Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzecia część internetu, czyli o konieczności edukacji medialnej [ROZMOWA]

Tomasz Słomczyński
dr. hab. Marek Sokołowski
dr. hab. Marek Sokołowski Archiwum prywatne
Z medioznawcą dr. hab. Markiem Sokołowskim, kierownikiem Katedry Socjologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, o konieczności edukacji medialnej rozmawia Tomasz Słomczyński

Czym dzisiaj jest internet?
Jest dominującym medium. Przypomina kręgi na wodzie, które się rozszerzają. Uderzenie kamieniem w taflę to jak "wrzucenie" czegoś do sieci. Kręgi stają się coraz szersze, informacja trafia do coraz szerszego grona odbiorców. Można też internet porównywać do gwiazd supernowych, które wciąż gdzieś w przestrzeni kosmicznej wybuchają. W każdej minucie, w każdym momencie w sieci powstają nowe strony. Ostatnio świat obiegła informacja, że Facebook ma 900 mln użytkowników. Dziś już wiemy, że ich liczba przekroczyła miliard. Nie da się oszacować ilości stron, blogów i samych internautów.

Często się słyszy, że internet jest taki czy inny...
Nie ma jednego internetu, powtarzam to swoim studentom. Internet można podzielić na trzy części. Pierwsza z nich to jest wielki śmietnik wiedzy wszelakiej. Z dominującą tam kulturą obrażania czy podglądactwa. Ten śmietnik to zjawisko, które znajduje się bardzo daleko od intencji tych, którzy internet tworzyli. Druga część - to ta, która zawiera treści przeznaczone dla specjalistów, profesjonalistów, naukowców, służy na przykład przekazywaniu plików. To właśnie jest bliskie przekonaniu i idei, która leżała u podstaw powstawania internetu. Trzecia część to "oko wielkiego brata". To ta część internetu, która jest monitorowana i cenzurowana. Bo internet jest cenzurowany - nie wszystkie treści trafiają np. do chińskich internautów. Gdyby pan wpisał do wyszukiwarki hasła: "terroryzm" i "islam" to być może, gdzieś tam na serwerach FBI, zostałoby to odnotowane.

Ale nikt by nie wiedział, że to ja, Tomasz Słomczyński, poszukuję na ten temat wiadomości. Czy się mylę?
Jeśli ktoś myśli, że jest w sieci anonimowy, to może się bardzo zdziwić. Są już wytaczane procesy sądowe za to, co się dzieje w cyberprzestrzeni. Nikt nie jest bezkarny w sieci.

Jednak, mam takie wrażenie, organy ścigania podchodzą z rezerwą do doniesień o cyberprzestępcach.
Policja w policji, wyspecjalizowana tylko do zwalczania przestępstw w cyberprzestrzeni, to raczej futurologia. Ja bym sięgał raczej do korzeni - dom rodzinny, edukacja - tam powinny funkcjonować mechanizmy kontroli.

W zeszłym tygodniu napisaliśmy o portalu, na którym bezkarnie można obrazić każdego, w najbardziej okropny sposób. Robią to uczniowie gimnazjów.
Bo trzeba się zastanowić, kim są te dzieciaki? Dzieciaki-sieciaki. Ich rodzicami są 30-40-latkowie, czyli również internauci. Musieli wiedzieć o zagrożeniach dla dzieci, które się wiążą z nieograniczonym dostępem do internetu. Pozwalali oglądać im wszystko w sieci, nie sprawowali kontroli. Puścili na żywioł...

Tyle rodzice. Jest jeszcze szkoła.
No właśnie - można by pomyśleć, że szkoła powinna przejąć funkcję wychowawczą w tym zakresie. Tymczasem program edukacji medialnej został zawieszony. Czyli na jakich lekcjach tego uczyć? Na lekcjach etyki? Na lekcjach wychowawczych?

Kiedyś były gazetki szkolne.
Tak. Uczniowie pisali, redaktorem prowadzącym był zwykle nauczyciel. Więc dzieciaki mogły uczyć się odpowiedzialności za słowo. Uczyło się dzieci, że słowem można komuś wyrządzić krzywdę.

Gazetka szkolna, cenzurowana przez nauczyciela jest na pewno mniej atrakcyjna dla nastolatka niż internet, gdzie żadnej cenzury nie ma.
Może i był to rodzaj cenzury... W każdym razie był jakiś filtr, przez który przepuszczane było to, co dzieciaki pisały, wszystkiego przecież opublikować nie mogły. A dziś dzieciaki straszą się nawzajem i grożą: jak nie będziesz chciał czegoś tam zrobić to wrzucę filmik z tobą na YouTube'a i zamieszczę na swoim profilu na FB.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Potężny oręż w rekach dziecka. Może być niszczący. Ten cały internet jest okropnie niebezpieczny!
Internet jest zwyczajnym medium, ani dobrym, ani złym. Może służyć do rzeczy dobrych, jak i złych - jak wszystko.

Ale może można założyć technologiczny kaganiec tym, którzy będą chcieli wykorzystywać go do niecnych celów.
Technologia... To tak jak ze zbrojeniami. Na każde rakiety znajdą się antyrakiety, na antyrakiety znajdą się kolejne antyantyrakiety. Jeśli ktoś wprowadzi zabezpieczenia, zawsze znajdzie się pokusa, żeby je zniszczyć.

To co pozostaje?
Jeśli te dzieciaki nie będą miały kręgosłupa moralnego, to żadna technologia, żadna cenzura nie pomoże. Jeśli będą miały dostęp do takich portali jak pudelek.pl czy kozaczek.pl...

Wszystko wskazuje na to, że będą miały.
Ratunkiem jest edukacja medialna. Trzeba młodzież uczyć, do czego służą gazety, czym jest dziennikarstwo, kompetencje dziennikarskie. Tymczasem decyzją rządu, wszystko to zostało zarzucone. To woła o pomstę do nieba.

W szkołach są komputery, dzieci czegoś tam się uczą.
Odbywają się tam lekcje informatyki. Taka lekcja polega dziś na tym, że dzieci uczą się obsługiwać różne programy, to są lekcje technologii. Tymczasem te dzieciaki często lepiej znają się na technologii niż sami nauczyciele. Rośnie nam pokolenie abnegatów. Szybko potrafią przebierać paluszkami po klawiaturze komputera czy telefonu, ale w głowie mają pustkę.

Polscy wydawcy prasy podjęli w ostatnich dniach decyzję, że część publikowanych materiałów w internecie będzie płatna. Płacić trzeba będzie za dostęp do tych tekstów prasowych, które wymagały dużego nakładu pracy dziennikarza. Z założenia - tych najbardziej wartościowych. Czy to może być jakimś remedium na coraz większy zalew treściami bezwartościowymi?
Raczej nie. To dwie odrębne przestrzenie - treści wartościowe i bezwartościowe w internecie. A poza tym - tak, jak mówiłem - żadne rozwiązanie technologiczne, żadna bariera tu nie zda egzaminu. Taka jest natura człowieka, że jak widzi barierę to chce ją przekroczyć. Owoc zakazany smakuje najlepiej. Znajdą się tacy, którzy będą łamali kody dostępu i pobierali te treści nie płacąc.

Bo w internecie wszystko powinno być za darmo?
Mnie też nie podoba się działalność portalu chomikuj.pl. Nie podoba mi się, że jest tam zeskanowana moja książka, nad którą pracowałem rok czy dwa... A teraz można ją pobrać i nie trzeba za nią płacić w księgarni. Przecież gdybym chciał "wrzucić" ją do sieci, żeby była za darmo, zrobiłbym to sam. Bo trzeba sobie powiedzieć, że nie ma nic za darmo, jak mawiają ekonomiści. Zawsze ktoś musi zapłacić za dobro, które jest dostępne. Dotychczas w internecie funkcję opłaty pełniły tylko reklamy, szukał pan kursorem myszki krzyżyka, żeby je zamknąć. Być może warto uświadomić ludziom, że za darmo nic nie ma.

Czyli inicjatywa wydawców jest słuszna? A może wprost przeciwnie - jest ograniczeniem wolności w internecie? Czy w ogóle powinniśmy ją rozpatrywać w kategoriach wartościujących?
Jest po prostu nieunikniona. To musiało się stać - prędzej czy później. Pytanie tylko, jak zostanie przeprowadzona - to kwestia stylu i formy. Na przykład - czy będzie akcja informacyjna na ten temat? Czy nie będzie tak, jak z cyfryzacją telewizji, że wiele starszych osób obudziło się z przysłowiową ręką w nocniku, kiedy nagle wyłączono im sygnał analogowy i telewizor przestał działać?

Czyli jak Pan ocenia konieczność płacenia za treści w internecie?
Tak, jak powiedziałem - to musiało się stać. Jednak z drugiej strony obserwuję coraz większą liczbę ograniczeń, które współczesny świat nakłada na człowieka. Nie wolno się kąpać na niestrzeżonych kąpieliskach. Na lotnisku musimy się rozbierać, żeby ktoś nas skontrolował przed wejściem na pokład samolotu. Palić nie wolno w miejscach publicznych. Wszystkie te zakazy i nakazy wprowadza się w imię walki z terroryzmem, w imię zdrowia... itd. Dodajmy do tego służbowe telefony - wiadomo z kim i kiedy rozmawialiśmy, służbowe GPS-y - wiadomo, kiedy i gdzie przebywaliśmy, i w efekcie inwigilacja naszej osoby jest już pełna... To jest coś nowego, pamiętam czasy, kiedy nie było o tym mowy.

A jak ma się do tego wprowadzenie konieczności płacenia za treści w internecie?
Inicjatywa wydawców prasy wprowadzająca opłaty za niektóre treści w internecie wpisuje się w taki właśnie szerszy kontekst. Mam na myśli coraz większą kontrolę i nadzór. Uważam, że jest to ograniczenie wolnego internetu, ale tak jak powiedziałem - nieuniknione. I wydaje mi się, że spotka się z oporem samych internautów. Szczególnie tych młodych, którzy wychowali się w warunkach bezpłatnego internetu. Ci na pewno będą zaskoczeni. I przewiduję, że będzie jakiś kontrruch ze strony obrońców wolnego internetu. Czy to będzie tak jak z ACTA? Czy spowoduje tak gwałtowne protesty? Nie wiadomo. Nigdy nie wiemy, które procesy społeczne wprowadzą trwałe zmiany. Tak jak nie wiemy, który wiatr wywoła tsunami.

Tomasz Słomczyński
[email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki