Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Pomorzu jednak nie będą leczyć oparzonych

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Pacjentów z Pomorza  leczy się w  Gryficach lub Siemianowicach
Pacjentów z Pomorza leczy się w Gryficach lub Siemianowicach Magdalena Chalupka
Nie powstanie oddział leczenia oparzeń, który w tym roku miał zacząć działać w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Choć jest bardzo potrzebny, nie ma na niego pieniędzy. A to oznacza, że nawet pacjenci z oparzeniami niezagrażającymi życiu będą zmuszeni leczyć się w odległych od Pomorza szpitalach w Gryficach czy Siemianowicach!

Prysły marzenia gdańszczan pamiętających tragiczny pożar w Hali Stoczni o utworzeniu na Pomorzu ośrodka dla oparzonych.

- NFZ ogromnie zwiększył wymagania co do oddziałów leczenia oparzeń, nawet tzw. stopnia średniego - tłumaczy Tadeusz Jędrzejczyk, zastępca dyrektora UCK ds. medycznych. - Z tego powodu zarówno koszty jego utworzenia, jak i funkcjonowania wzrosły kilkakrotnie. Rezygnujemy z tego pomysłu, bo niby skąd szpital miałby znaleźć na niego pieniądze.

Czytaj też: Kościerzyna. Nie żyje mężczyzna poparzony podczas pożaru traw

Argumenty przeciw utworzeniu ośrodka oparzeń dyrektor Jędrzejczyk wyliczył w liście do wojewody pomorskiego. Nie ukrywa jednak, że liczy na jego interwencję i pomoc.

- Ludzie nadal parzą się wrzącym olejem, substancjami chemicznymi, ogniem - wylicza dr Hanna Tosińska-Okrój, legendarna lekarka, która leczyła rozległe oparzenia ofiar dramatycznego pożaru pożaru w gdańskiej hali stoczni, sprzed blisko osiemnastu lat. - Ich dramat wyzwolił w ludziach ogromną solidarność. Na uruchomione przez Urząd Miasta Gdańska specjalne konto strumieniem płynęły pieniądze. Nie tylko na leczenie, ale przede wszystkim na utworzenie przy Klinice Chirurgii Plastycznej AMG pierwszego w Polsce oddziału oparzeń szczebla uniwersyteckiego.

W kwietniu 2001 roku jego projekt był już gotowy. Jak dotąd nie doczekał się realizacji.

Nie zdrowotne, a finansowe względy zdecydowały o wyrzuceniu do kosza dopracowanego w szczegółach projektu utworzenia w Gdańsku wysokospecjalistycznego oddziału leczenia oparzeń. Jakby tego było mało, od początku tego roku nawet pacjenci z tzw. średnimi oparzeniami (do 20 proc. powierzchni ciała) nie znajdują pomocy na Pomorzu i muszą być transportowani śmigłowcem sanitarnym do ośrodka w Gryficach lub Siemianowicach.

Czytaj też: Władze Trójmiasta upominają się o oddział leczenia oparzeń

Sytuacją tych chorych zaniepokoił się bardzo pomorski wicewojewoda Michał Owczarczak. Na najbliższy poniedziałek zwołał naradę w tej bulwersującej sprawie.
Zgodnie z obietnicą władz Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, pierwszy w Polsce oddział leczenia oparzeń szczebla uniwersyteckiego powstać miał w 2012 roku, wkrótce po przeprowadzce oddziałów zabiegowych do nowej części szpitala, czyli do Centrum Medycyny Inwazyjnej.

Dwanaście oddziałów, w tym Klinika Chirurgii Plastycznej, która jeszcze w ubiegłym roku przyjmowała tego rodzaju pacjentów, na dobre już pracuje w CMI, a o oddziale leczenia oparzeń nikt nawet nie wspomina.

- Nie uda się nam zrealizować tego projektu, ponieważ Narodowy Fundusz Zdrowia bardzo podwyższył wymagania i to również na leczenie tzw. oparzeń średniego stopnia - przyznaje Tadeusz Jędrzejczyk, zastępca dyrektora ds. medycznych Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego.

Czytaj też: Starogard Gd.: Zmarł poparzony w pożarze budynku PKP

O tym, by takich chorych nadal leczyła Klinika Chirurgii Plastycznej w ogóle nie ma mowy, a utworzenie ośrodka leczenia oparzeń spełniającego standardy NFZ w innym miejscu stało się teraz niezwykle kosztowne.

- Fundusz wymaga, by teraz nawet oddział leczenia średnich oparzeń wyposażony był w dwa stanowiska intensywnej terapii - tłumaczy Tadeusz Jędrzejczyk. - Dyżur na nim musi pełnić specjalnie wytypowany zespół lekarzy i pielęgniarek. Oddział musi mieć unikatową i bardzo kosztowną aparaturę, w tym własną stację dializ.

Potrzeba na to ogromnych pieniędzy, tylko na roczne utrzymanie zespołu dyżurnego szpital musiałby przeznaczyć ze swego budżetu ok. 350-400 tys. zł. Ponadto nie da się leczyć oparzeń w ramach kontraktu chirurgii ogólnej i plastycznej, który wynosi w tym roku 3,7 mln zł. Pomorski NFZ musiałby przeznaczyć na nie dodatkowo 2-3 mln zł. Tymczasem kasa funduszu świeci pustkami.

Czytaj też: Gdańsk: Obrońcy w procesie pożaru Hali Stoczni - oskarżeni kozłami ofiarnymi

O utworzenie oddziału oparzeń od kilkunastu lat zabiega dr Hanna Tosińska-Okrój - specjalistka w zakresie chirurgii plastycznej, która w 1994 r. z ogromnym poświęceniem leczyła rozległe oparzenia u kilkuset młodych ludzi - ofiar tragicznego pożaru w gdańskiej hali stoczni.

Tamtej listopadowej nocy w Klinice Chirurgii Plastycznej i Leczenia Oparzeń AMG były zaledwie trzy łóżka dla oparzonych. Przyjęto do niej tylu chorych, ilu pomieściła, pozostałych rozlokowano w innych szpitalach trójmiejskich. Cała Polska była wstrząśnięta rozmiarami tego dramatu i... bezradnością władz województwa, zupełnie nieprzygotowanych do udzielenia pomocy jego ofiarom.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Na Pomorzu jednak nie będą leczyć oparzonych - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki