Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie należy ufać serialowi CSI i wstydzić się korzystania z pomocy jasnowidza [WYWIAD]

rozm. Dorota Abramowicz
Krzysztof Jackowski. Niektórym funkcjonariuszom policji wstyd się przyznać, że korzystają z usług jasnowidza
Krzysztof Jackowski. Niektórym funkcjonariuszom policji wstyd się przyznać, że korzystają z usług jasnowidza Grzegorz Mehring/Archiwum
Z prof. Ryszardem Jaworskim, kierownikiem Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Wrocławskiego, o tym dlaczego nie należy zanadto ufać serialowi CSI, ani wstydzić się korzystania z pomocy jasnowidza rozmawia Dorota Abramowicz

Jest Pan autorem wielu prac naukowych z dziedziny kryminalistyki, jednym najlepszych specjalistów z zakresu badań wariografem, który równocześnie odwiedza w Człuchowie Krzysztofa Jackowskiego i z powagą mówi o jego dokonaniach. Porozmawiamy o konflikcie "czucia i wiary" ze "szkiełkiem i okiem"?
To jest taki sam problem jak szukanie odpowiedzi o przyczyny powstania wszechświata. Zjawisko jasnowidzenia wymyka się dotychczasowym metodom poznawczym.

Z jednej strony mamy dziwne fakty, których nie potrafimy zrozumieć, z drugiej - naukę dysponującą coraz lepszymi metodami badania rzeczywistości. Czy to nie jest powód do poważnej, naukowej dyskusji?

Dyskusja na razie - niestety - ogranicza się jedynie do negowania tych "dziwnych" faktów.

Kiedy po raz pierwszy spotkał się Pan z Krzysztofem Jackowskim?
Właściwie szybciej niż z samym jasnowidzem, zetknąłem się z efektami jego pracy w Krakowie, na początku lat 90. Doszło wówczas do kradzieży bardzo dużej sumy w pewnej firmie ochroniarskiej.

Czytaj także: Autobiografia jasnowidza z Człuchowa, Krzysztofa Jackowskiego tylko u nas!

Ile ukradziono?
Było to 10 mld starych złotych, czyli dzisiaj - milion złotych. Bardzo duża kwota, jak na tamte lata. Banki nie funkcjonowały jeszcze tak, jak dziś, przedsiębiorstwa miały problem z przechowywaniem utargu dziennego, więc pieniądze przekazywano do sejfu w owej firmie ochroniarskiej. Pewnego dnia 10 miliardów zginęło z sejfu. Podejrzenia padły bardzo szybko na pracowników tejże firmy. Podejrzani udali się do Człuchowa. Pan Jackowski powiedział wówczas, że do kradzieży doszło w wysokim, dziesięciopiętrowym budynku. I że w tym budynku na pierwszym piętrze jest toaleta, gdzie nad spłuczką zostały ukryte dokumenty człowieka, który może mieć związek z kradzieżą. Informacje przekazano policji. Faktycznie, na spłuczce znaleziono dokumenty! Warto w tym momencie dodać, że Krzysztof Jackowski nigdy wcześniej nie był w Krakowie, nie widział opisywanego przez siebie budynku. To, co wówczas stwierdził, zrobiło na mnie duże wrażenie.

Jak zakończyła się tamta sprawa?
Policjanci zaczęli obserwować toaletę, licząc na to, że właściciel dokumentów po nie wróci. Nie wrócił.

Wiadomo, kim był?
Wiadomo, ale do tej pory, choć upłynęły już dwie dekady, ani jego, ani pieniędzy nie odnaleziono. Dwa lata po tamtej kradzieży właściciel firmy zniknął, po długim czasie jego ciało znaleziono wiszące na drzewie. Prawdopodobnie został zamordowany. Tajemnicza sprawa...
Miejsce ukrycia dokumentów Jackowski wskazał, ale pieniędzy i miejsca ukrycia sprawców - już nie. Nie podważa to jego umiejętności?
Byłbym przerażony, gdyby wszystkie jego hipotezy były trafne. On sam zadaje sobie pytanie, dlaczego tak jest, że czasem trafia. I dlaczego innym razem jego typowanie jest błędne.

Według rzecznika Komendy Głównej Policji oraz osób z Itaki, trafność wskazań Krzysztofa Jackowskiego jest niewielka. To nikły procent spraw, jak powiedział Mariusz Sokołowski "mieszczących się w granicach błędu statystycznego".
Osiągnięcia pana Jackowskiego są deprecjonowane, poza tym informacje o wszystkich potwierdzonych sprawach nie trafiają do KGP i do fundacji Itaka. Niektórym funkcjonariuszom wstyd się przyznać, że korzystają z pomocy jasnowidza. Część tych kontaktów zostaje tajemnicą - można o nich znaleźć notatki jedynie w aktach tajnych, a informacje od jasnowidza są traktowane jako informacje operacyjne. Jackowski ma jednak dobry zwyczaj żądania na piśmie potwierdzeń, że jego działania przyczyniły się do odnalezienia ofiary, sprawcy, rozwiązania zagadki.

Czytaj również: Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski: Po śmierci logika jest doskonalsza

Słyszałam nawet, że funkcjonariuszom zabrania się już wystawiania zaświadczeń dla jasnowidza.
Motywem takich działań może być wstyd. Byłem kiedyś świadkiem, jak Jackowski pomógł policji w poszukiwaniach. To była głośna sprawa - w grudniu 2006 roku dwójka policjantów odwoziła przełożonego z Warszawy do Siedlec. Funkcjonariusze zaginęli w drodze powrotnej gdzieś na Podlasiu. Jackowski, na prośbę rodziny, wskazał miejsce, gdzie doszło do wypadku i utonął policyjny wóz - las, bajorko, jedna lub dwie brzozy w pobliżu wsi Jagodne. W stawie rzeczywiście leżał samochód z ciałami policjantów, którzy zginęli w wypadku.I choć o śmierci funkcjonariuszy donosiły wszystkie media, to o roli jasnowidza napisała tylko jedna gazeta. Policja się nawet nie zająknęła.

Czego tu się wstydzić?
To porównajmy teraz skutek działań policji, używającej śmigłowca, kamer termowizyjnych, angażującej setki osób z trwającą kilka minut wizją jednego człowieka. Jak uzasadnić wydanie sporych pieniędzy, jak wytłumaczyć brak efektów? Toż to kompromitacja. Rozumiem też powody niechęci do Jackowskiego ze strony pracowników fundacji. Oni się starają, mają wypracowany system, aż tu nagle bez wkładu pracy ktoś z zewnątrz pojawia się i twierdzi, że ma wizję. I maluje mapkę z zaznaczonym miejscem, gdzie należy szukać.

Jeśli jednak wskazuje on miejsce pobytu osoby zaginionej, to chyba warto sprawdzić, czy ma rację...
Niepodważalne jest to, że Jackowski pomógł wielu osobom, rodzinom, organom ścigania. Niektóre sprawy obserwuję na bieżąco, wiem jak są trudne. Tymczasem człowiek ten zamiast podziękowań, słyszy głosy dezaprobaty. Można to próbować zrozumieć - każdorazowe sprawdzanie jego wizji to dodatkowe koszty, nakład pracy. Jasnowidz burzy święty spokój wielu instytucji.
Proporcjonalnie jednak więcej spraw rozwiązywanych jest dzięki osiągnięciom współczesnej nauki, pracy laboratoriów kryminalistycznych, badaniom linii papilarnych i DNA... Jasnowidz to margines...
Tak pani uważa? Zacznijmy od tego, że nieprawdziwe jest twierdzenie, jakoby nie było zbrodni doskonałej. Niestety, zbrodnia doskonała istnieje, ma się dobrze. I nie jest wcale rzadkością. Jeśli Komenda Główna Policji podaje, że skuteczność działań jasnowidza mieści się w 2 proc., to dlaczego równocześnie nie informuje, że skuteczność ekspertyz kryminalistycznych jest na zbliżonym poziomie?

To, co Pan mówi, jest herezją dla wiernych widzów amerykańskich seriali typu CSI, pokazujących pracę laboratoriów kryminalnych w Nowym Jorku, Las Vegas, Miami. I pewnie także w Polsce...
Z faktami nie należy dyskutować. D. C. Blakey w artykule "Czy kryminalistyka jest opłacalna?" opublikował dane, według których na podstawie śladu linii papilarnych tylko w około 3,5 proc. spraw udało się wykryć sprawcę. Polskie badania z końca ubiegłego wieku dowodzą, że na ponad 100 tys. oględzin miejsc przestępstwa, jedynie w 6 proc. badania daktyloskopijne okazały się skuteczne. To są dane z książki prof. Czesława Grzeszyka. A na przykład ślady butów posiadają przydatność w granicach 0,8 proc. spraw. Tak samo jest ze zbieraniem śladów DNA. Możemy mieć profil genetyczny przestępcy, ale bez materiału porównawczego jesteśmy w kropce.

Czytaj także:

Mamy taki przypadek w Gdyni. Niedługo minie rok, jak nieznany sprawca zamordował 14-letnią dziewczynkę. Policja dysponuje materiałem DNA sprawcy. Jeśli uda się go zatrzymać, będzie mu można udowodnić zbrodnię. Na razie jednak nie ma żadnych sygnałów, by śledztwo miało zakończyć się sukcesem. Co więc powinno dopełniać ekspertyzy kryminalistyczne?
Problem polega na zaniedbaniu dawnych, wcale nie takich złych, rozwiązań. Z roku na rok ubywa nam prawdziwych dzielnicowych, z wieloletnim doświadczeniem, takich, którzy doskonale znali teren, na którym pracują. Kiedy na tym terenie dochodziło do przestępstwa, doświadczenie dzielnicowego pozwalało na wskazanie osób, które mogły mieć z nim coś wspólnego. Dzisiaj, niestety, trudno znaleźć policjanta, który od 20-30 lat pracowałby na tym samym terenie, znał mieszkańców, ich dzieci, nawiązywał kontakt z ludźmi. Nie ma systemu awansu poziomego, pozwalającego doświadczonym funkcjonariuszom pełnić służbę za godziwą płacę. Tymczasem do pracy w dzielnicy przychodzą młodzi ludzie, zaraz po szkole, a jeśli już nawiążą kontakty w środowisku, to awansują i odchodzą.

Wróćmy do Krzysztofa Jackowskiego. Naukowiec powinien chyba zapytać, jakie badania mogą wytłumaczyć, że człowiek widzi to, co będzie albo to, co było, a czego nie był świadkiem? Jak można rzetelnie zweryfikować to, co mówi Jackowski?

Z tymi pytaniami naukowcy mają duży problem.
Dlaczego?
Po pierwsze nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Poza tym ludzie nauki mają nikły lub żaden kontakt z praktyką.

A co praktyka ma wspólnego z jasnowidzeniem?
Naukowcy posługują się dostępną dokumentacją. Są to przeważnie akta sądowe. A w aktach nie ma ani słowa o udziale jasnowidza w sprawie. Jak już mówiłem tego typu informacje przeważnie nie przedostają się poza materiały operacyjne policji. Szczególnie, jeśli efekt jego działań jest pozytywny.

Coś jednak przełamuje się w kontaktach ludzi nauki z jasnowidzem. Na kilku uczelniach, między innymi na Uniwersytecie Wrocławskim pod Pana kierunkiem, powstają kolejne prace magisterskie na temat niekonwencjonalnych metod poszukiwania sprawców. Jackowski prowadzi wykłady, zaproszono go przed laty nawet do słynnego Salonu prof. Józefa Dudka...
Byłem na tym spotkaniu. Z rozczarowaniem stwierdziłem, że nikt nie próbował wyjaśniać zjawiska percepcji pozazmysłowej. Za to wielu podważało prezentowane przez Jackowskiego fakty. Tymczasem liczyłem, że w tym szacownym, interdyscyplinarnym gronie znajdzie się ktoś, kto spróbuje wyjaśnić jasnowidzenie na podstawie koncepcji fizycznych. Zamiast dyskredytować dokonania jasnowidza, należy zastanowić się, co sprawia, że w udokumentowanych sprawach Jackowski potrafi wskazać miejsca, zaginionych ludzi, umiał opowiedzieć o zdarzeniach, do których w przeszłości doszło. Nic z tego. Naukowcy wolą szukać odpowiedzi na pytanie - w jaki sposób on nas oszukał?

Czy wszędzie naukowcy mówią - nie, bo nie?
Za granicą próbują poważniej podejść do niewytłumaczalnych zdolności takich ludzi jak Jackowski. Zresztą znane jest badanie, jakiemu poddał się przed kilkoma laty jasnowidz z Człuchowa w Japonii. Badanie zakończone, co warto przypomnieć, dużym jego sukcesem.

Wszystko na temat

I nie ma żadnej teorii naukowej, która choć w części mogłaby wyjaśnić to rzadkie i nie da się ukryć - z lekka przerażające zjawisko?
Jest wiele takich teorii. Jedna z nich wiąże się ze zjawiskiem znanym jako splątanie kwantowe. Pojawia się ono między cząstkami elementarnymi, atomami, jonami, które oddziaływują na siebie w specyficzny sposób - są tak ze sobą powiązane, czyli splątane, że opisując jeden obiekt, musimy uwzględniać drugi. Nawet, jeśli są one od siebie oddalone o wiele kilometrów. Albert Einstein określił to jako "złowieszcze oddziaływanie na odległość". Jednak, jak już mówiłem, odpowiedź na pytanie związane z umiejętnościami nie jest prosta i przypomina szukanie odpowiedzi o przyczyny powstania wszechświata.

BADANIA INTERNETU: Czy byłbyś skłonny płacić za wiadomości w internecie? Wypełnij ankietę i wygraj iPad-a -

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki