Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze: Nad wodą zabraknie ratowników. Jest się czego obawiać?

Edyta Litwiniuk
Tomasz Bołt/Archiwum DB
Dopiero teraz, kiedy na nadmorskich czy śródlądowych plażach rozpoczyna się sezon i do pracy przyjeżdżają ratownicy wychodzi na jaw, że nie wszyscy posiadają komplet dokumentów uprawniających do pełnienia swojej funkcji, jakich wymaga od nich nowa ustawa.

- Dopiero ruszamy z kontrolami, ale już mamy informację, że z tego powodu ratowników może zabraknąć - mówi Marek Koperski, prezes WOPR województwa pomorskiego. Koperski wyjaśnia, że plaż w województwie pomorskim ma strzec w sumie 400 ratowników WOPR.

- Ratownicy byli umawiani pewien czas temu. Teraz przyjeżdżają do pracy i okazuje się, że nie zawsze mają wszystkie wymagane przez nowe rozporządzenie szkolenia. Sezon dopiero się zaczyna i te sprawy właśnie wychodzą - mówi.

W myśl nowej ustawy ratownicy muszą mieć m.in. kurs z pierwszej pomocy czy ukończony kurs ratownika zawodowego. - W ubiegłym roku takie szkolenie dla ratowników robiliśmy ze środków unijnych, w tym nie dostaliśmy wsparcia - mówi prezes WOPR i ubolewa, że na takie szkolenia nie chcą łożyć gminy. - Bywa, że wolą zlikwidować kąpielisko niż wyszkolić ratowników - kwituje.
Samych ratowników nie zawsze stać na drogie kursy, które kosztują od kilkuset do kilku tysięcy złotych.

- Można powiedzieć, że w zależności od pełnionej funkcji i kwalifikacji ratownik może zarobić od przysłowiowej minimalnej płacy krajowej po 2500 zł - mówi Koperski. - Najczęściej jest to około 1800 zł. Za pracę pięć dni w tygodniu przez 8 godzin dziennie w ciągłej gotowości.

Nie dziwi więc, że ratownicy wybierają pracę w zagranicznych kurortach. - Wiem, że największe problemy są na wodach śródlądowych, gdzie ratowników albo brakuje, albo są niedoświadczeni i słabo wykwalifikowani - mówi Piotr Dąbrowski, prezes słupskiego WOPR. - Mówi się, że 2500 zł dla ratownika to dużo, ale tak naprawdę ratownik pracuje osiem godzin w pełnym słońcu. Potem musi jeszcze wszystko sprawdzić i robi się z tego 10 czy 11 godzin. Poza tym ratownik musi inwestować w siebie, podnosić kwalifikacje - mówi. To wszystko kosztuje.

- Za granicą nasi ratownicy są bardzo cenieni - studzi Koperski. - Nie ma już jednak takiego boomu, jak jeszcze kilka lat temu. Przeliczają, ile ich będzie taki wyjazd kosztował i zostają w kraju.

Zwłaszcza, że w kraju rośnie też prestiż tego stanowiska. W ubiegłym roku w sierpniu zmieniły się przepisy dotyczące ratowników WOPR. W trakcie pełnienia dyżuru będą oni traktowani jak funkcjonariusze publiczni. To oznacza, że za naruszenie nietykalności cielesnej ratownika grozi nam grzywna, kara ograniczenia lub pozbawienia wolności do 3 lat.

- Da im to psychiczny komfort w czasie wykonywania ich obowiązków - uważa wicekomendant bytowskiej policji nadkom. Tomasz Pawlak.

(współpraca JZ, KP, TT)

Rozmowę z Jerzym Wojakiewiczem, kierownikiem ratowników WOPR na plaży w Łebie przeczytasz w weekendowym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego"

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki