Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Trujące substancje w spalarni Port Service [ZDJĘCIA]

Ewelina Oleksy, Łukasz Kłos
Worki wypełnione tonami śmiertelnie trujących chemikaliów walają się 100 metrów od brzegu Bałtyku. Nieopodal kilku gdańskich dzielnic spółka Port-Service magazynuje i spala odpady zawierające heksachlorobenzen (HCB) - jedną z 22 najbardziej toksycznych substancji świata.

Mieszkańcy Nowego Portu skarżą się, że już od dawna alarmowali o gryzącym fetorze, który docierał do nich od strony zakładu. Na alarm biją też osiedlowi i miejscy radni.

- Porozrywane worki leżą od miesięcy na terenie firmy i nie są w żaden sposób zabezpieczone. A dostanie się na jej teren nie jest problemem - ostrzega Łukasz Hamadyk, przewodniczący zarządu Rady Osiedla Nowy Port. - Chyba nie trzeba dużej wyobraźni, by stwierdzić, że przy tak niefrasobliwym postępowaniu firmy z tak szkodliwą substancją o tragedię jest bardzo łatwo!

Sprawa trafi w środę na posiedzenie Komisji Spraw Społecznych i Ochrony Zdrowia Rady Miasta Gdańska.
- Jestem zszokowana brakiem profesjonalizmu i lekceważącym podejściem zarządu spółki Port-Service do zdrowia mieszkańców naszego miasta, ale nie myślałam, że sprawa jest aż tak poważna! - mówi Beata Dunajewska-Daszczyńska, szefowa komisji.

Czytaj też: Paliwo zatruwa Bałtyk. Skażenie u wybrzeży Gdyni

Zdecydowane kroki już podjął wojewoda pomorski Ryszard Stachurski.
- Wojewoda zlecił wojewódzkiemu inspektorowi ochrony środowiska podjęcie działań zmierzających do zdyscyplinowania spółki Port-Service i przywrócenia jej funkcjonowania zgodnego z prawem - informuje rzecznik Roman Nowak. - Dziś złożymy również w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w tej sprawie.

Tymczasem prezes Port-Service Krzysztof Pusz (notabene były wicewojewoda pomorski i gdański) nie ma sobie nic do zarzucenia i zapewnia, że na magazynowanie i spalanie tych odpadów ma wymagane pozwolenia.

- To nie jest czysta substancja. W tonie ziemi znajduje się tylko 1,6 proc. heksachlorobenzenu. Takie stężenie nie stwarza zagrożenia - twierdzi prezes Pusz i zapewnia, że dysponuje wynikami badań, które potwierdzają jego słowa.
Nad zakładem utylizującym odpady, usytuowanym niemal pod samym nosem mieszkańców, nieopodal plaży i pomnika Obrońców Wybrzeża na Westerplatte, zebrały się czarne chmury. Burza rozpętała się po materiale reporterów TVN, którzy ujawnili skandaliczny sposób przechowywania heksachlorobenzenu (HCB) - jednej z najniebezpieczniejszych substancji chemicznych, której stosowanie od kilkudziesięciu lat jest zakazane przez międzynarodowe konwencje.

Czytaj też: Skażenie u wybrzeży Gdyni. Plama jest, katastrofy nie ma?

Jak ustalili reporterzy, Port-Service otrzymał koncesję na sprowadzenie 14 tys. ton rocznie tej substancji z Ukrainy. Tymczasem w ciągu roku gdańska firma była w stanie spalić tylko 6 tys. ton. Reszta miesiącami zalegała pod gołym niebem, nierzadko w porozrywanych workach, z których wydostawała się ciecz.

Mieszkańcy Nowego Portu twierdzą, że w trakcie większych sztormów teren zakładu podmywa morska woda. Eksperci z kolei ostrzegają, że jeśli HCB dostanie się do morza, to wraz ze skażonym pokarmem wchłoną to ryby, a w konsekwencji ludzie, dla których substancja jest trująca. Skutkiem mogą być uszkodzenia układu rozrodczego i nerwowego, uszkodzenia płodu, a nawet nowotwory.

Czytaj też: Bałtyk: Zbadają plamy paliwa pochodzącego z wraku Stuttgart

Telewizyjni reporterzy udowodnili, że na teren zakładu bez problemu wejść mogą niepowołane osoby. - To bezczelność, kłamstwo i manipulacja! Nie mamy sobie nic do zarzucenia - twierdzi prezes Krzysztof Pusz. - Wszystko robimy zgodnie z pozwoleniami. A że niektóre worki nie są szczelne? Przy załadunku zawsze mogą się rozerwać! Teren jest zabezpieczony i nawet deszczówka nie ma prawa wydostać się na zewnątrz zakładu, a co dopiero chemikalia. 

Czy Port-Service rzeczywiście działa do końca zgodnie z prawem? Urzędnicy mają wątpliwości. Już w 2006 r. prezydent Gdańska Paweł Adamowicz dwukrotnie negatywnie zaopiniował odbiór odpadów przez Port-Service z zagranicy. - Wówczas na podstawie opinii prezydenta główny inspektor ochrony środowiska nie wydał zakładowi zgody na import odpadów - informuje Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta.

Zarówno gdański magistrat, jak i wojewoda pomorski zażądali we wtorek pisemnych wyjaśnień od Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, który pilnuje, by na terenach zakładów takich jak ten nie dochodziło do ekologicznej katastrofy. Wyniki kontroli inspektoratu trafiły już na biurko wojewody Ryszarda Stachurskiego.

- Przeprowadzone przez nas badania wykazały, że w tych odpadach znajduje się 1,6 proc. heksachlorobenzenu. Reszta to prawdopodobnie ziemia i inne organiczne składniki - informuje Iwona Boruchalska, naczelnik Wydziału Inspekcji gdańskiego WIOŚ.
Boruchalska uspokaja, że w takim stężeniu HCB "raczej nie powinien" stwarzać zagrożenia.
- Zobaczymy jednak, jakie wyniki przyniosą dalsze badania - zaznacza.

Inspektorat zarzuca przedsiębiorcy, że część odpadów składował w miejscu do tego niewyznaczonym, za co został ukarany grzywną w wysokości blisko 900 tys. zł. Firma zamierza odwołać się od decyzji urzędników, a przeciwko stacji TVN skierować pozew do sądu.

Więcej na ten temat czytaj w środowym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego"

Łukasz Kłos
tel. 58 30 03 334
[email protected]
Łukasz Kłos na Facebooku

Ewelina Oleksy
tel. 58 30 03 324
[email protected]
Ewelina Oleksy na Facebooku

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki