Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Z kościelnych sklepień płynął gorący deszcz". Wspomnienie wielkiego pożaru kościoła św. Katarzyny w Gdańsku. Zobaczcie archiwalne zdjęcia!

Grażyna Antoniewicz
22.05.2006 - Pożar kościoła św. Katarzyny w Gdańsku
22.05.2006 - Pożar kościoła św. Katarzyny w Gdańsku Archwium/Robert Kwiatek
Płonie katedra Notre Dame w Paryżu. Jest poniedziałek, 15 kwietnia 2019 roku. Francuzi i cały świat patrzą z niedowierzaniem na ogromny ogień, który trawi tę ważną dla europejskiej kultury świątynię. Wielu gdańszczan dziś przypomina sobie 22 maja 2006 roku. Wtedy to spłonął dach kościoła pw. św. Katarzyny w Gdańsku. Przeczytajcie, jak tamte dramatyczne chwile wspominali reporterzy "Dziennika Bałtyckiego" i zobaczcie archiwalne zdjęcia.

22 maja 2006 roku

Godz. 14.54 straż pożarna dostaje zgłoszenie o dymie wydobywającym się z dachu. Pierwszy wóz strażacki zjawia się cztery minuty po telefonie. Potem zaczynają dojeżdżać jednostki straży pożarnej z Gdańska i okolic. Dociera podnośnik z drabiną z Rafinerii Gdańskiej.

Dramatyczne wydarzenie z przerażeniem obserwują tłumy gdańszczan zgromadzonych wokół Katarzyny, bezsilnych wobec żywiołu niszczącego świątynię. Kilkanaście minut po pojawieniu się na dachu jęzorów ognia pod drzwiami kościoła zjawia się Adam Koperkiewicz, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. Wkrótce dołączają do niego muzealnicy, konserwatorzy, historycy sztuki.

Parę minut po godz. 15 płoną dachy nad prezbiterium kościoła, ogień ogarnia też dach główny i zbliża się do wieży, gdzie mieści się Muzeum Zegarów Wieżowych. Po kolejnych minutach dachy walą się, a ogień przedostaje się na hełm wieży. Na szczęście, strażakom udaje się go rozrąbać. Zaczynają lać wodę do środka. Z kościelnych sklepień płynie gorący deszcz.

Nikt nie wie, czy za chwile sklepienia nie runą. Zjawiają się Mariusz Lewandowski, Maria Bojarska i konserwatorzy z MHMG, którzy przejmują dowodzenie. Wiele ludzi pomaga ratować: obrazy, rzeźby, kielichy - bezcenne dzieła sztuki zdobiące kościół. Wraz ze strażą pożarną do wnętrza budowli dostają się gdańscy historycy sztuki Jacek Kriegseisen i Jacek Friedrich, to oni decydują co wynieść z kościoła.

Wyrwana chrzcielnica

- Wracałem z zajęć na uczelni, gdy zobaczyłem, że na ulicy ludzie przystają - wspomina Jacek Friedrich. - Patrzą w stronę świętej Katarzyny spowitej dymami. Po kilku telefonach pozwolono nam wejść do środka. Kiedy strażacy otworzyli drzwi kościoła, spodziewałem się tragedii. Myślałem, że tam wszystko zaraz się zarwie, zawali. Tymczasem okazało się, że dzieła sztuki wiszą, jak gdyby nigdy nic na swoich miejscach. Pamiętam moment ogromnej ulgi. Nie ma dymu i ognia. Wewnątrz jest jednak mokro, gorąco.

- Nasze zadanie polega na tym, żeby strażakom wskazać, jakie zabytki są cenne i w jaki sposób je wynosić, by zniszczenia były jak najmniejsze - wspomina. - Decyzje są niekiedy dramatyczne, musimy zdecydować, czy zabieramy, czy ryzykujemy i zostawiamy. Wyjątkowo mocno przytwierdzone barokowe epitafia w prezbiterium, muszą zostać. Trzeba zdemontować i wynieść cenny średniowieczny ołtarz cechu rzeźników i "Ukrzyżowanie" Antoniego Möllera, duży obraz, z początków XVII wieku z panoramą Gdańska.

Drewnianą chrzcielnicę z 1583 roku Jacek Friedrich wyłamuje razem ze strażakami. Muszą działać błyskawicznie. W tym samym czasie Jacek Kriegseisen wraz ze strażakami wynosi fragmenty rzeźbiarskie zgromadzone po przeciwnej stronie kościoła i walczy o uratowanie cennej ambony.

Rozłupany Jan

Gotycka figura św. Jana Ewangelisty, z belki tęczowej podczas demontażu spada na ziemię z wysokości kilku metrów, pękając na pół. Obraz Bartłomieja Milwitza "Wjazd Chrystusa do Jerozolimy" należy zdjąć, ale jest zbyt mocno przytwierdzony, trzeba by go brutalnie wycinać nożem z ramy. 

- Decydujemy się zostawić go na miejscu. Tak, jak i inne dzieła znajdujące się przy bocznych ścianach nawy, bo jeśli sklepienie runie to do środka, więc zabytki na bocznych ścianach ocaleją. Nie jest już bezpiecznie, w każdej chwili sklepienia mogą się zawalić. Co chwila koło nas spadają kawałki cegieł, a do tego dla Jacka i dla mnie zabrakło już kasków - śmieje się Jacek Friedrich. - Problemem jest też straszliwe zawilgocenie - opowiada. - W środku jak w łaźni fińskiej, mnóstwo pary. Nie ma dymu, bo pożar jest na zewnątrz, płonące dachy zalewane są wodą. Gorące strugi leją się przez sklepienie kościoła. Posadzka zalana jest wodą. Sami jesteśmy zupełnie przemoczeni. Oczywiście, to samo z zabytkami - wszystkie nadają się od razu do konserwacji.

Obaj historycy sztuki nie opuszczają płonącej świątyni, mimo zagrożenia. Dopiero gdy sytuacja staje się krytyczna i strażacy wypraszają ich z wnętrza wychodzą. Na zewnątrz widać jak sprawnie muzealnicy zorganizowali zabezpieczanie wynoszonych z kościoła dzieł sztuki. Panie z pobliskiej księgarni "English Unlimited" przyjęły je na niewielkie podwórko.

- To dobre miejsce, zamknięty dziedziniec, tam zabytki były fotografowane i spisywane - wspomina Friedrich. - Tam konserwatorzy podejmowali decyzje, dokąd i w jakiej kolejności należy je przewieźć.

Czytaj też: Zakończyła się odbudowa kościoła św. Katarzyny w Gdańsku

Po wstępnym zabezpieczeniu uratowanych skarbów trzeba było znaleźć dla nich nieco lepsze miejsce. Część przewieziono do franciszkańskiego kościoła św. Trójcy. Pomagali w tym ochotnicy, studenci historii sztuki.

- Zabytki spod kościół przywozili ciężarówkami chyba żołnierze. Nie jestem pewien. Czas zaciera tamte zdarzenia w pamięci. Przed oczyma pozostał mi obraz, gdy studenci wyjmują zabytkowe fragmenty z samochodów i podają je z rąk do rąk. Jak cegły w czasach przodowników pracy - uśmiecha się historyk.

Zapach kadzidła

W Muzeum Historycznym Miasta Gdańska figury świętych, leżące na podłodze, sprawiały wrażenie polowego lazaretu. - Traktowaliśmy je jak rannych znoszonych z pola bitwy - kierownik działu edukacji MHMG Monika Kryger jeszcze i dziś nie kryje wzruszeń. - Opatrywaliśmy ich rany, spisywaliśmy personalia, płacząc od dymu i od emocji. Trwało to do 23 godziny wieczorem. 

Co najbardziej było wzruszające? Chyba detale, które docierały z kolejnymi transportami. Niektóre tak małe, że mieściły się w kobiecej dłoni - kontynuuje pani Monika. Albo nasycone wilgocią i parą wodną szaty liturgiczne, obrusy, które natychmiast rozwieszali, suszyli. Albo serwety na kielich, zwykle nieskazitelnie białe, tu umorusane, zakopcone, zmęczone. Albo jeszcze inaczej: wszystko cuchnące dymem, a tu raptem - zapach kadzidła się przebija.

Czytaj też: Gdańsk: Po 6 latach koncert carillonowy z kościoła św.Katarzyny

Uderzenie pioruna

Pożar dachu i wieży świątyni nie jest jedyną katastrofą jaka dotknęła główną świątynię staromiejską. Już w 1525 roku, podczas zamieszek wywołanych pojawieniem się w Gdańsku radykalnych głosicieli Reformacji doszło do zniszczenia części dzieł. W latach 1707-1723 usunięta została znaczna cześć gotyckich ołtarzy.

W czasach napoleońskich, gdy świątynia pełniła rolę wozowni i warsztatów kołodziejskich, zniszczeniu uległy m. in. stalle ławników i rajców. W toku ukończonych w 1826 roku prac konserwatorskich, mających na celu ujednolicenie wyglądu wnętrza świątyni, zamalowano malowidła ścienne.

W 1905 roku uderzenie pioruna wywołało pożar wieży kościelnej, której odbudowa prowadzona była do 1910 roku. Kolejna katastrofę przyniósł rok 1945, kiedy to kościół uległ niemal całkowitemu zniszczeniu.

Tych bezcennych zabytków już nigdy nie zobaczycie, choć miel...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki