Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Frontowa Wielkanoc. O Świętach w okopach

Barbara Szczepuła
Wieś była całkiem wyludniona. Ani żywego ducha. Domy murowane, kryte dachówką, porządnie urządzone, w kuchni cerata na stole, na półkach wyczyszczone garnki, w pokojach łóżka z pierzynami.

No, chłopaki, nareszcie sobie pośpimy, żołnierze rzucają się na sienniki i poduszki w brudnych mundurach. Nie, nie w brudnych, przecież po zdobyciu wsi Gross Sabin, której Niemcy bronili tak zaciekle, a oni czołgali się w błocie, które wciskało się pod ubranie, zatykało usta, uszy i oczy, wykąpali się już i przebrali, ale po paru godzinach wszy znowu się pojawiały.

Skąd ich tyle, skóra cała w cętki, podrapana do krwi, tak wygląda wojna, wszy i brud, brud i wszy - myśli szeregowiec Czyczyro, leżąc w niemieckim łóżku, w jeszcze ciepłej pościeli, pod ślubnym portretem niedawnych właścicieli, którzy w panice nie zdążyli go zabrać. Achtung! Rosjanie nadchodzą, nadchodzą, nadchodzą… niosło się po wsiach i polach, odbijało od wody jeziora, wywołując strach i przerażenie. Kobiety zostawiały niedopitą kawę w kubkach na stole, zaprzęgały konie, wskakiwały na wozy, wciągały dzieci i pędziły w stronę morza, nie oglądając się za siebie, aby tylko zdążyć na statek. Jeśli nie udało się uciec - Mietek zamyka oczy - kończyły jak te pod lasem.
Któryś z żołnierzy przybiegł i krzyknął: Lećcie zobaczyć, tam gołe baby leżą. Było ich siedem. Młode, nagie, z rozrzuconymi nogami, z twarzami wykrzywionymi bólem i przerażeniem. Nie żyły. Kobiet dawno nie widzieli, a Mietek to po prawdzie nigdy nagiej kobiety nie widział, miał 16 lat, kiedy na ochotnika zgłosił się do Wojska Polskiego. Gdy mu wojskowa lekarka kazała spuścić spodnie, by zobaczyć genitalia, spiekł raka i nie mógł ze zdenerwowania paska odpiąć.

Kot wskoczył przez okno do pokoju. Kot jak kot, niemiecki czy polski, żadnej różnicy. Taki sam w Langenhagen jak w Starzynkach.

Starzynki, rodzinna wieś szeregowca Czyczyro, leżała w gminie Iwieniec, w powiecie Wołożyn, w województwie nowogródzkim. Wieś nie byle jaka. Kościół był i szkoła czteroklasowa, cmentarz, pozostałości po karczmie i browarze. Dom Czyczyrów okazały, z gankiem, choć strzechą kryty. Tata dom postawił drewniany, mimo że był murarzem, a żonę przywiózł aż z Litwy Kowieńskiej, z dóbr Radziwiłłów. W dzieciństwie Weronika bawiła się w parku okalającym pałac w Towianach, z księżniczkami uczyła się francuskiego, bo jej ojciec był tam rządcą. Przystojny murarz Czyczyro, najęty do jakiejś roboty, zakochał się w Weronice, szybko zaprowadził ją przed ołtarz i zabrał do Starzynek. Jego rodzice byli oburzeni, że nawet nie zaprosił ich na wesele, więc w domu wyprawili młodym drugie. Weronika przywiozła ze sobą do Starzynek maszynę do szycia Singera, którą dostała w posagu. Wszystkie sąsiadki zazdrościły jej tego Singera. Czyczyrowa miała dobry gust. Nie tylko szyła, ale i doradzała kobietom, czy lepsza będzie sukienka z kołnierzykiem, czy ze stójką.

Pan Włodek pomaga biednym rodzinom. Poczytaj o jego dylematach

Mietek miał zaledwie 14 lat, gdy zmarła. Skończyło się dzieciństwo, nikt już nie przytulił, nie pocałował. Usiłuje przypomnieć sobie jej twarz, ma takie zdjęcie: mama siedzi, a obok stoją Witold, Aldona i Jadwiga. On tuli się do mamy, trochę jakby markotny, a może speszony, bo fotografowanie się było wtedy wydarzeniem nadzwyczajnym.
Naciągając na głowę kraciastą pierzynę, szeregowiec Czyczyro zasypia i śni mu się znowu, że leży w błocie, a szli tyralierą i nagle księżyc wyszedł zza chmury, Niemcy rozświetlili noc rakietami, zaczęli walić ze wszystkich luf… a on pełznie do kolegi, który zaległ kilka metrów dalej, dotyka jego ciała - jest sztywne.

Ze z górą dwustu żołnierzy batalionu przeżyło dziewięćdziesięciu.

I nie jest to wcale sen.

Dlaczego tak się rwał do tego wojska? Takie piękne piosenki mama o wojnie śpiewała, wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani, tęsknił więc do tej pani, oj tęsknił. Do czego zresztą może rwać się chłopak w czasie wojny? Chce walczyć. Na strychu pod strzechą ma schowaną zdobyczną broń. Najchętniej poszedłby do partyzantki, do lasu, tam zza każdego drzewa partyzant wyglądał. Sowiecki, białoruski, polski. Tylu ich było, ale kto przyjmie takiego gówniarza? Akcje partyzantów przeciw Niemcom, szczególnie ta na szefa gestapo w Iwieńcu, wywołują odwet, mnożą się aresztowania i egzekucje, płoną całe wsie, ludzie śpią na polach, chowają się po lasach.

* * *

Szeregowiec Czyczyro budzi się, bo kwietniowe słońce w okna zagląda. Niewydojone krowy ryczą, koguty pieją. Żołnierze łapią koguty i rosół gotują, zajadają się, oblizują, mlaskają.
Wszyscy szukają we wsi Langenhagen skarbów, więc i on szuka, ale czy ktoś skarb jakiś znalazł, nie wiadomo, bo nawet jeśli miał szczęście, to nikt się przecież nie pochwali. Mietek znajduje rower. Z połamanymi kołami wprawdzie, ale zawsze rower to rower, więc teraz szuka nowych kół, do komórek wszystkich zagląda, do stodół i do piwnic.
Skompletował go wreszcie, jeździ po wsi tam i z powrotem, bo oddział czeka na uzupełnienie. Znowu rzucą ich na front, pod niemieckie kule, bo do Berlina jeszcze kawał drogi. Wpada do jednego domu na obrzeżach wsi, a w izbie wystraszony staruszek patrzy na niego błagalnym wzrokiem. Szuka czegoś w torbie, wyciąga złoty łańcuszek i chce go dać szeregowcowi Czyczyro, ale on kręci przecząco głową, że nie, nie weźmie. Sam nie wie, dlaczego żal mu się zrobiło tego starego Niemca, przecież jeszcze wczoraj strzelał do jego ziomków, może do jego syna, ale teraz, gdy stoją tak twarzą w twarz, nie jest to już wróg, tylko człowiek, w dodatku człowiek, który się boi, bo szeregowiec Czyczyro ma karabin w ręku. Nie strzeli do niego, to byłoby morderstwo, odwraca się i odchodzi, choć przecież - myśli - ten Szwab mógł zatruwać żywność. Stale o tym przypominali dowódcy.

Choćby żarcie wyglądało świeżo i apetycznie - lepiej nie ruszać. Ale Mietek nie posłuchał. Kilka dni wcześniej znalazł puszkę sardynek. Portugalskich. Nigdy nie jadł sardynek, w dodatku portugalskich. Ale jak otworzyć puszkę? Wziął w końcu jakiś szpikulec, podziurawił blachę, niszcząc przy okazji sardynki, ale to nic, zjadł wszystko i nawet zlizał olej z palców. Pycha! No i przeżył, wcale nie były zatrute, choć z początku jednak się trochę bał, że umrze w męczarniach.

* * *

Przecież to Wielkanoc, święta - przypominają sobie żołnierze. - Tyle zwierzyny biega po podwórkach i polach, trzeba kiełbasy robić. Znalazł się lwowiak, który w cywilu był rzeźnikiem. Świnię zarzyna, kiełbasy szykuje, szynki wędzi, bo we wsi jest oczywiście wędzarnia jak się patrzy, oj, zapach upajający niesie się na całą okolicę, dym jałowcowy snuje się aż hen nad Kamper See (dziś jezioro Resko Przymorskie). Młodzi podkradają kurom jaja i wykopują kartofle z kopców. Będzie uczta. Mietek próbuje ogień w kuchence rozpalić, ale idzie mu niesporo, wreszcie rozgrzebuje popiół i znajduje piękny, gruby połeć słoniny schowany pewnie na czarną godzinę.

Marian Zacharewicz wspomina Irenę Jarocką

Stoły do śniadania wielkanocnego nakryte, żołnierze jajkiem, choć nieświęconym, się dzielą, szynkę zajadają, rosołem popijają, nawet spirytus jakiś się znalazł, bo co to za święta bez gorzałki? Wprawdzie śmierdzący, ale nikt nie zwraca na to uwagi. Także nieletni szeregowiec Czyczyro i jego frontowy przyjaciel, równie młody Kazimierz Słoniowski z Kołomyi, dostają po kieliszeczku. Gdy się najedli i popili, posmutnieli, bo każdy swój dom rodzinny sobie przypomniał, ten żonę i dzieci, tamten matkę, inny ojca, jeszcze inny narzeczoną. Co oni tam teraz robią, pewnie poszli do kościoła i modlą się o szczęśliwy powrót ojców, synów, braci.

Ale czy wymodlą im zdrowie i życie, czy Boga uproszą, skoro nie znasz dnia ani godziny, skoro śmierć tak kosi, tak strasznie kosi? Już ta wojna nie wydaje się piękną panią, za którą idą chłopcy malowani, ale wstrętną starą babą, która prowadzi na zatracenie.

Mietek widzi Starzynki: z koszyczkiem idzie z ciocią Marylą do kościoła, a w koszyczku jaja pofarbowane w łupinach z cebuli, kiełbasa, chleb i sól. Dom aż lśni, wysprzątany od piwnic po strych. Podłogi wyszorowane, okna pomyte, pajęczyny pousuwane, ściany pobielone. Dzieci wykąpane, ostrzyżone, w nowych bluzeczkach z białymi kołnierzykami, które mama uszyła na swojej maszynie Singera. O świcie rezurekcja, potem to najbardziej uroczyste śniadanie w roku, "Chrystus zmartwychwstał" - mówi dziadek, wracając z porannej mszy, "Christos Woskres" - uśmiecha się przechodząca obok niego sąsiadka.

* * *

Na Berlin, na Berlin, nad Odrą huk taki, że wydaje się, iż za chwilę świat się skończy, kosmos rozpadnie, bo nie wytrzyma tego strasznego dźwięku, jaki wydają rozstawione co cztery metry działa, tego ryku katiusz, uuu, uuu, uuu…

- Apokalipsa - mógłby pomyśleć szeregowiec Czyczyro, gdyby przypomniał sobie, co ksiądz czytał w kościele: "Pierwszy anioł zatrąbił i stał się grad i ogień pomieszany z krwią, i był rzucony na ziemię. I trzecia część ziemi zgorzała, i trzecia część drzew zgorzała, i wszelka zielona roślina zgorzała. I drugi anioł zatrąbił. I jakby wielka góra ogniem pałająca była rzucona w morze… Trzeci anioł zatrąbił. I spadła z nieba gwiazda wielka gorejąca jak pochodnia"…

Ale szeregowiec Czyczyro nie ma czasu na myślenie, bo wraz z przetrzebionym plutonem dostał przydział do batalionu medyczno-sanitarnego. Jest teraz sanitariuszem. Ziemia spalona, czarne kikuty drzew, Odrą jakby sama krew płynęła. Rannych jest tylu, że nie ma ich gdzie kłaść, jęki, krzyki, płacz, błagania, złorzeczenia i modlitwy mieszają się ze sobą. Chirurg w naprędce rozstawionym namiocie operuje bez przerwy, a Mietek podaje rannym eter.

Pamięta umierającego żołnierza, którym kazała mu się zaopiekować pielęgniarka. - Rozmawiaj z nim. - O czym mam rozmawiać? - przestraszył się. - Przekonuj go, że wyzdrowieje.

- Umieram - jęczy ranny.
- Przeżyjesz.
- Pod poduszką mam dokumenty i adres rodziny na Białorusi. Mam żonę, czworo dzieci, córeczka całkiem malutka jeszcze, pewnie mnie nie pamięta. Napisz, że o nich myślałem. Napiszesz? - to były jego ostatnie słowa, potem ciałem zatrzęsły drgawki.

Dziś jeszcze ma w oczach tę straszną walkę życia ze śmiercią, światła z ciemnością, dobra ze złem. I choć przedtem i potem widział tylu umarłych, trupy, trupy, wszędzie trupy, jedni na drugich, bez rąk, bez nóg, widział zmiażdżonych przez czołgi, z otwartymi brzuchami, z przestrzelonymi głowami, z których wylewał się mózg, to tego właśnie żołnierza z Białorusi zapamiętał w szczególny sposób i choć dziś nie pamięta już nawet jak się nazywał, nieraz zastanawia się, czy ten list wysłany pocztą polową dotarł do jego rodziny.

* * *

Po sforsowaniu Odry 6 Dywizję Piechoty 1 Armii Wojska Polskiego skierowano na północ, od Berlina.
Szeregowiec Czyczyro patrzył z daleka na czarne dymy unoszące się nad stolicą Niemiec, a przed sobą miał wielkie pole czerwonych tulipanów.

Pomyślał, że to znak, iż świat wraca do równowagi. Kwiaty znowu będą kwitnąć i nie zadepczą ich wojskowe buty. Dziewczyny będą je stawiać w wazonach na stołach, przy których zasiądą całe rodziny.

* * *

Rodzina Mieczysława Czyczyro nie zasiadła przy wspólnym stole. Starzynki, wraz z ojcem, siostrami i bratem, zostały w Sowieckiej Republice Białoruskiej.

W Gdańsku Mietek odnalazł męża starszej siostry. Przyjechał więc nad Motławę.
Już tu został. Pracował przy uruchamianiu pierwszego tramwaju, który ruszył wśród ruin znowu polskiego Gdańska ulicą Długą (dawniej Langgase).

Barbara Szczepuła
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki