18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Władek pomaga biednym rodzinom. O miłosierdziu i przedwielkanocnych dylematach

Irena Łaszyn
Najpierw jedziemy do Smolna pod Puckiem. Do ubogiej rodziny, której dobrzy ludzie zbudowali i wyposażyli dom. To ma być ciepła opowieść z happy endem, ale im bliżej wsi, tym bardziej robi się nerwowo.

- A jeśli Zygmunt się napił? - pyta retorycznie pan Władek, czyli Władysław Ornowski z Fundacji Pomocy na rzecz Dzieci. - Już go raz w takim stanie widziałem, gdy przyjechałem bez uprzedzenia.

- Pijanym pan nie pomaga?

- Pewnie, że nie pomagam! Ale Zygmunt ma dwanaścioro dzieci. Gdy o tym myślę, to się łamię. Co one winne? Dlaczego mają być głodne w święta? W święta, to wszyscy jedzą. Nawet ci, którzy na co dzień nie dojadają.

Już teraz łamie się panu Władkowi głos. Wrażliwiec z niego, nie na nasze czasy. Jedni mówią: Głupi. Inni: Anioł. Jeszcze inni: Gdyby taki nie był, to by leżał na kanapie przed telewizorem, zamiast tłuc się po wertepach i targać kartony z darami, a jego podopieczni już by dawno powymierali.

- Z głodu?

- Oczywiście, że z głodu. Pani pojedzie, zajrzy w garnki, to pani zobaczy, co jada bieda.

- A ta bieda, to starania pana Władka docenia?

- Pani pojedzie, to pani zobaczy.

Patrzę więc. Zagracone podwórko, w centralnym miejscu wypatroszona kanapa, na niej - cztery psy. Gdy wysiadamy z busa, zrywają się z jazgotem.

- Jezus, Maria! - wyrywa się panu Władkowi i nawet nie zauważa, że tym razem łamie drugie przykazanie. - To nasza kanapa, moja i Marysi. Oddaliśmy nowiutką, w odruchu serca, bo nie mieli na czym spać, a my mieliśmy jeszcze drugą. Nie sądziliśmy, że tak skończy.

Oprócz psów, pojawiają się policjanci, którzy mają sprawę po sąsiedzku. I wyłania się pan Zygmunt. Na bosaka. Jest chudy, w łachmanach, mocno wczorajszy. - Kocham pana, panie Władku! - wykrzykuje z uczuciem. - Jak ja na pana czekałem!
Pan Władek jest bladoczerwonozielony. Ktoś mówi, że kiedyś skończy na zawał.

Jak pije, to nie je

Nowy dom, osiem lat temu, postawił Daniel Czapiewski z Szymbarku, ale tak naprawdę, to wszyscy się na niego składali. Jeden dał kafelki, drugi - panele, trzeci - meble, czwarty - lodówkę, piąty - dywan i garnki. Pan Władek to przytargał, a i potem ciągle coś podrzucał. Pan Zygmunt z rodziną, gdy opuszczał swój stary zrujnowany dom i wprowadzał się do tego darowanego, był dumny jak paw. Pokazywały go wtedy różne telewizje i gazety.

Dziś nie jest dumny. Lodówka popsuta. Szafki kuchenne zdekompletowane. Ściany brudne. Segment zagracony. Tylko telewizor działa i drze się na cały regulator.

- Ależ ja lubię seriale! - pan Zygmunt znowu się wzrusza. - Jak ja te filmy kocham! A najbardziej "W-11". Nie ogląda pani? Ojej, to ja pani współczuję.

- Pracuje pan czasami?

- Skąd! Na rencie jestem. Tu przecież nie ma pracy. Niekiedy dostajemy zasiłek z opieki, ale mały jest, na nic nie wystarcza.

- Na alkohol wystarcza.

- Co też pani? Jaki alkohol? Ja tylko wino piję, to najtańsze, po 6,50 sztuka. Biorę na krechę, dwie butelki dziennie. A za karę nic nie jem. Już od trzech dni niczego poza winem nie miałem w gębie. Zobaczcie, jaki chudy jestem!

Unosi bluzkę, pokazuje żebra. Naprawdę jest chudy, najchudszy w rodzinie. Żona ma się lepiej, nie narzeka. Siedzi przy kuchennym stole i zawija tytoń w papierki. Na kuchence pyrka zupa. Jaka? Z dwóch buraczków ćwikłowych i paru litrów wody. Nic więcej w domu nie było. Ale dzieci lubią buraczki, zapewnia pani Ola, zjedzą ze smakiem.

Dzieci nie są już takie małe, sporo rozumieją. Najmłodsze, bliźniaki, mają 13 lat.

- Pan Zygmunt często pije?

- Jak wpadnie w cug, to przez dwa-trzy tygodnie nie trzeźwieje - odpowiada pani Ola. - Ale potem długo nie pije. W sumie nie jest zły.

Pan Zygmunt oprowadza po włościach. Sześć pokoi, dziewięcioro dzieci, bo reszta na swoim, sześć psów i koty.
- A co w tym domu jest od pana Władka?

- Wszystko! Gdyby nie on, to nic byśmy nie mieli. Tylko ten święty obrazek na ścianie sami kupiliśmy.
Pan Władek pędzi do samochodu, wyciąga pudła, torby, torebki. Pan Zygmunt usiłuje pomagać. Ugina się pod ciężarem. Mówi, że to od niejedzenia.

- A teraz zrobię sobie kisielku - rozmarza się. - Ależ ja pana kocham, panie Władku! Jak ja się cieszę, że ktoś przyjechał! Ja po waszych twarzach widzę, że jesteście mądrzejsi ode mnie.

Pan Władek spuszcza głowę. Włącza silnik.

- Muszę to przetrawić - mówi cicho. - Ale jak przetrawić pijaka? Nie wiem, co z nim zrobić. Przecież nie będę go bić. Pytałem tego policjanta na podwórku, jak można pomóc. A on mi na to, że zainteresowany najpierw musi wyrazić zgodę na leczenie. No i że ktoś powinien się tym zająć. To ja pytam: Kto? Bo chyba nie pan Władek. Gdzie jest opieka społeczna?

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Rozdali milion

Czasem ogarnia go zniechęcenie. Gdy ktoś niszczy darowane meble i kolejną szansę, człowiek zaczyna wątpić. Chciałby to wszystko rzucić. Ale potem się zastanawia, czym jest miłosierdzie. Myśli sobie, że gdyby ci ludzie byli inni, to sami umieliby sobie poradzić w życiu. Skoro nie potrafią, to musi być ktoś taki jak pan Władek.

- I pani Marysia - natychmiast dodaje. - Bo wszyscy pamiętają o Władku, a o Marysi zapominają. A my razem działamy. Razem zbieramy i rozdajemy dary, razem prowadzimy bank żywności, organizujemy kolonie i obozy. Wozimy dzieciaki do Brukseli, prowadzimy na Kasprowy i na lody. Żeby zobaczyły inny świat, przekonały się, że może być czysto, bez awantur, a zęby warto myć codziennie.

Pan Władek mówi, że bez żony nie dałby rady. Oboje są tak samo zakręceni. Pomagają potrzebującym już ponad 30 lat. Zaczęło się od wspierania strajkujących. a potem, w stanie wojennym, rodzin represjonowanych kolegów. Rozkręciło się. Hasło "Pan Władek" otwierało różne drzwi. Ponad 15 lat temu założyli fundację, by łatwiej dogadywać się z agendami rządowymi i niektórymi instytucjami. On został prezesem, ona - wiceprezesem, biuro otworzyli we własnym mieszkaniu, dokładnie - w sypialni. Drugi pokój zajmuje bowiem córka z zięciem i wnukami.

- Uważam, że bieda jest coraz większa - twierdzi pan Władek. - Tylko że ta prawdziwa siedzi cicho. Poza tym, pozacierały się granice między ubóstwem a ludzką nieporadnością. Ja też, niczym premier, słyszę: Panie Władku, jak żyć?

Pan Władek, choć już emeryt, każdego dnia wstaje o 5.30 i rusza w trasę. Najpierw jedzie do magazynu, którego użycza Port Gdański Eksploatacja SA. To tam trafiają wyżebrane przez fundację dary.

- Ostatnio dostaliśmy z magazynów Dr. Oetkera w Kokoszkach aż 12 ton budyniów, kisieli i ciasta w proszku - relacjonuje pan Władek. - Pani spojrzy, ile tego wiozę. Na święta w sam raz.

Oprócz kisieli i budyniów jest odzież, którą się podzieliła Irena Kazimierczak z punktu "Dar Serca" na Przymorzu, artykuły spożywcze ze sklepu Merkus na sopockim Brodwinie oraz mrożone frytki i placki kartoflane, podarowane przez Farm Frites Poland i Aviko. Bus wypełniony po brzegi, ledwie ciągnie.

- Rocznie przekazujemy potrzebującym jakiś milion złotych - uśmiecha się pan Władek. - Tyle bowiem warte są dary, które rozwozimy busikiem.

Pani Marysia dodaje, że jedni się z tego cieszą, a inni nie. Czasem jakiś urzędnik z opieki społecznej, gdy ich widzi, to tylko wzdycha: Matko, znowu przyjechali! Taki urzędnik pracuje do piętnastej, nikt mu nie płaci za nadgodziny, a tu trzeba zostać, odebrać towar. Człowiek, czyli urzędnik, musi się szanować!

- Często sam te pudła targam - nie ukrywa pan Władek. - Nie ma chętnych do pomocy. Wracam wieczorem, umordowany, ale o 5.30 wstaję i znowu jadę, żeby zdążyć przed świętami. Mój rekord, to 48 ton bananów rozdanych w ciągu trzech dni.
Samochód ma niecałe pięć lat, na liczniku 215 tysięcy kilometrów.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Mokre oczy

Kilkanaście kilometrów dalej, w Parszczycach pod Krokową, kiedyś mieszkali Szynszeccy z piętnaściorgiem dzieci. Na trzydziestu metrach - siedemnaście osób.

- Chcieliśmy im zbudować dom, ale gmina dała działkę z linią wysokiego napięcia i transformatorem, więc zrezygnowaliśmy - opowiada pan Władek.

Parę miesięcy temu Szynszeccy dostali mieszkanie w Goszczynie. Trochę ciasne, ale i tak są zachwyceni. Pani Ania oprowadza po pokojach, pokazuje darowane meble.

- W tym pokoju mieszka siedmiu synów - pokazuje. - Mają piętrowe łóżka i wersalkę, muszą spać podwójnie. Niektórzy żartują, że jest jak na koloniach.

- Oni szybko odnaleźli się w nowym miejscu - podkreśla pan Władek. - Wygląda na to, że dadzą sobie radę. Najbardziej się cieszę, że najstarsza córka, 19-letnia Aurelia, po szkole dorabia w piekarni, a zaoszczędzone pieniądze inwestuje w kurs prawa jazdy.

Pan Władek znowu ma mokre oczy. - Czyż to nie jest piękne? - pyta.

Biegnie do samochodu, wyciąga kartony z mrożonymi frytkami, budyniami i słodyczami. Tutaj wszystko się przyda.
Szynszecki wprawdzie pracuje, jest listonoszem, od 35 lat na rowerze, ale gdy się ma taką gromadkę, to trudno nastarczyć.
- Żeby tylko zdrowie było - wzdycha pani Ania. - U mnie z tym ostatnio nie najlepiej. Cukier skoczył do 300, ciągle chudnę. Martwię się, bo dzieci małe. Najmłodszy syn ma dopiero sześć lat.

Jak zrobić górę

Kawałek dalej, w Szarym Dworze, mieszka Jolanta Bemka z szóstką dzieci. Wdowa od ośmiu lat.

- Mąż zmieniał butlę gazową, doszło do wybuchu - wspomina pani Jola, z trudem powstrzymując łzy. - Mnie wtedy nie było w domu, bo ja jeżdżę na sezony do ośrodków wczasowych, dorabiam w kuchni. Gdy przyjechałam, to już nie miałam ani męża, ani domu. Tylko wystraszone dzieci. Najmłodszy, Oktawian, miał dwa latka.

Po tym wybuchu dom stanął w ogniu, prawie wszystko się spaliło. Było ciężko. Ale pani Ola zakasała rękawy. W odbudowie pomagała gmina i pan Władek.

Dziś jest ciepło, przytulnie, domowo. Pachnie jedzeniem i przedświąteczną czystością. Pani Jola jest dobrą gospodynią.
- Pracuję na umowę-zlecenie, przy rybach - mówi. - Patroszę makrele. Na święta jest dużo zamówień, to trochę zarobię. Ostatnio nawet kupiłam płaski telewizor i zamrażarkę.

Pan Władek zauważa, że z tą zamrażarką dobrze się składa, bo on przywiózł mrożone frytki i placki.

- Na pewno się przydadzą - uśmiecha się pani Jola.

Do zakładu w Zdradzie jest kawał drogi. Składają się więc z sąsiadkami na benzynę, jeżdżą samochodem. Praca trwa od piątej rano do piątej po południu, ale warto się pomęczyć, żeby potem coś z tego było.

- Niektórzy mówili, że nie dam sobie rady, a dałam - mówi pani Jola. - Bo ja pracy się nie boję. Gdy nie jadę do ryb, to chodzę do jednej pani sprzątać.

- A o czym pani marzy?

- Nic dla siebie nie chcę. Tylko żeby jeszcze górę, dla dziewczynek, odremontować i zamontować schody. Żeby miały swój pokój. Bo na razie, to muszą spać razem z braćmi. Powolutku to zrobię, ale najpierw muszę trochę zarobić.
Pan Władek obiecuje, że będzie tu zaglądać. O remoncie piętra też pomyśli.

- Takim osobom, to aż się chce pomagać - przyznaje. - Sama pani widzi, jaka jest różnica między tym, co tutaj, a tym, co zastaliśmy w Smolnie.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Woda w ścianie

Wiśniewscy mieszkają w Nowej Cerkwi, w gminie Morzeszczyn, a ludzie mówią, że dom spadł im z nieba. Bo gdy jeszcze wynajmowali taki rozpadający się budynek, daleko od szosy, to po wodę chodzili z wiaderkiem do jeziora, a zimą siedzieli w jednym pokoju, żeby nie zamarznąć. Potem właściciel kazał im się z tej rudery wyprowadzić, a oni kompletnie nie mieli dokąd.
- Mąż któregoś dnia wyszedł i już nie wrócił - wspomina pani Beata. - Zostałam wdową z dziesięciorgiem dzieci. Ale przyjechał pan Władek z panią Małgosią, wszystko mi zorganizowali. Małgorzata Laskowska jest wolontariuszką, pomaga panu Władkowi. Gdy dowiedziała się, że rodzina Wiśniewskich wkrótce zostanie bez dachu nad głową, zaczęła szukać dla nich jakiegoś kąta. Kąt w miarę szybko znalazła, a szwagierka pani Małgosi znalazła sponsorów.

- Całkiem obcy ludzie kupili pani Beacie dom, za 130 tysięcy złotych - opowiada pan Władek. - Szczegółów nie ujawnię, bo oni chcieli pozostać anonimowi.

Urząd Gminy założył subkonto, zaczęły wpływać pieniądze na remont.

- Wójt zabrał mnie do sklepu, kazał wybrać kafelki - uśmiecha się pani Beata. - Wybrałam różowe do łazienki i czerwone do kuchni.

Pan Władek przywiózł meble, pralkę, lodówkę i dużo jedzenia. A pięcioletni Marek wziął panią Małgosię za rękę i zaprowadził do łazienki. - Woda ze ściany leci! - oświadczył zachwycony.

Pan Władek jest w Nowej Cerkwi częstym gościem. Nie wszystko mu się podoba. Uważa, na przykład, że komputery, które ktoś dzieciom podarował, odciągnęły je kompletnie od książek i nauki. Z pomaganiem nie można przedobrzyć. Ktoś, kto za dużo dostaje, nie potrafi tego uszanować.

Opowiada o innych przypadkach. O tym, jak się niektórzy od tej pomocy uzależniają. Nie pójdą do roboty, bo i po co, skoro przyjedzie pan Władek i przywiezie, co trzeba. Lepiej siedzieć i ćmić papierosy.

- Już dwa tygodnie pana nie było - wytykają mu tacy, wydmuchując obłoki dymu.

Pani Marysia w takich sytuacjach wznosi oczy do nieba. Przecież ona nadal pracuje, a z tymi darami, to jedzie wtedy, gdy ma wolne.

Ale przed każdymi świętami i tak się pojawiają. Najczęściej, z zaskoczenia, żeby zobaczyć, jak ich podopieczni radzą sobie na co dzień. Wkurzają się tylko wtedy, gdy sami muszą pudła z darami zanosić do środka, bo rodzina ogląda "W-11".

Napisz do autora: [email protected]

O TYM SIĘ MÓWI NA POMORZU:

Syn znanego krakowskiego kompozytora, Łukasz P. nękał Kasię Tusk?
Ceny wiejskich jaj idą w górę. Rolnicy skorzystali ze sklepowych podwyżek
Gdańsk: Policja poszukuje gwałciciela z Przymorza (PORTRET PAMIĘCIOWY)
Gdynia: 13 filmów fabularnych powalczy o Złote Lwy. Zobacz jakie
Publikacjami o więzieniach CIA zajmie się gdańska prokuratura

WYWIADY, OPINIE, KOMENTARZE:

Janusz Palikot: Chętnych do przejścia z PO do nas jest wielu
Kto wyzwolił Gdańsk? - felieton Barbary Szczepuły
Świat bez historii - felieton Piotra Dominiaka

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pan Władek pomaga biednym rodzinom. O miłosierdziu i przedwielkanocnych dylematach - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki