rozmawiał z Chińczykiem, który - jak się okazało - znał wyłącznie chiński. - Tak mu wszystko wyjaśniłem, że jako jedyny zdążył na czas i nie zrobił podstawowych błędów - opowiada Szydłowski. - Jak? Przy pomocy rąk, zegarka i paru międzynarodowych zwrotów, w rodzaju start i finisz. Potem tłumaczka nie mogła uwierzyć, że nie znam chińskiego. On naprawdę wszystko zrozumiał!

Prezydentem był zaledwie dwa lata, ale Danuta Wałęsowa to doceniła. - Ty byłeś tylko prezydentem Polski, zwróciła się do męża, a Szydłowski - światowym. W żartach, to oczywiście powiedziała.

* * *
Ostatnio pozował do charytatywnego kalendarza, z którego dochód zostanie przeznaczony na realizację marzeń chorych dzieci. Uważa, że to świetna inicjatywa, bo dzieci trzeba wspierać. Dorosły, gdy naprawdę czegoś chce, to sam da sobie radę.

Wyjątkowy kalendarz już w tym miesiącu

Ten kalendarz będzie cegiełką. Pieniądze z jego sprzedaży pozwolą spełniać marzenia chorych dzieci, podopiecznych Fundacji Trzeba Marzyć. To oni są Mistrzami, bo mistrzowie - to wszyscy, którzy mają siłę, determinację i odwagę w spełnianiu marzeń.
Do kalendarza też zapozowali Mistrzowie - znane osoby ze świata kultury, sztuki, nauki, sportu. Autorytety, którym udało się zrealizować swoje największe marzenia. W projekcie zgodzili się uczestniczyć m.in.: aktorka Dorota Kolak, himalaista Kuba Taraszkiewicz, pisarz Stefan Chwin, jazzmani - Przemysław Dyakowski i Wojciech Staroniewicz, sportsmenka, zdobywczyni srebrnego medalu igrzysk olimpijskich z 1960 roku Jarosława Jóźwiakowska-Zdunkiewicz, ordynator Kliniki Chirurgii Dziecięcej w Gdańskim Szpitalu Wojewódzkim - Piotr Czauderna, wicemistrz świata w trójboju siłowym Jan Łuka, farmaceuta, założyciel firmy Ziaja - Zenon Ziaja oraz koordynator Gdańskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku - Ludwika Sikorska.
Realizacją Projektu Mistrzowie, któremu patronuje Polska Dziennik Bałtycki, zajmuje się Studio 102 Sp. z o.o. A kalendarze pojawią się już we wrześniu.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki