18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyję za swoje, nie bankowe

Mariusz Leśniewski
O ludziach, którzy nie korzystają z usług banków mówi się: wykluczeni z systemu. Jedni na własną prośbę, inni z konieczności - emeryci, renciści, bezrobotni
O ludziach, którzy nie korzystają z usług banków mówi się: wykluczeni z systemu. Jedni na własną prośbę, inni z konieczności - emeryci, renciści, bezrobotni Piotr Manasterski
Blok na gdańskim Suchaninie budzi się do życia. Około 6.30 słychać stukot windy pamiętającej złote czasy towarzysza Gierka. Wtedy budzi się 3-letni synek Tomasza. Jego łóżeczko stoi w małym pokoju 42-metrowego M-3 na V p., a tam charczenie windy słychać najgłośniej. Koło 7 rano trzaskają drzwi, to pan Edmund spod numeru 142 idzie do pracy i kłóci się z żoną koło windy.

Ściany znakomicie przewodzą ich głosy. "To nic, dziecko i tak już nie śpi, bo płacze, ja nie śpię, żona już jest wkurzona, bo też nie śpi" - myśli Tomasz i czeka na odgłosy numer 3, 4 i 5. Bo za chwilę pojawi się pani sprzątająca, a na zakupy do Biedronki wyruszą emerytki. Potem dzieciaki idące do szkoły zaczną się bawić domofonem i jego buczący sygnał oznajmi, że w M-3 rodziny Witczaków zakończył się poranny rytuał budzenia.

W takich momentach Tomasz marzy o domku jednorodzinnym. Albo chociaż mieszkaniu w nowym bloku. Tylko warunek: budynek musi być niski, bez windy i koniecznie bez pana Edmunda spod 142. Te marzenia trwają jednak krótko, krócej niż kłótnie z żoną o to, że nie mieszkają tak, jak by ich było stać.

Spełnienie marzeń oznacza bowiem kredyt, a Tomasz Witczak, lat 35, posiadacz własnościowego M-3 w 6-klatkowym 10-piętrowym wieżowcu ma życiową zasadę: nie bierze kredytów. Nie ma też konta w banku. Nie używa kart bankomatowych. Nie ma karty kredytowej. Wszystko kupuje za gotówkę. Mieszkanie też tak kupił. W 2000 r. kosztowało 82 tys. zł.
- Mieliśmy książeczki mieszkaniowe, trochę pomogli rodzice, no i miałem dobry okres w pracy - mówi Tomasz, z zawodu informatyk. - Tak, była pokusa, by się budować. Teściowie namawiali. Każdy bank dałby mi kredyt hipoteczny, ale nie wziąłem. Nie wziąłem też w 2003 r. na samochód. Dlatego nie kupiłem nowej fabii za 40 tys., tylko używanego fiata palio za 15 tys. zł. Żona jest niepocieszona. Razem zarabiamy tyle, że dla każdego banku bylibyśmy fajnymi klientami. Ale nie jesteśmy.

Nienormalni

Polacy żyją na kredyt. To wiadomo. Rok temu średnie zadłużenie przeciętnego Kowalskiego wynosiło 5 tys. zł; w 2008 powiększyło się o 860 zł. Wystarczy, a raczej wystarczyło, bo kryzys zmienił rynek, mieć etat i 3000 zł brutto, by zaciągnąć kredyt hipoteczny na 30 lat i cieszyć się z nowego mieszkania. Jeszcze łatwiej można było zaciągnąć pożyczkę na nowy samochód, nie wspominając o takich drobnostkach jak sprzęt elektroniczny czy AGD. Ci, którzy kredyty biorą, nikogo nie dziwią. Dziwią ci, którzy banków unikają.

- Fascynujące jest to, że takich ludzi traktuje się jak... nienormalnych. Nie przesadzam - mówi dr Paweł Niedźwiedzki, psycholog społeczny. - Pamiętam szum medialny po tym, jak okazało się, że konta nie ma Jarosław Kaczyński. To miał być koronny dowód na to, że kogoś takiego nie można traktować poważnie. Normalność w naszych czasach wyznacza nie tyle stan konta, co liczba kart kredytowych.

Telenękanie

Tomasz Witczak ostatni raz w banku był półtora roku temu. Żona go namówiła, bo wreszcie postawiła na swoim: muszą mieć wspólne konto, bo to ułatwi im życie. Stanęło na tym, że konto założyła sobie sama.

- Żona ma prawo do swojego sposobu myślenia, o ile nie oznacza to zaciągania kredytu - tłumaczy Tomasz. - W banku wziąłem ulotkę na temat kart VISA. Od razu osaczyła mnie miła ładna pani. Tak mnie podeszła, że zostawiłem jej numer komórki. Przez następny miesiąc dzwoniła z 10 razy, namawiając na VISĘ z 8-tysięczną transzą kredytową. Wreszcie zagroziłem, że powiadomię jej zwierzchników, że mnie nęka.

Witczak mówi, że system bankowy jest niczym Matrix z filmu braci Wachowskich. Oferuje ułudę, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Albo inaczej - jest takie opowiadanie Philipa K. Dicka "Czy ma pan już swojego swibbla". Swibbel to sprytne urządzenie, które kontroluje myśli i życie jego posiadacza, ale każdy musi mieć swibbla, bo inaczej zostałby uznany za jednostkę aspołeczną. I ludzie wierzą, że tylko swibbel może ich uszczęśliwić. - No to ja nie chcę swojego swibbla - dodaje Witczak.
Bożena Cholewińska, lat 60, emerytka od lat dwóch, o swibblu nie słyszała, bo nie lubi fantastyki. Ma za to o rok młodszą siostrę Marylę, która namówiła ją najpierw do założenia konta osobistego, a potem ulokowania 8,2 tys. zł w fundusz inwestycyjny. Przez całe życie pani Bożena (kierownik administracyjny w szkole) banki omijała szerokim łukiem, bo im nie ufa.

- Coś mnie na stare lata zmieniło i żałuję - mówi. - Na funduszu straciłam parę tysięcy, z konta nie korzystam, a płacę za jego prowadzenie. No, ale teraz jestem w systemie. Muszę się z tego systemu wykolegować, ale ten fundusz mnie trzyma, bo syn zakazał wyjmowania pieniędzy, jak jest strata.

Niefunkcjonalni

Słowo "strata" w świecie posiadaczy kont, kart i kredytów nie działa. Nawet jeśli ktoś policzy, ile bank zarabia na jego kredycie czy prowadzeniu konta, nie rozpatruje tego w kategoriach straty. A gdy znajomym pokazuje dom, który kupił czy postawił za kredyt, z dumą przedstawia go jako swoją własność i naprawdę myśli, że tak jest.

- Latem byłem u kuzyna na Florydzie. Ma piękny dom, dwa samochody, motor, córkę na płatnych studiach. "Dorobiłeś się" - mówię. A on: "Nie bądź naiwny, to wszystko banku, ja mam kredyt na 15 lat. Moje są ubrania i plazma w salonie". Myślę, że brak tej samoświadomości odróżnia nas od Amerykanów. Ale do niej dojdziemy, co nie zmienia faktu, że dalej będziemy chcieli być w bankowym systemie, a co niektórzy będą uważali, że to nobilitacja - mówi Paweł Niedźwiedzki.
W bankach nie używa się słowa "nobilitacja". Używa się określeń "wygoda", "komfort", "prestiż". Sprawdziłem. W trzech losowo wybranych bankach mówiłem, że chcę założyć konto, mieć kartę VISA, a i mam plany odnośnie zaciągnięcia pożyczki na dwuletniego passata TDI za 60 tys. zł. Dodawałem, że się waham, bo do tej pory, mimo przeżytych 35 lat, z usług banków nie korzystałem.

W Kredyt Banku młoda blondynka popatrzyła z życzliwym politowaniem i stwierdziła, że dzięki ich usługom będę wreszcie żył "wygodnie", bo mają bankowość elektroniczną. "Ale czy pan umie korzystać z internetu?" - zmartwiła się. W ING usłyszałem, że bank da mi wszystko, na co pozwalają mi moje dochody, a karta VISA da mi "komfort codziennych zakupów". Z kolei w Lucasie po 5 minutach rozmowy zaproponowano mi "prestiżową ofertę" na konto i kartę kredytową. "Ale są ludzie, którzy żyją bez konta" - powiedziałem. "Bez konta nie da się normalnie funkcjonować" - padła odpowiedź.

Na cztery kupki

Bez konta można żyć, choć wymaga to samozaparcia i dyscypliny. Pensję dzieli się na kupki. Kupka A to opłaty. B - jedzenie i ubrania. Kupka C - przyjemności, czyli kino, książki, CD i DVD. Jest też kupka D - pieniądze na wakacje i samochód, bo palio tak się sypnął, że trzeba go zmienić.

- Żona wywiera presję, by zrobić to jak najszybciej. Ale jeszcze trochę brakuje - mówi Tomasz Witczak. - Zresztą niech wybiera: albo dobre wakacje za granicą, albo samochód.
Przed takimi dylematami nie stoją ci, którzy też nie korzystają z usług banków, ale nie dlatego, że nie chcą, lecz nie mogą. To grono osób wykluczonych z systemu jest spore: emeryci, renciści, bezrobotni czy mieszkańcy wsi, gdzie wciąż najpiękniejszym wspomnieniem jest PGR, teraz skazani na utrzymywanie się z prac dorywczych.
Dla nich świat banków jawi się niczym sezam pełen skarbów. Ale nie da się powiedzieć po prostu: "Sezamie, otwórz się", by do niego wkroczyć. Najpierw trzeba spełnić szereg warunków - na ogół niemożliwych do spełnienia, gdy nie ma się pracy i żyje z prac sezonowych. "Wykluczonych" nikt nie liczy, bo i po co? Dla banków nigdy nie będą klientami, to tak, jakby ich nie było.

- Jak jestem w takich wsiach, uświadamiam sobie, że naprawdę są dwie Polski: jedna napompowana kredytami do granic niemożliwości, ale wciąż głodna, i druga, dla której szczytem możliwości jest 500 zł pożyczki w banku spółdzielczym - mówi Witczak.

- A gdzie ja jestem? Pośrodku: mogę, ale nie chcę. Żyję za swoje, nie bankowe, i ten cały kryzys mnie nie dotyczy, bo pracy nie stracę. No, pewnie wycieczka do Turcji podrożeje. Wtedy środki z kupki C trzeba przesunąć do kupki D. I to jest mój świat finansów. Prosty jak budowa cepa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki