Pan Robert jest zapalonym wędkarzem. Dorsze w Bałtyku łowi od 10 lat, ale tak okaleczonych ryb jak te, które wyciągnął pod koniec maja, jeszcze nie widział.
- To były otwarte rany, z których jeszcze sączyła się krew - mówi wędkarz. - Kto złowił taką rybę, natychmiast wyrzucał ją za burtę.
Aż cztery na dziewięć złowionych sztuk (złowionych przez pana Roberta) było poparzonych tajemniczą substancją. Tak samo wyglądające sztuki wędkarze wyciągają również teraz.
Sprawdziliśmy - najwięcej podejrzanych dorszy jest w Bałtyku na odcinku między Władysławowem a Jastarnią. Na Mierzei Wiślanej rybacy podobnych przypadków nie odnotowali.
- Jedyne, co mamy, to ryby poobgryzane przez foki - usłyszeliśmy.
W Łebie też nie było śladu po podejrzanie wyglądających dorszach. - U nas takich problemów nie ma - mówi Piotr Szeborowski, szyper kutra Księżna Łeby. - Jeśli chodzi o wędki, to wypływamy z reguły na dalekie łowiska, powyżej 20 mil, gdzie łowi się na głębokości 60-70 metrów. Tam skażenie nie dociera. Nie zauważyłem też, by poparzone ryby trafiały w sieci.
Przeczytaj także: Pow. słupski: Łatwopalna substancja na plaży k. Czołpina. Teren został zamknięty
Wśród wędkarzy z całej Polski i szyprów już krąży podejrzenie, że to ta sama substancja, którą pod koniec maja odkryto w Czołpinie albo np. iperyt, który wydostaje się ze skorodowanej beczki.
- Czy też jakaś substancja, którą za burtę wyrzucił ktoś z przepływającego tędy statku - snują przypuszczenia władysławowscy szyprowie. - Ławica napłynęła na "plamę" i stąd oparzenia.
Tymczasem z dużym prawdopodobieństwem można raczej wykluczyć czołpiński trop. We wtorek lęborskie starostwo ujawniło wyniki badań palnej substancji, znalezionej pod koniec maja na bałtyckiej plaży.
- Zawiera duże ilości fosforu białego i parafiny - czytamy w komunikacie Laboratorium Analiz Specjalnych z Tarnowa.
Według Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, resztki, które mogły zostać na bałtyckim piasku w okolicach Czołpina, nie są żadnym zagrożeniem dla zdrowia plażowiczów.
Zdaniem Andrzeja Baczewskiego, okręgowego inspektora rybołówstwa morskiego w Gdyni trudno teraz oszacować, co mogło się przydarzyć bałtyckim dorszom. Inspektor zaleca duża wstrzemięźliwość, bo, jego zdaniem, kilka czy nawet kilkanaście okaleczonych ryb to jeszcze nie jest zapowiedź jakiejś katastrofy. Bać by się można było, gdyby takie sztuki łowiono w tysiącach. Wtedy należałoby odszukać potencjalne źródło skażenia wody i zająć się neutralizacją zagrożenia.
(vintz, RG)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?