Władze szpitala postanowiły skorzystać z pomocy zewnętrznej firmy, ale rozwiązanie na pół gwizdka skłoniło je do rozważania... poważnego ograniczenia działalności zakładu i zlecenia badań zewnętrznej firmie.
Ostatecznie apele i protesty środowiska medycznego, publikacje "Dziennika Bałtyckiego", a wreszcie rzetelny rachunek ekonomiczny przekonały dyrekcję Szpitala Morskiego, by utrzymać zakład, a wręcz go rozwinąć. W efekcie nagłośnienia problemu znaleźli się nawet prywatni sponsorzy, którzy postanowili zakupić zatapiarkę i użyczyć ją gdyńskiemu szpitalowi (pragną pozostać anonimowi).
- To dopiero początek - zapewnia Janusz Boniecki, prezes Szpitala Morskiego. - Docelowo chcemy wymienić całą linię technologiczną w Zakładzie Patomorfologii. Prowadzimy już rozmowy na ten temat.
Szpital Morski w Gdyni Redłowie bez patomorfologii. Wycinki będą badane w Gdańsku
Boniecki podkreśla, że w tej chwili najważniejsze jest rozładowanie kolejki jaka powstała w wyniku przestoju w zakładzie - a ta jest poważna. Kierownik ZP, dr Urszula Śmiałek szacuje, że wyjście z zaległości zajmie najpewniej kilka najbliższych tygodni.
- Do tego czasu będziemy chcieli skorzystać jeszcze z pomocy pracowni zewnętrznej, tak by przyspieszyć rozładowywanie kolejki - tłumaczyła w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim".
Wymiana sprzętu to dopiero pierwszy etap. Kolejnym będzie odświeżenie wnętrz zakładu. Mało tego, za około cztery lata Zakład Patomorfologii ma otrzymać całkiem nowe pomieszczenia, bliżej sal operacyjnych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?