Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Kozak: Wyciszenie odnalazłem na... Syberii [ROZMOWA]

Ksenia Pisera
Archwium Polskapresse
Jak sam przyznaje, wejście do polityki to był przypadek. Teraz, po około 20 latach, patrzy na parlament z zewnątrz. Na co Zbigniew Kozak, były poseł Prawa i Sprawiedliwości, zamienił poselską mównicę - sprawdziła Ksenia Pisera

To co słychać?
Mam dosyć dużo zajęć. Jako poseł też na brak obowiązków nie narzekałem. Z tym że one były bardziej ukierunkowane na działalność społeczną. Teraz głównym moim zajęciem jest praca zawodowa. Wróciłem do firmy informatycznej, mam tam dosyć ważne i odpowiedzialne stanowisko. W ten sposób się realizuję.

W Pana życiu wciąż obecna jest polityka?
Praca zawodowa wiąże się z polityką, z socjologią, bo powoli stajemy się społeczeństwem informacyjnym. Poza tym współpracuję jeszcze z dwoma posłami jako ich doradca. Teraz patrzę na Sejm, na parlament trochę z zewnątrz. Daje mi to inną perspektywę, co jest bardzo przydatne. Zacząłem też trochę pisać. Napisałem kilka felietonów do Nadmorskiego Raportu i do nowego pisma "Liberum Veto". Polityka wciąż mnie interesuje, z tym że nie jest ona dziś moim głównym zajęciem.

Czyli mentalnie nie odłożył Pan mandatu poselskiego?
Mnie polityka zawsze interesowała. No, może nie zawsze, ale od kilkunastu lat. Konkretnie to od 1993 roku, kiedy zacząłem działać w Unii Polityki Realnej. Myślę, że do końca życia będzie mnie to interesować, aczkolwiek z różnych aspektów i punktów widzenia. Raz jako czynnego polityka, raz jako politologa, raz jako obserwatora życia społecznego.

Przeczytaj także: Zbigniew Kozak: Walczył w sądzie z Nergalem i prawie rozbił struktury PiS

Są jakieś tematy, których dziś jako działacz społeczny, a wcześniej jako polityk, Pan nie odpuści?
Jeżeli chodzi o Nergala, to jego już zostawiłem w spokoju. Ta sprawa już mnie nie interesuje. Przez procesy sądowe takie osoby jak Darski stają się bardziej sławne, i to jest przykre. Widzę to z perspektywy czasu. W moim odczuciu, w Polsce wymiar sprawiedliwości jest zawsze po stronie tych, którzy atakują wiarę katolicką. I oni to wykorzystują do zdobycia rozgłosu. Poza tym śledzę na pewno te sprawy, które opisałem w moim raporcie poselskim "Miliardy kradzione Polakom". Wiele lat nad tym pracowałem. Powstało kilkaset zapytań, interpelacji i między innymi z tego powodu to kontynuuję. No i oczywiście osoby zamieszane w tę sprawę nie dają mi spokoju.

W jakim sensie?
Tuż po zakończeniu kadencji miałem proces o naruszenie dóbr osobistych, wytoczony przez firmę Sovereign Capital SA. Dotyczyło to tekstu jednej z interpelacji. Co ciekawe, jako parlamentarzystę - w sprawach interpelacji - do końca życia chroni mnie immunitet; tak mówi jeden z artykułów Konstytucji RP. Nawet wicemarszałkowie Sejmu twierdzili, że to niemożliwe. Jednak proces się rozpoczął. I to nie w jakimś małym sądzie powiatowym, ale w Sądzie Okręgowym w Warszawie. To pokazuje, jakie jest bezprawie w państwie. Mnie chroni immunitet. I mimo że nie ma takiego prawa, byłem wzywany pod rygorem doprowadzenia siłą na salę rozpraw. Ta sprawa została po jakimś czasie zamieciona pod dywan, kiedy wniosłem na świadków dosyć znaczące osoby.

Chyba jest Pan częstym gościem sal sądowych.

Cały czas toczą się procesy, na które jestem wzywany jako świadek. Jest to bardzo męczące, bo polskie sądy i wymiar sprawiedliwości to jest komedia. To jest po prostu zabawa, nabijanie się z obywateli i ich nękanie. Wystarczy spojrzeć na proces Breivika, który w pół roku został zakończony. A ile lat trwa proces ofiar Grudnia'70? W 2012 roku przedawnia się sprawa byłego ministra skarbu Emila Wąsacza, oskarżonego przed Trybunałem Stanu o nieprawidłowości przy prywatyzacjach. Tak to właśnie działa. Jeżeli sprawę chce się zamieść pod dywan, to sąd będzie ją przeciągał. 10, 15 lat. Później obywatele nie wiedzą, o co chodzi. Następnie wymierzany jest jakiś tam wyrok w zawieszeniu i do widzenia. To jest najgorsze w naszym kraju. Gdybym został premierem, to zacząłbym właśnie od reformy wymiaru sprawiedliwości.

Starał się Pan o fotel prezydenta Starogardu Gdańskiego, a wcześniej Gdyni. Co chciał Pan tu zmienić?
Dla mnie najważniejsza zawsze była, jest i będzie gospodarka. Moim zdaniem, największą tragedią w Gdyni jest to, że staje się miastem bezrobotnym i starzejącym się. Młodzi ludzie stąd uciekają. Zresztą nie tylko młodzi. Spotykam znajomych, którzy po pięćdziesiątce również uciekają. Wiele osób pracuje w tygodniu w Warszawie i w innych miastach. Poziom bezrobocia jest dużo wyższy i inny niż wskazują statystyki. Pozostaje też kwestia wysokości wynagrodzenia. Można iść pracować do restauracji, zarabiać miesięcznie 800 złotych. Czy to rozwiąże problemy osoby pracującej? Na pewno nie tych młodych ludzi, którzy pragną założyć rodzinę.

Pan nigdy nie chciał stąd wyjechać?
Nie. Powiem szczerze, że jestem sentymentalny i przywiązany do ziemi. Wyjechałbym ewentualnie na jakiś czas, ale na pewno nie na stałe. To miasto było kiedyś perełką. Naprawdę dobrze się tu pracowało i żyło. Były potężna Stocznia Gdynia, Dalmor i Polskie Linie Oceaniczne. Dzisiaj stawia się nad morzem tylko na turystykę i rozrywkę, ale te gałęzie nie dają trwałych miejsc pracy.

W jednym z artykułów na temat Pana jako posła napisano, że jest Pan krytykiem trójmiejskich samorządowców.

Jeżeli jest jakaś decyzja włodarzy, z którą się nie zgadzam, albo bierność, jak w przypadku Stoczni Gdynia, to mnie się to nie podoba. Kiedyś przyszli do mnie obywatele, dostarczyli mi dowody, że w urzędzie jest korupcja, to musiałem interweniować, bo byłem posłem. Nie po to mnie wybrali obywatele, żebym się kłaniał rządzącym i mówił, że ja tego nie widzę. Było wiele spraw, które się zakończyły w prokuraturze.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

A dziś?
Z Gdyni nigdy bym się nie wyprowadził, bo wiele rzeczy mi się tu podoba. Teraz w Gdyni realizowane są dziwne inwestycje, pieniądze idą nie w tym kierunku, co potrzeba. Mamy na przykład przewymiarowaną halę sportową, do której za ponad milion złotych dokupiono kotarę, aby przysłaniać puste miejsca. Nie wiem też, co to jest to powstające Centrum Innowacji. Samo wybudowanie potężnego kompleksu nie spowoduje, że te innowacje faktycznie się odnajdą. Tak jak nowe stadiony na Euro 2012 nie zmieniły poziomu piłki nożnej w Polsce. Nie wiem też, czy Gdynia potrzebuje lotniska, a na to idą bardzo duże pieniądze. Brakuje spojrzenia na gospodarkę morską, a Gdynia zawsze z tego żyła. Tymczasem upadają Stocznia Gdynia, Stocznia Marynarki Wojennej, uczelnie i wydziały związane z gospodarką morską. To obłęd.

Powrót do czynnej polityki wchodzi w grę?
Trudno powiedzieć. Myślę, że jest jeszcze za wcześnie na jednoznaczną odpowiedź. Gdybym jednak miał podjąć dzisiaj decyzję, to bym się pewnie zgodził. Chociaż muszę powiedzieć, że praca zawodowa bardzo mi się podoba. Jest na pewno łatwiej.

Zawsze chciał Pan być parlamentarzystą?

Muszę przyznać, że do polityki wszedłem przez przypadek. Do lat 90. w ogóle nie znosiłem jej, tak jak dzienników telewizyjnych o 19.30. Zwróciłem na nią uwagę, dopiero gdy z mównicy poselskiej ówczesny poseł Janusz Korwin-Mikke powiedział, że "rząd rżnie głupa". Wtedy dostrzegłem, że polityka nie musi być nudna. Że czasami są ludzie, którzy potrafią coś odważnie powiedzieć. Wtedy nawet nie wiedziałem, kim jest Korwin-Mikke. Jeden z moich kolegów zaczął chodzić na spotkania UPR i w końcu z nim poszedłem. Chociaż skrajnie prawicowe poglądy wydawały się wtedy szokujące.

Jest coś, co dziś odrywa Pana od polityki?
Przygotowuję się do kolejnej wyprawy raftingowej na Syberię. Polega to na tym, że helikopterem lecimy w góry. Na szczycie składamy tratwę, którą spływamy nawet kilkaset kilometrów w dół. Piąty raz już będę uczestniczył w takiej wyprawie. Kiedyś przez taką przygodę spóźniłem się do Sejmu. Było głosowanie i żądano ode mnie, żebym wrócił, ale to było niemożliwe. Taka podróż trwa trochę czasu. Innym razem jechałem też koleją transsyberyjską. Wsiadłem w pociąg do Gdyni, a wysiadłem po sześciu dniach.

Czemu akurat Syberia?
To też był przypadek. Kiedy jeszcze pracowałem jako informatyk, namówił mnie na wyprawę przyjaciel Anatol, który od wielu lat co roku spędzał tam wakacje. Byłem zmęczony psychicznie, chciałem uciec jak najdalej. Wtedy postanowiłem pojechać na Syberię, na pierwszą wyprawę pojechałem w 2004 roku.

Od czego Pan uciekał?
Od pracy zawodowej. Miałem dosyć komputerów, wiecznego braku urlopu i przemęczenia. Na Syberii stara duża Nokia - poza GPS-em - to było jedyne elektroniczne urządzenie, jakie miałem. W górach Nokia już była bezużyteczna, więc byliśmy niemal bez łączności. Mieliśmy tylko trochę jedzenia i wędki. Chociaż sam spływ nie jest wyprawą bezpieczną, to doświadczenie Anatola gwarantuje szczęśliwe dotarcie do celu. Jest adrenalina, bo przechodzimy przez progi jak burza. To jest to, czego czasem potrzeba. Plus wyciszenie, które przychodzi, gdy się płynie parę godzin z nurtem rzeki. Nie ma polityki, nie ma mediów. Jest absolutny spokój.

Szykuje Pan dużą wyprawę w najbliższym czasie?
Dużą raczej nie. Znam jedno zaciszne miejsce, nad jeziorem. Potem może się wybiorę w Bory Tucholskie. Chcę uciec od zgiełku.

Rozmawiała Ksenia Pisera

Poseł na sejm V i VI kadencji

Zbigniew Kozak, urodzony w Gdyni w 1961 roku. W Sejmie pracował w Komisjach Gospodarki i Skarbu Państwa. Wśród głośnych spraw, w które się angażował, był m.in. protest przeciwko sejmowej specustawie, na podstawie której podzielono i sprzedano majątek Stoczni Gdynia SA. Interweniował też w sprawie fetoru z Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów w Łężycach. Razem z innymi parlamentarzystami PiS zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez Adama "Nergala" Darskiego.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki