Dochodziło też między nimi do iskrzenia, a nawet otwartej wymiany ognia, którą sprowokował ks. Niedałtowski stwierdzeniem, że wystąpienie Kazimiery Szczuki rozczarowało go: "Mało ognia!". Na co wojująca feministka odpaliła, że może miała na areopagu wystąpić jako Wielka Inna, najlepiej w ataku histerii, zalewając się łzami, tak?
I gdy nieopatrznie Kazimierz M. Ujazdowski zwrócił się do niej "pani Kazia", urażona wparowała mu w kwestię pytaniem, czy może do niego zwracać się per "panie Kaziu, a właściwie Kaziku". Uzyskawszy przyzwolenie osłupiałego Ujazdowskiego, "no to do rzeczy, panie Kaziku" - rzekła.
Na szczęście momentów powagi też nie brakowało. Brały się one głównie stąd, że każdy z debatariuszy wygłaszał swoje kwestie niezmiernie odległe od kwestii pozostałych, co spowodowało, jak to ujęła pani Kazimiera, "impas wielości języków".
Kazimierz M. Ujazdowski z bardzo wysokiego poziomu uogólnienia perorował, że wytyczanie granic niezgody cechuje czasy nadzwyczajne, a my żyjemy w zwyczajnych jednak, więc powinniśmy w sobie kształcić "zdolność do kompromisu".
Kazimiera Szczuka mówiła o swojej specjalności zawodowej: feminizmie, która jest sztuką walki. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski mówił o tym, że nie tyle prawda boli, ile brak prawdy, ilustrując to przykładami (pozytywnymi) ewangelistów, którzy napisali prawdę o Wielkim Tygodniu, a nie że "było miło, alleluja i do przodu". A przykłady negatywne to choćby jego koronny temat "księża i bezpieka"; jeśliby nie on, to kto inny wcześniej czy później prawdę by ujawnił.
Jerzy Bralczyk bardzo ważną rzecz powiedział, że mianowicie prawda ma również swój "moment dynamiczny", tj. najwłaściwszy czas ujawnienia; ujawniona w innym czasie, w innych okolicznościach, będzie już miała inny walor. Nie ma więc co się pocieszać, że kiedyś wyjdzie na jaw.
Bardzo ważną rzecz powiedział też ks. Isakowicz-Zaleski: oto mamy chory system sądowniczy, który nie radzi sobie z katami i w efekcie mają oni więcej praw niż ofiary.
Robert Gwiazdowski przekonywał, że wolny rynek z solidarnością społeczną radzą sobie doskonale same. To państwo wtyka swoje macki w miejsca nienależne, udając opiekuńczość itp. Można zrozumieć, że takie "liberalizmy" wywołały ledwie tamowaną krytykę Kazimiery Szczuki.
Od słowa do słowa, a dyskusja zaczęła przybierać charakter telewizyjnej połajanki i wymykać się prowadzącym. Apele ks. Krzysztofa aby "różnić się pięknie" albo dyskutować o metodologii niezgadzania się w sytuacjach tego wymagających, mitygowały trochę zapały, trzeba jednak było co prędzej debatę zamknąć.
Spory przeszły w kuluary.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?