Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Choroby, których gdzie indziej już nie ma. Pomorska mapa nierówności zdrowotnych

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
dr. Mirosław Górski
dr. Mirosław Górski Adam Warżawa/ Archiwum DB
Z dr. Mirosławem Górskim, ordynatorem Oddziału Ratunkowego w Szpitalu w Kwidzynie, byłym wicemarszałkiem woj. pomorskiego i byłym dyrektorem PO NFZ, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Bulwersującą informację przekazał ostatnio na łamach naszych Opinii szef kardiologii w szpitalu wejherowskim. Otóż na leczenie jednego mieszkańca tego powiatu chorego na serce NFZ przeznaczał do niedawna dziesięć razy mniej pieniędzy niż na kardiologicznego pacjenta w Trójmieście. Czy uważa Pan, że tego rodzaju dyskryminacja to na Pomorzu wyjątek czy reguła?
Nie mam, niestety, aktualnych danych, które pozwoliłyby porównać nakłady na leczenie mieszkańców w różnych częściach Pomorza i poszczególnych specjalnościach medycznych. Przeprowadziliśmy taką analizę w pomorskim NFZ pięć lat temu, kiedy byłem jego dyrektorem. Marszałek Jan Kozłowski powołał wtedy specjalny zespół, który opracował pilotażowy program założeń do ustawy o sieci szpitali, przygotowany przez ministra zdrowia Zbigniewa Religę. W jego ramach ocenialiśmy dystrybucję środków NFZ na poszczególne świadczenia i obszary województwa. Wówczas te różnice były ogromne.

Gdzie te dysproporcje były największe?
Dla przykładu - w chorobach wewnętrznych wartość kontraktu w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców wahała się od ok. 200 tys. zł w powiatach - chojnickim, wejherowskim, kartuskim do 500 tys. w powiecie malborskim, nowodworskim, bytowskim. W chirurgii było podobnie - najniższe nakłady w powiatach człuchowskim, puckim, starogardzkim i dwukrotnie wyższe w kościerskim, bytowskim i kwidzyńskim. Dlatego w planie kontraktowania uwzględnialiśmy ewolucyjne zmniejszanie tych dysproporcji.

Grzmiał Pan swojego czasu, że na pomorskiej mapie ochrony zdrowia są białe plamy...
Taka białą plamą było na pewno Powiśle, a więc obszar na prawym brzegu Wisły, gdzie nie było żadnego szpitala specjalistycznego. Mieszkańcy tej części Pomorza wyjeżdżali na leczenie poza granice województwa.

Dokąd?
Przede wszystkim do placówek w województwie kujawsko-pomorskim, głównie do Grudziądza oraz do Elbląga.

Czy dziś pacjenci nadal dzieleni są na lepszych i gorszych w zależności od miejsca zamieszkania?
Teraz już jako praktykujący lekarz widzę, że te różnice nadal są ogromne i nie ma jasnego planu, jak to zmienić. Jeszcze pięć lat temu odbywały się narady z udziałem dyrektorów szpitali, ordynatorów poszczególnych oddziałów i to na wielu poziomach. W Pomorskim Oddziale NFZ planowano zwiększenie środków na deficytowe specjalności na zaniedbanych obszarach czy podwyższenie wyceny tzw. punktu. Tak było w przypadku szpitalnych oddziałów ratunkowych, które miały bardzo niskie finansowanie z NFZ. Widząc tę dysproporcję, poprosiliśmy poszczególne szpitale o analizę kosztów na ich oddziałach ratunkowych i uznając rzetelność tej analizy, próbowaliśmy zbliżyć się do kosztów rzeczywistych, a wiec takich, które szpitalne oddziały ratunkowe naprawdę ponoszą.

Uniwersyteckie Centrum Kliniczne ma dziś prawie taką samą stawkę ryczałtową na SOR jak Szpital Powiatowy w Kartuzach.
Trzeba przyznać, że szpital kartuski ma całkiem niezłą stawkę na SOR i taką wypracowuje. Dla całego kraju wylicza się ją dziś według tego samego wzoru opracowanego przez byłego prezesa Jacka Paszkiewicza. Ten wzór ma zalety, bo jest porównywalny dla wszystkich szpitali, niestety nie dla szpitali klinicznych, które mają inny profil pacjentów i w związku z tym wyższe koszty.

A ile pieniędzy, tyle leczenia...
Tak do końca to nie jest. Problemy kumulują się w szpitalach, które z powodu zbyt małych kontraktów z NFZ w stosunku do potrzeb pacjentów, zwiększają swoje zadłużenie, znów mają kłopoty z płynnością finansową, co skutkuje ograniczeniem dostępności do świadczeń w mniejszym lub większym zakresie.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Czy do szpitala w Kwidzynie, w którym Pan obecnie pracuje, trafiają "zaniedbani" pacjenci, z zaawansowanymi chorobami, których wcześniej nie wykryto?
To niestety dość częste zjawisko i to w całej Polsce. Lekarze, którzy u nas goszczą, często dziwią się, że występują u nas przypadki chorób, których u nich dawno już nie ma. Choćby rak szyjki macicy czy zaawansowane nowotwory piersi.

Droga kobiety, która mieszka w małej miejscowości, do poradni K znacznie się wydłużyła. Nie stać jej na pokonanie tej drogi ani czasowo, ani finansowo.
Wielokrotnie już podnoszono alarm, że niektóre osiągnięcia starego systemu ochrony zdrowia, które nie do końca były doskonałe, jak słynne ZOZ-y, czyli zespoły opieki zdrowotnej, oprócz mankamentów miały też zalety. Model kompleksowej opieki nad matką i dzieckiem był dobrze przemyślany i zaplanowany, choć słabo realizowany. W tych różnych reformach i modelach przekształceń finansowych nadzór specjalistyczny nad pionem matki i dziecka rozluźnił się, a świadczenia z tego zakresu stały się przedmiotem gry rynkowej o pieniądze.

Zgłaszają się chorzy, których po badaniu pyta Pan, dlaczego tak późno?
Pracuję w takim miejscu, że co rusz spotykam takich chorych. Oddział ratunkowy, poza misją zapewnienia pomocy ofiarom wypadków i nagłych zachorowań, pełni też rolę takiego "zsypu", do którego trafiają chorzy, którzy nie znaleźli pomocy w innych miejscach do tego przeznaczonych, przede wszystkim w przychodniach. Albo nie są na tyle przedsiębiorczy, nie mają wystarczającej siły przebicia, by dopchać się do specjalisty, do którego rejestrują na odlegle terminy.

Czy nie przeraża Pana, że szpitale przyjmują głównie chorych w stanie zagrożenia życia? Przecież takiego chorego o wiele trudniej wyleczyć, a poza tym to o wiele więcej kosztuje?
To odwieczny dylemat, wszyscy wiedzą, że "zaniedbania" rodzą koszty i w ochronie zdrowia nie da się w taki sposób zaoszczędzić pieniędzy.

Czy przekształcenie szpitali w spółki prawa handlowego uzdrowi ten system?
Byłem pionierem tego typu przekształceń w Polsce - szpital w Kwidzynie stał się spółką w 2001 roku. Mieliśmy wówczas pełną świadomość, że jest to eksperyment. Chcieliśmy, by wszyscy zainteresowani wyciągnęli z niego wnioski. Wygląda jednak na to, że nie wyciągnęli.

Kilka miesięcy temu powiat chciał sprzedać 80 proc. udziałów w tej spółce prywatnemu inwestorowi. A więc jednak prywatyzacja?
Że tak będzie, wiadomo było od samego początku. Tylko zabiegi PR sprawiły, że część opinii publicznej uwierzyła, że może być inaczej. Ustawa o działalności leczniczej z lipca ub. roku chroni wprost tylko szpitale kliniczne, gwarantując 51 proc. udziałów publicznemu właścicielowi.

Był Pan zwolennikiem szpitalnych spółek, ale z pełną kontrolą samorządu?
Byłem, ale sprawdziły się one tam, gdzie pozostawiono większościowe udziały samorządowe. Traktuję spółkę jako pewne narzędzie ułatwiające zarządzanie.

Szpitale w Polsce, które z tej ścieżki skorzystały, ledwo dyszą i od nowa się zadłużają. Mogą zbankrutować.
Ta sytuacja jest pochodną sytuacji finansowej NFZ. W ciągu ostatnich lat ekipa minister Ewy Kopacz nie zrobiła nic, by temu zapobiec. Teraz nie jest dobry moment na przekształcenia szpitali w spółki. W sytuacji spadku wartości szpitalnego majątku będzie to tylko tania wyprzedaż. Wierzę w mądrość samorządów, które inwestują i dbają o swoje szpitale. Widać to na przykładzie Kartuz, Tczewa czy Malborka. Obecnie szpitale mają dwa źródła finansowania - NFZ i właśnie samorząd. Gdy szpitale zostaną "wyjęte" z systemu publicznego, samorządowe źródło finansowania zostanie odcięte.

Brzmi to groźnie...
Bo i jest bardzo niebezpieczne. Problem w tym, że obecna władza innego pomysłu nie ma.

Rozmawiała Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki