Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piją, bo lubią, reszta to alibi. Alkoholowe mity

Gabriela Pewińska
Z psychologiem, prof. Wiesławem Łukaszewskim, o alkoholowych mitach - rozmawia Gabriela Pewińska.

Ze mną się Pan nie napije?
(śmiech)

To chyba powiedzenie bardzo nasze, polskie...
To fraza ludowa. Słychać ją szalenie często. Nakłanianie do współudziału w biesiadzie leży w polskiej tradycji. Oczywiście namawiając do picia, nikt nikogo nie będzie przekonywał, że alkohol jest smaczny, zatem ostatnim argumentem, do którego można się odwołać, żeby kogoś na kielicha namówić, jest honor. "Ze mną się nie napijesz? Ze mną?!" - a więc masz wybór, albo mnie obrażasz, albo mnie szanujesz, a że polska kultura jest w bardzo dużej mierze kulturą honoru, to działa. Obrażenie kogoś może pociągnąć za sobą agresję, niechęć i wszelkie inne konsekwencje społeczno-obyczajowe.

"W Polskę idziemy, drodzy panowie, w Polskę idziemy,/ nim pierwsza seta zaszumi w głowie, drugą pijemy./ Do ludzi lgniemy./ Słuchaj, rodaku.../Cicho!/ Czerwone maki, serce, ojczyzna./ Trzaska koszula, tu szwabska kula,/ Tu, popatrz, blizna"... - śpiewał Wiesław Gołas. Łączenie honoru z alkoholem - to nasza przypadłość narodowa.
Wiem, że podobnie jest w Finlandii, w centrum Helsinek można zobaczyć pijanych leżących na ulicy. Pije się tam dużo, intensywnie i panują tam, jak u nas, honorowe reguły picia. Na pewno jest tak w Rosji.

W piciu mocnych alkoholi, wydawało się nam jeszcze niedawno, jesteśmy siłą. A tu okazuje się, że według badań Światowej Organizacji Zdrowia, zajmujemy w Europie dopiero 19 miejsce! Wyprzedzają nas Francuzi, Niemcy, nawet Czesi! Ktoś skomentował ten fakt, że nasz honor został ośmieszony!
Wszelkie porównania są wstrętne - powiedział Miguel Cervantes. Wstrętne są dlatego że - a priori - mogą być stronnicze. W porównaniach tkwi nadzwyczajny potencjał. Kiedy czytamy o takich statystykach, możemy od razu postawić sobie pytanie: Kto pije? Co pije? Jak pije? Na przykład - bardzo dużo piją Francuzi, ale co piją? Wino. Po drugie, kto we Francji pije? Wszyscy! Nawet dzieci. Mówienie, że to jest n litrów na głowę, znaczy, że we Francji to jest nieomal na każdą głowę. Natomiast jak się mówi o takich statystykach w Polsce, to się okazuje, że to nie jest na głowę, tylko na połowę głów. A więc dwa razy więcej! Zatem gdy patrzy się na ten problem ze statystycznej perspektywy, to okazuje się, że te porównania są złudne. Co więcej, chyba nie ma znaczenia to, czy zajmujemy miejsce dziewiętnaste, czy dwudzieste, tylko czy ludzie umieją pić i czy z tym piciem potrafią sobie poradzić. Pani mówi o dziewiętnastym miejscu, a gdy patrzę przez moje okno w Sopocie, to mam wrażenie, że w tej dyscyplinie bijemy ostatnio absolutny rekord świata! Widuję pijanych obywateli tego miasta już od siódmej rano! Aż do zmroku. I co więcej, wcale nierzadko. Już nie mówię o weekendach i sezonach pijackich. Dlatego nie wiem, czy warto tak się przejmować statystykami. Jednym daje to nawet pociechę, że nie jest tak źle, "19 miejsce! Fiu, fiu!", mogło być gorzej...

Czytaj także:
Alkohol tylko w państwowych sklepach przez osiem godzin?
Młodzież bije alkoholowe rekordy

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

W ogóle mamy powody, żeby mniej pić? Wydawałoby się, że raczej powinniśmy pić więcej. Kryzys, sytuacja polityczna... Chyba że Polacy tym się nie przejmują i po prostu piją swoje.
Przygotowujemy teraz cykl badań związanych z niepokojem wynikającym z utraty wolności. Zrobiliśmy 11 podejść, kompletnie bezskutecznych! Okazuje się, że dorośli obywatele Polski są zupełnie niewrażliwi na ten problem. To co ewidentnie jest kojarzone z utratą wolności, w ogóle się im z wolnością nie kojarzy. Czasem kojarzy się z agresją, czasem z przemocą, gwałtem, z różnymi rzeczami, ale z wolnością nie. Dlatego byłbym ostrożny z wyjaśnieniami, dlaczego ludzie piją. Bo ludzie piją zasadniczo z dwóch powodów. Po pierwsze, bo lubią. Po drugie, bo się tego nauczyli. Co więcej, jedno nie wyklucza drugiego. A cała reszta to są konteksty, różnego rodzaju alibi, które się do tego dobudowuje. Spójrzmy na sposób picia. Jak to się różnicuje. Mężczyźni piją kolektywnie, nieczęste jest w tej grupie zjawisko samotnego picia. Kobiety piją w samotności. Około półtora miliona Polek pije systematycznie i w samotności. Bez względu na wiek. Ogromna rzesza! Dlatego że tak się przejmują kryzysem i sytuacją polityczną? Wątpię.

Może raczej zapijają coś niż piją?
Wielu prawdopodobnie w taki sposób radzi sobie z napięciem czy kłopotem wewnętrznym, ale tylko do pewnego momentu, bo później owo napięcie pojawia się z braku alkoholu, a nie z jakiegokolwiek innego powodu. Mnie te psychologiczne otoczki dosyć mało przekonują. Że ludzie piją, bo są nieszczęśliwi? Piją też ze szczęścia. Ale też dlatego że im się nudzi. Że jest alkohol i coś trzeba z nim zrobić. Piją dlatego że spotkali Stefana. Dobudowywanie do tego jakichś ideologii przypomina trochę syndrom dorosłych dzieci alkoholików. Kiedy słyszę o 50-letnim mężczyźnie, który jest dorosłym dzieckiem alkoholika, to chciałbym mu powiedzieć, że czas już, by przestał być dzieckiem. Już najwyższa pora dorosnąć. Oczywiście, osoby, które przeżyły traumę alkoholizmu domowego, są nią dotknięte, ale DDA to dla nich głównie znakomite alibi. Można tym tłumaczyć wszystkie swoje życiowe porażki, swoje niechlujstwo, moralne, intelektualne, społeczne, jakiekolwiek. Słuchać tego nie mogę! I zawsze na to odpowiadam, że czas się opamiętać! Rozumiem, że to jest złe wspomnienie, ale okazuje się, że łatwiej sobie poradzić ze złym wspomnieniem z obozu koncentracyjnego... Proporcje zostały tu zachwiane, nie potrafię łatwo się z tym pogodzić.

Dyrektor pewnego teatru tłumaczył kiedyś w wywiadzie, że w PRL dlatego kwitło życie towarzyskie w teatralnym bufecie, bo aktorzy zapijali szary czas komuny. Picie wódki w PRL nie było tym samym piciem wódki co dziś?
To są wszystko naiwne opowiastki. Wtedy jedni pili, inni coś robili...

A jeszcze inni i robili, i pili.
I zrobili wcale niemało. Myślę, że takie usprawiedliwienia mają załatwić jakiś problem. Może problem poczucia winy, dysonansu wewnętrznego? Że "okropnie się upiłem i z tego będą jakieś nieprzyjemności". Albo: "Nie mogę powiedzieć, że byłem zwykłym pijaczkiem, ochlejem, ale że byłem ofiarą systemu - to brzmi całkiem ładnie". Często przyglądam się ulicy. Jest dobrym obrazem rzeczywistości. Najbardziej typowym widokiem w Sopocie po południu jest mężczyzna, który idzie z kilkoma puszkami piwa i torebką chipsów. To codzienność. Z takiej perspektywy psychologicznej nie jest istotne, ile ludzi pije, tylko jak często i czy systematycznie. Podczas studiów we Wrocławiu wynajmowałem pokój u bardzo miłych ludzi. Właściciel tego mieszkania miał zwyczaj upijać się raz w miesiącu. Pijany w sztok, przychodził do domu, wołał swoje córki, one brały gitarę i akordeon i tak sobie razem do rana koncertowali na całego. A rano tatuś się otrzepywał i, jak gdyby nigdy nic, szedł do pracy. To był uroczy sposób upijania się. Ale często takie upijanie się wygląda inaczej. Prostactwo, prymityw, agresja. Złowroga przemoc. To są te konteksty. Natomiast sam alkohol nie jest tu najważniejszy.

Picie wódki to, jak się szczycimy, dyscyplina, w której wreszcie możemy dorównać Rosjanom.
Czy ja wiem? Rosjanie pili gorszą wódkę, choć pili jej dużo. W latach 70. wyszła u nich książka pod tytułem "Rosja pijana", w której pokazywano socjologię picia tam, objawy postępującej degeneracji społecznej związanej z rozpowszechnianiem się alkoholizmu, piciem od małego, piciem trującego samogonu, piciem wszystkiego. I piciem bez jedzenia...

"Po pierwym (stakanie) nie zakuszaju. Po wtorom toże" - słynna kwestia z "Losu człowieka".
Nie zapomnę pewnej sceny w Moskwie. Kilometrowa kolejka ciągnąca się wzdłuż muru. Tak mnie to zaciekawiło, że postanowiłem zobaczyć, dokąd prowadzi. Okazało się, że do baru, gdzie sprzedawano wódkę na kieliszki. Wyglądało to jak perpetuum mobile. Człowiek wchodził, wychodził i od razu stawał na końcu kolejki. Tak bez końca. Na dodatek dość wcześnie rano. Myślę jednak, że przekonanie o tym, że Polacy mają mocną głowę, że w tych zawodach jesteśmy lepsi nawet od Rosjan, to stereotypy. Legendy.

Czytaj także:
Alkohol tylko w państwowych sklepach przez osiem godzin?
Młodzież bije alkoholowe rekordy

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

A powiedzenie "pijany jak Polak"? Krąży opowieść, jak to Napoleon się nami zachwycał. Po bitwie pod Frydlandem w 1807 roku pijaństwo trwało podobno kilka dni. Niespodziewanie Rosjanie rozpoczęli kontratak. Okazało się, że tylko oddziały polskie rzuciły się do walki. Udało im się powstrzymać nieprzyjaciela i osłonić resztę niezdolnej do boju armii. Napoleon miał ponoć napisać: Jeżeli już macie pić, to pijcie jak Polacy.
Ludzie piją, zachowując złudzenie kontroli, tymczasem picie jest świadectwem utraty kontroli, niezdolności do powstrzymania się. To złudzenie, że ktoś po wypiciu wciąż panuje nad sytuacją, widać na naszych drogach. W wielu sytuacjach. Ktoś pijany do cna wychodzi na scenę i wydaje mu się, że nadal jest Hamletem, a tymczasem już Hamletem dawno nie jest... Owo upiorne złudzenie to jest problem. W internecie czytam różne deklaracje o tym, jakież to wyczyny udało się komuś po pijanemu zrobić! Od razu przypominam sobie badania, które się odwołują do jednej z najbardziej zautomatyzowanych czynności, jaką jest pisanie. Otóż po siedmiu kieliszkach alkoholu ludzie praktycznie przestają umieć pisać! Im się jeszcze wydaje, że pisać umieją, natomiast to, co napiszą, jest już tylko ciągiem nieczytelnych liter. To uszkodzenie pisma zaczyna się już po trzecim kieliszku.

Co badani musieli napisać?
Jedno zdanie - "Potrafię prowadzić samochód po wypiciu alkoholu". Wydawało się im, że potrafią to napisać bez problemu. Jednak po siedmiu głębszych wyszedł im z tego bełkot. Jeśli alkohol powoduje takie spustoszenie podczas wykonywania najbardziej zautomatyzowanej czynności, to jeszcze większą niezdolność musi wywoływać w tych mniej mechanicznych. A ludziom się wydaje, że jest inaczej.

Po siedmiu kieliszkach - mówi Pan. To były badania robione na Polakach?
Może Polacy tracą kontrolę dopiero po siedemnastym, nie wiem... Badani byli Holendrzy.

Marian Załucki ujął kwestię narodowego picia tak: Słowem taka nasza już historiozofia,/że ciągle nas życie przymusza do ofiar/i znikąd dyspensy/ni litości trochę…/Ot, weźmy alkohol./Po prostu czyściochę:/Anglika to dławi, Francuza to dusi,/a Polak - musi/Nawet gdy i jego mierzi to i skręca,/to się dla swoich rodaków poświęca"...
Obraz "my Polacy" to kolejny stereotyp. "My Polacy złote ptacy"... Nie ma przed nami ograniczeń! Ja bym tego nie lekceważył, bo to są zbitki, które pokazują jakieś rytuały społeczne. Rytuałem społecznym jest też picie alkoholu. W tej dziedzinie nawet Kościół, który próbuje wprowadzić prohibicję z okazji pierwszej komunii, jest kompletnie nieefektywny. Bo wtedy może mniej się pije przy dzieciach, ale przecież się pije. "No skoro już się tu zebraliśmy, przy stole, całą rodziną"... Ale tak samo szuka się okazji w Niemczech, a nawet w Skandynawii. Choć w całej Skandynawii jest na pewno mniej punktów sprzedaży alkoholu niż w jednym Sopocie. Jednak nawet u nich nadchodzi taki czas... Podczas święta przesilenia letniego, pod koniec czerwca. Wtedy odbywa się tam takie pijaństwo, że oczy mi na wierzch wychodziły, kiedy to obserwowałem. W naszej polskiej obyczajowości utarło się, że bez wódki nie może być przyjemnie, że to jest warunek życia towarzyskiego, przyjemnej atmosfery, co wskazywałoby na to, że nasze kompetencje społeczne są jednak bardzo ograniczone.

Bez wódki nie rozbierosz.
Właśnie.

Przed nami Euro. Dobra okazja do pokazania, co to nie my, niekoniecznie na boisku... zwłaszcza że pewnie tam aż tak brylować nie będziemy...
Obok mojego domu jest knajpa, gdzie często koczują Brytyjczycy. Muszę pani powiedzieć, że oni już dawno prześcignęli Polaków. W piciu, upijaniu się i awanturowaniu. Gdy w czasie mistrzostw Sopot stanie się alkoholowo-seksualnym zapleczem, to
ja...

Wyjedzie Pan?
Na pewno wyjadę, bo nie chcę tego oglądać. Małe miasto i dziesiątki nabuzowanych ludzi. Jedni nabuzowani dlatego że nasi wygrali, inni dlatego że nasi przegrali. I przenoszący te antagonizmy rozmaite na inne dziedziny życia. Lepiej tego nie oglądać...

Rozmawiała Gabriela Pewińska
[email protected]

Czytaj także:
Alkohol tylko w państwowych sklepach przez osiem godzin?
Młodzież bije alkoholowe rekordy

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piją, bo lubią, reszta to alibi. Alkoholowe mity - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki